ROZDZIAŁ 66.

270 26 3
                                    

Ostre słońce, wpadające do salonu, obudziło dziewczynę, zasłoniła dłonią oczy. Telewizor cicho grał, leciały jakieś wiadomości, a jej matka siedziała przy stole i jadła śniadanie, popijając kawę. Poczuła zaciskające się ramiona na niej i uśmiechnęła się szeroko widząc chłopaka obok siebie. Wtuliła w niego głowę i rozkoszowała się tą chwilą. 
 — Owsiki masz w dupie, że się tak kręcisz? — wymruczał zaspany, a dziewczyna zaśmiała się. 
 — Tylko jakiś konar mnie uwiera, tam, gdzie nie trzeba. — zaśmiała się ciepło, na co kącik jego ust uniósł się znacząco do góry. 
 — Nie mów, że się go boisz? Krzywdy ci chyba nie zrobił co? 
 — Kuba? 
 — Tak? 
 — Moja mama siedzi w salonie. — chłopak zerwał się, a Lolka parsknęła śmiechem. Kobieta, była jednak zajęta graniem w swoje gry, więc nie słuchała ich zbytnio. Kiedy zauważyła zerwanie Kuby, parsknęła śmiechem. 
 — Wstrętna jesteś! — powiedział do Lolki, na co dziewczyna wpiła się w jego usta i wstała. Uwielbiał ją w wydaniu, kiedy miała na sobie jego koszulkę, majtki, była na boso, a jej włosy żyły własnym życiem. Przeciągając się poszła do kuchni, gdzie zrobiła mu kawę, a sobie herbatę i  przyniosła kubki na ławę, po czym wzięła się za robienie tostów, kiedy chłopak znikł w łazience. 
 — Widziałam was w nocy... — powiedziała jej matka, korzystają z okazji, że zostały sam na sam. — On chyba bardzo jest w tobie zakochany... — Lolka pokryła się momentalnie rumieńcem.
 — Tak jakoś wyszło. — uśmiechnęła się ciepło. 
 — Chyba źle go oceniłam, wiesz? Piękniejesz i promieniejesz przy nim. — była w szoku na słowa matki, nigdy jej nie powiedziała tak wielu, miłych słów. 
 — Dziękuję mamo, chyba po raz pierwszy wiem, co to miłość... Ma swoje wady, jak każdy, ale ma więcej zalet. Ogólnie, zapraszamy cię wieczorem i  Maćka na termy, na nasz koszt. — dodała, gdyby matka chciała wykręcić się brakiem pieniędzy. 
 — Z miłą chęcią. — uśmiechnęła się do mamy ciepło, a matka do niej. 
 — Ojjj, dzięki za śniadanie. — powiedział Kuba, siadając na fotelu i biorąc do ręki kawę. — Przepraszam, że panią obudziliśmy wczoraj. 
 — Nic się nie stało. — powiedziała kobieta z uśmiechem, patrząc jak przyciąga do siebie dziewczynę. Dziewczyna usiadła mu na kolanach i jadła swoje tosty.
 — Mama z nami pojedzie, tylko musimy na miasto skoczyć. — uśmiechnęła się ciepło do  Kuby. 
 — No to zjemy i możemy jechać. 
 — Może by się tak ubrać? 
 — A po co, jak dla mnie świetnie wyglądasz. — uśmiechnął się do niej ciepło i dał jej buziaka. Odwzajemniła buziaka i poszła do walizki, wyciągnęła sobie ubrania i poszła do łazienki, po chwili wróciła ubrana, a chłopak zrobił to samo. 
 — Gdzie jedziecie do sklepu? — zapytała jej mama, patrząc na nią. 
 — Do galerii, ale jak ci czegoś potrzeba, to mów. 
 — Możecie kupić mi przecier pomidorowy, ketchup i kostkę masła, potrzeba mi do obiadu. 
 — Jasne, nie ma problemu. — powiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem. Kiedy Kuba wrócił, złapał ją za rękę i oboje wyszli. Dziewczynie uśmiech nie schodził z twarzy, Que też trzymał dzisiaj świetny nastrój, otworzył jej drzwi do auta i ukłonił się. — Dziękuję cny rycerzu... — ukłoniła się przed nim i wsiadła do auta. Chłopak poszedł za kierownice, a dziewczyna buszowała w schowku. 
 — Czego ty tam szukasz... 
 — Co ja tu znajduję?! — wyciągnęła koronkowe stringi.
 — Nie mam pojęcia co to tu robi... — powiedział, chociaż zrobiło mu się ciepło. Dziewczyna otworzyła okno i naciągnęła je na palce wystrzeliwując je gdzieś w las. 
 — No wiesz, nie wolno śmiecić. 
 — Nie śmiecę, żegnam przeszłość. — zaśmiała się i wyciągnęła w końcu to, czego szukała. Założyła na nos, jego duże okulary przeciwsłoneczne, których miał tam kilka par. Jednak dalej szperała szukając skarbów.  — O proszę! — wyciągnęła duże opakowanie Durexów i parsknęła śmiechem. — Przezorny zawsze zabezpieczony. 
 — Proszę mi nie grzebać w schowku, dobra? 
 — Kurwa, Kuba, ty się rumienisz! Chociaż raz nie ja! — parsknęła śmiechem. — Ale rumienisz się, że ja to odkryłam, czy na wzgląd na stare czasy? — dopytywała i śmiała się w głos. 
 — A daj mi spokój, bo cię wysadzę i sam pojadę ci kupić kostium. — dodał z uśmiechem. 
 — No dobra, dobra, już ci odpuszczam. — uśmiechała się szeroko, chociaż w duchu śmiała się z jego reakcji. Złapał ją za dłoń i pocałował. — Dasz mi poprowadzić do Uniejowa? 
 — No nie wiem, bo ty się nade mną tutaj dzisiaj pastwisz. — zaśmiał się. 
 — Ej no weź... — powiedziała tonem dziecka, któremu zabrano lizaka. 
 — No dam ci, dam. — uśmiechnął się szeroko. — Tylko go nie rozwal, bo BMW oddałem Maćkowi, więc więcej nie mam. No chyba, że Touran, jak go nie zezłomowali. 
 — No wiesz co?! Ja rozumiem, że to było twoje ukochane Porsche, ale to naprawdę nie moja wina. — powiedziała i posmutniała momentalnie, na wspomnienie, że to ona prowadziła samochód, kiedy facet wyjechał im na czołówkę. 
 — Mała, ale ja ci nie mam nic za złe. — uśmiechnął się do niej szeroko. — Ubezpieczenie pokryje koszty naprawy, więc za jakiś czas dostanę swoje auto z powrotem. — uśmiechnął się do niej. — Prowadź, jak tu jechać. 
 — W prawo za biedronką, potem do ronda, a na rondzie pierwszy zjazd i na światłach w lewo i zaraz znów w prawo, na parking nadziemny. — powiedziała z uśmiechem.
 — Dobra jesteś, że tak to pamiętasz. 
 — Mieszkałam tutaj od urodzenia, jakieś 22 lata, a to nie Warszawa kochanie. Ty też na bank znacz większość miejsc i ulic w Ciechanowie, co? 
 — No tak, masz racje. — uśmiechnął się do niej i po chwili wjechał na parking nadziemny i zaparkował samochód. Wyszli i udali się do galerii, gdzie dziewczyna najpierw zakupiła wszystko, o co prosiła ją mama, a potem poszli do sklepu z kostiumami kąpielowymi. Dziewczyna przymierzała wiele, a Kuba oceniał, jednak ostatecznie zdecydowała się na dwuczęściowy, majtki z wysokim stanem i biustonosz, który na dole był otoczony gęsto frędzelkami.  — To co może na jakiś obiad? 
 — Mama gotuje w domu, więc jak nie chcesz jej podpaść, to nie radziłabym, ale mamy tu Grycana i możemy skoczyć, na loda i smoothie. — uśmiechnęła się szeroko. 
 — To mój lodzik ci nie wystarcza, musisz skakać w bok do jakiegoś Grycana? — powiedział, udając zbulwersowanego. 
 — Ojej, tak mi przykro... — zasłoniła usta, po czym oboje się roześmiali. 

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz