ROZDZIAŁ 23.

327 35 51
                                    

Kuba wziął do ręki telefon i wybrał numer do Loli. Rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu przy biurku i bujając się oczekiwał, aż usłyszy utęskniony głos brunetki. Był na tyle pochłonięty pracą, że przez prawie dwa tygodnie zamieniali tylko kilka zdań w ciągu dnia. W końcu usłyszał, że telefon został odebrany.
— Cześć maleńka, chciałem ci powiedzieć, że nagrałem naszą piosenkę, ale czegoś w niej brakuje. Zastanawiam się, czy może jak się spotkamy to spróbujesz zaśpiewać refren. Masz taki świetny głos, może byś się z tym zmierzyła? Co tak milczysz skarbie, znów cię zaskoczyła propozycja.
— Twoje skarbie się kąpie. Nie wiem kim jesteś, ale radzę ci odpierdolić się od mojej dziewczyny. W dodatku rekwiruję jej telefon, to i tak ja płacę rachunki i odcinam neta. Nie będzie już do ciebie pisać. Jeśli spróbujesz gnoju się z nią skontaktować, to cię kurwa znajdę...
— Damian?! — usłyszał podniesiony ton Loli w tle. Potem był tylko dźwięk, jakby strzelił jej w twarz i urwane połączenie.
— Ja pierdolę... — powiedział sam do siebie, w życiu nie czuł większego strachu. Brak jakiekolwiek kontroli nad tym, co teraz działo się w Londynie dostawał szału. Uderzył pięścią w ścianę i spojrzał na zegarek. Dochodziła 20:00. Może nie było jeszcze za późno. Wsiadł w swoje Porsche i ruszył na lotnisko. Dwadzieścia minut później znalazł się na lotnisku. — Najszybszy lot do Londynu?
— Za trzydzieści minut zamykane są bramki.
— Poproszę bilet w jedną stronę. — położył na blacie swój paszport i kartę płatniczą, po pięciu minutach, załatwił formalności i udał się na kontrolę bezpieczeństwa. Nie miał przy sobie praktycznie nic, więc przeszedł kontrolę w miarę sprawnie. Kiedy dobiegł do bramek ludzie wsiadali do samolotu. — Kurwa, xanax... — syknął kiedy zorientował się, że w pośpiechu nie wziął leków. — Kurwa... — rzucił pod nosem i poszedł w stronę wejścia na pokład. Nie liczyło się teraz nic poza tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w Londynie. Gdyby mógł popchnąłby ten samolot, byleby się wzbił. Jego telefon się rozdzwonił.
— Czego? — rzucił pośpiesznie.
— Gdzie jesteś, stoję u ciebie pod drzwiami.
— Siedzę w samolocie.
— Co? Tak sam z siebie? Gdzie ty le... Czekaj czekaj, czy ty aby nie lecisz do Londynu? — zapytał zdziwiony Krzysiek.
— Tak, jej chłopak odebrał, chyba ją uderzył, nie mam czasu tłumaczyć.
— Daj jej adres, złapię następny, najszybszy lot.
— Sprawdź inne lotniska z Okęcia ten był ostatni.
— Nie ma sprawy. Spotkamy się na miejscu i błagam nie wchodź tam sam, nie wiemy do czego jest zdolny ten typ.
— Kurwa, Kondracki debilu, a jak on jej robi krzywdę? Nie wiesz do czego człowiek jest zdolny w złości...
— W sumie racja, będę tam najszybciej jak się da...
— Dzięki jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć.
— Wiem, wiem, już mi nie słodź. Widzimy się na miejscu. — Kondracki niewiele więcej myśląc zaczął przeglądać loty, znalazł jeden, który był za następne pół godziny i lądował w Stansted, a nie Luton. Kupił bilet i poprosił Olkę, żeby z nim pojechała, by zabrała potem auto. Jechał na łeb na szyję. Wiedział, że przyjaciel może go potrzebować i domyślał się już, że może planować ściągnąć dziewczynę do Polski.

Kuba wbijał paznokcie w podłokietniki, kiedy samolot wzbijał się przy starcie. Zaciskał powieki i miał ochotę krzyczeć.
— Spokojnie kawalerze, nic ci nie będzie. — powiedziała starsza pani, głaskając Kubę po dłoni.
— Dziękuję... — szepnął, bo ciężko było mu już oddychać z nerwów.
— Po co wybierasz się do Londynu?
— Po dziewczynę... — powiedział nadal zaciskając mocno powieki.
— Rozumiem... Internetowa miłość? Dzieciaki w dzisiejszych czasach już tak mają... Wszystko przez internet, miłość, zakupy, podróże, płatności... Niedługo pewnie ludzkość zapomni co to życie...
— Nigdy nie pochwalałem takich związków, poznawania ludzi, dopóki mnie to przypadkiem nie dotknęło...
— Nic się nie dzieje przypadkiem kawalerze. Musiałeś sam wejść w ten internet i chcieć ją poznać.
— Może ma pani racje... — westchnął, dziękował w środku staruszce, że zaczęła go zagadywać, bo mniej przejmował się lotem. Mimo wszystko sam był zaskoczony, że tak dobrze go znosi bez tabletek.
— Mam racje chłopcze, mam. Ja swojego świętej pamięci męża poznałam poprzez pisanie listów. Więc pewnie odpowiada to dzisiejszemu internetowi, tylko na odpowiedź czekało się tydzień. — staruszka zaśmiała się.
— Nic tylko pogratulować cierpliwości...
— Cierpliwości nauczyłam się po ślubie, przeżyłam z nim 63 lata. Więc dziecko, nie mów mi nic o cierpliwości. Nie raz miałam ochotę mu przygrzmocić patelnią, kiedy marudził, że obiad nie taki. Prawdziwa miłość nauczy cię cierpliwości, nauczy cię, że dobro drugiej osoby, będzie dla ciebie tak ważne, że żadna inna okoliczność, żaden inny człowiek, nie będzie ważniejszy.
— Dziewczyna, do której lecę dużo przeszła w życiu wplątała się w toksyczny związek, a przeze mnie może mieć teraz kłopoty... Boję się, że ten facet coś jej zrobi, tyle zła na nią spadło ostatnio, chciałbym by teraz było jej lepiej...
— Zdaje mi się, że twoje intencje są czyste. Odbij ją z lap potwora, ale uważaj żeby jej nie skrzywdzić, bo może już ci nigdy nie zaufać.
— Wiem proszę pani, wiem... Mimo wszystko chcę się z tym zmierzyć, chcę żeby chociaż na chwilę nie musiała się martwić. — westchnął cicho. Myślenie o dziewczynie i rozmowa z kobietą pomogła Kubie znieść lot. Po ponad półtoragodzinnym locie samolot dotknął pasa i wylądował. Kuba gdy tylko się zatrzymali przepchał się przez ludzi żeby wyjść jako pierwszy. Praktycznie biegł przez płytę lotniska, a potem przez przejście do odprawy paszportowej. Każda kolejka doprowadzała go do szału. Kiedy dostał dokumenty przebiegł przez halę, gdzie odbierano bagaż i kilka sklepów, a potem przez główny hol i wybiegł na zewnątrz. Podbiegł do taksówek.
— Is it free?
— Yes, please come in.
— Thanks. — odpowiedział i podał taksówkarzowi adres Loli. Z nerwów skubał paznokcie i przygryzał wargi. Czterdzieści minut dzieliło go od dojechania do celu. Dostał od Krzyśka smsa, że też już jedzie. Sam nie wiedział co tam zastanie, był gotowy na najgorsze. Kiedy podjechał pod dom Loli, zapłacił taksówkarzowi i wypadł z auta. Kiedy sięgał za klamkę od wejścia do budynku usłyszał za plecami znajomy głos.
— Czekaj! — Krzysiek wybiegł z taksówki. Dzwonili domofonem, jednak nikt nie otwierał.
— Kurwa. — rzucił pod nosem Kuba i uderzył z bara drzwi, które puściły. Chłopaki popatrzyli po sobie.
— Kuba, który numer?
— Trzy. — pobiegli przez pierwsze piętro, jednak były tam numery od 5 do 8. — Jebani Angole, zawsze wszystko po swojemu... — prychnął i wbiegli na drugie piętro, gdzie znów wywarzyli drzwi od mieszkania.

___________________________________
Zapomniałam się zapytać mordeczki, jak wam się podoba nowa okładka?

Całuję,
Angel Woodgett

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz