ROZDZIAŁ 80.

244 29 7
                                    

Lola obudziła się nad ranem i kichnęła tak mocno, że poczuła ból w żebrach. Złapała się za nie i uspokoiła oddech, starając się nie obudzić chłopaków. Krzysiek spał z drugiej strony Kuby, wtulony w jego plecy, co wyglądało komicznie. Kiedy dziewczyna wyplątała się z uścisku chłopaka, szybko zrobiła im zdjęcie, gdyby nie chcieli jej później uwierzyć. Poszła do toalety i znów kichnęła kilka razy, po czym pociągnęła nosem. Przez to siedzenie w piwnicy, musiała się zakatarzyć.
— Wyspałaś się? — głos pani Eli wystraszył ją, że aż podskoczyła. — Jej kochana, nie chciałam cię wystraszyć.
— Jest okej, ale od dwóch dni nie brałam prysznica i chyba się zakatarzyłam. — machnęła ręka.
— To leć pod prysznic, ubierz się wygodnie i zaraz widzę cię na śniadaniu, przecież oni cię tam na bank głodzili...
— Spokojnie, raczej komu, jak komu, ale mi to na zdrowie wyjdzie.
— Przestań gadać głupoty. — stwierdziła pani Ela i oboje rozeszły się w swoich kierunkach.Dziewczyna weszła pod prysznic i puściła strumień ciepłej wody, który przyjemnie obmywał jej ciało. Umyła włosy i zmyła z siebie cały brud poprzedniej nocy, zadrżała na myśl o ciemnej piwnicy wypełnionej szczurami, które po niej chodziły. Momentalnie, gdy tylko spłukała z siebie pianę, zakręciła wodę i wyszła spod prysznica. Wytarła szybko resztki wody ze swojego ciała i w samym ręczniku wpadła na Krzycha wychodzącego z sypialni i oboje padli na ziemię.
— Kurwa, Lolka, przepraszam. — zakrył swoje oczy, gdy świeciła przed nim prawie gołym biustem.
— Spoko nic się nie stało, myślałam, że śpicie jeszcze... — nie doczekała się odpowiedzi, bo chłopak wyskoczył z pokoju, jak poparzony. Westchnęła cicho i pożyczyła od Kuby koszulkę, do których wskoczyła w swoje ulubione, dresowe spodnie i założyła skarpetki. Poszła do kuchni, gdzie był zastawiony stół, a Krzychu już robił sobie kanapki.
— Siadaj i jedz moje dziecko. — powiedziała pani Ela, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, usiadła do stołu i zaczęła robić sobie kanapki. W międzyczasie, pomiędzy kęsami swojej kanapki, robiła jedzenie dla Kuby, który dalej słodko spał, odsypiając ich balety. Chociaż ona dalej nie rozumiała, jak on tak mógł spać, bo zrobili flaszkę na trzech, czyli nic. Kiedy tylko skończyła śniadanie wzięła talerz dla chłopaka i poszła do sypialni. Postawiła na szafce talerz i usiadła okrakiem na chłopaku i wpiła się czule w jego usta. Po chwili odwzajemnił pocałunek wpychając między jej wargi swój język.
— Hmmm... Idealna pobudka... — powiedział, wciąż nie otwierając oczu.
— Zrobiłam ci śniadanie i przytransportowałam do łóżka.
— Mówiłem ci, że cię kocham?
— Nie wiem, nie przypominam sobie, żeby mi się o uszy obiło? — powiedziała zadziornie i roześmiała się delikatnie.
— Panno Leokadio, kocham pannę... — powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
— Panie Grabowski, ja pana też. — pocałowała go namiętnie, a chłopak, momentalnie wsunął dłoń pomiędzy jej włosy i zacisnął mocno, odciągając jej głowę do tyłu. Kiedy tylko odsłoniła swoją szyję, usiadł i zaczął całować jej szyję, a po chwili zassał między swoje usta jej delikatną skórę, zostawiając kilka malinek na jej szyi. Stęknęła cicho i kiedy jej na to pozwoli, opuściła głowę patrząc w jego rozbudzone, pełne życia i uczucia oczy. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech, a on skradł jej znów kilka pocałunków. Jednak dziewczyna szybko się odsunęła kiedy kichnęła kilka razy pod rząd i pociągnęła nosem.
— Chyba ktoś będzie chory, a wiesz co na to jest dobre? — spytał z uśmiechem.
— Nie wiem, zależy od człowieka, każdy ma inne sposoby na leczenie przeziębienia. — powiedziała cicho i uśmiechnęła się, wstając z niego. Podeszła do swojej torebki, z której wyciągnęła chusteczki i wydmuchała nos.
— No wracaj, bo nie będę krzyczeć. — powiedział rozbawiony i wziął sobie kanapkę z talerza. — Nie wiem, jak ty to robisz, ale nawet kanapki zrobione przez ciebie, smakują lepiej... — dziewczyna wzięła ze sobą chusteczki i wróciła z powrotem, siadając znów na Kubie.
— Bo cię kocham i nawet w żarcie przelewam swoją miłość. — parsknęła śmiechem. — Zdradzisz mi, jaki masz sposób na przeziębienie.
— Oczywiście, ale jesteś świadoma, że gorzki lek, najlepiej leczy? — zaśmiał się pod nosem, biorąc kolejnego gryza.
— No teraz to jestem, ale zaczynam się bać tej odpowiedzi.
— Spokojnie, najlepszym lekiem na katar jest... Ostre rżnięcie o poranku... — powiedział z powagą doktora, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. Sam po chwili zaczął się śmiać.
— Spoko, to musimy wrócić do naszego domu i rozpocząć tą kurację... A tak między Bogiem, a prawdą... Wcale nie jest to taka gorzka kuracja. — powiedziała z zawadiackim uśmiechem.
— Hmmm... Cieszy mnie, dla ciebie mogę się nawpierdalać ananasa.
— Po co? — zaśmiała się ciepło.
— Ponoć ananas sprawia, że sperma jest słodka... — poruszył brwiami.
— Wiesz to z doświadczenia? — zaśmiała się, a chłopak udał,. że w jego serce trafiła strzała.
— No wiesz, jak możesz mnie posądzać o takie herezje...
— A no mogę. — pokazała mu zdjęcie Krzycha, wtulającego się w jego plecy.
— Boże... Co za gej, już nigdy go nie wpuszczę do swojego łóżka. — powiedział Kuba, a Lolka wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Kochanie...
— Tak?
— A zrobisz mi jeszcze kawkę do tego śniadania? — powiedział z uśmiechem. Miał dzisiaj strasznego lenia i najchętniej nie opuszczałby łóżka.
— No niech stracę... — powiedziała i udała się do kuchni.
— Kochana... — rzucił pod nosem, łapiąc się za kolejną kanapkę. Lola wróciła po kilku minutach z kubkiem gorącej kawy. — Dzięki Mała, spłacę w naturze...
— To raczej niewielkie zaskoczenie. — powiedziała roześmiana. Po tych wszystkich wydarzeniach, im obojgu troski odeszły na bok. Dziewczyna położyła się obok Kuby i wtuliła w niego.
— Ty, a czemu ty latasz w mojej koszulce, skoro masz tyle swoich ubrań? — powiedział z uśmieszkiem. Zawsze kiedy nosiła jego ciuchy, zyskiwała w jego oczach, bo momentalnie ten widok go rozczulał.
— Bo pachnie tobą...
— A ja też pachnę sobą...
— Oj no wiem. To już na zawsze będzie mój ulubiony zapach. — powiedziała z szerokim uśmiechem i wtuliła się mocno w niego. — Zimno mi...
— Kochanie dzisiaj na zewnątrz 25 stopni... — przyłożył dłoń do jej czoła. — Yhym... — stwierdził po chwili. — Idę po naczelnego wodza szamanów...
— Co? — spytała nie ogarniając o co mu chodzi.
— Po mamę, ona cię postawi na nogi, na bank ma pół apteki w szafce plus zrobi ci jakieś mikstury zdrowotne.
— Zaraz... — powiedziała i wtuliła się w niego. Sama czuła, że ma gorączkę, po pierwsze miała „ciężkie" oczy, a po drugie, pierwszy raz, Kuba zdawał się być chłodniejszy od niej. Nim skończył jeść dziewczyna zasnęła. 

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz