ROZDZIAŁ 69.

259 24 31
                                    

— Gdzie idziesz? — zapytał Kuba, czując jak dziewczyna wychodzi z łóżka. Nie odpowiedziała mu tylko pociągnęła nosem. Czyżby płakała? Chłopak momentalnie zerwał się z kanapy, a dziewczyna wyszła z domu. Była jeszcze ciemna noc. Usiadła na ławce i odpaliła papierosa, zaciągając się nim mocno.  Que wyszedł za nią w samych spodniach dresowych, dobrze jej się zdawało, płakała. — Mała co się dzieje? — ukucnął przy niej, jednak ta pokręciła tylko głową na boki i wybuchnęła płaczem. — Idź na swoje miejsce. — chłopak odgonił zaaferowanego psa. Patrzył z bólem jak zanosiła się płaczem. — Śniło ci się coś? — spytał, a ona pokiwała twierdząco. — Oj babo, co ci się śniło? — spytał cicho kiedy dopaliła papierosa i wtulił w siebie jej głowę, gładząc ją po policzku.
— Babcia... — wyszeptała cicho, była rozdygotana, sama nie wiedziała już czy bardziej z nerwów, czy z zimna.
— Chodź do domu. — powiedział cicho i pomógł jej wstać. Wrócili do środka, a chłopak zostawił ją na kanapie. Poszedł do kuchni i wstawił do mikrofali kubek z mlekiem, a kiedy się pogrzało dosypał jej ulubione kakao. Zamieszał i zaniósł dziewczynie z nadzieją, że ją to uspokoi. Spojrzała na niego z wdzięcznością i upiła łyk gorącego napoju. Czuła jak ciepło rozeszło się po jej ciele, a Kuba podniósł kołdrę z podłogi i położył na kanapie. — Powiedz co ci się śniło, będzie ci lepiej, jak się wygadasz... — pogładził ją po plecach.
— To było jak jeszcze mieszkaliśmy w blokach. Trumna z jej ciałem stała na stole w kuchni i ona z niej wstała i wyszła. Powiedziała mi, że to nie czas na umieranie... — pociągnęła nosem.
— Wiesz, ponoć jak śnią nam się zmarli, to znaczy, że nad nami czuwają.
— Tak bardzo mi jej brakuje... To ona wpoiła we mnie dobro... — upiła kilka łyków kakao, kiedy po jej policzkach spadły następne łzy.
— Kocham cię Mała, wiesz? — pogładził ją po policzku, ścierając łzy. — Ona jest cały czas żywa w twoim sercu... Tak długo jak o niej pamiętasz. — starał się dodać jej otuchy i wesprzeć. Dopiła kakao. — Chodź, położymy się. — powiedział i położył się pierwszy. Miał już dość tej kanapy i nie mógł się doczekać, kiedy w końcu znajdzie się we własnym łóżku, ale nie narzekał głośno. Dziewczyna wtuliła się w niego.
— Zaśpiewaj mi coś... — poprosiła cicho.
— Chcesz coś specjalnego?
— „Zorza" albo „Ganges"...
— Ech... — westchnął cicho. — A to cię nie dobije bardziej?
— Nie... — powiedziała, a chłopak zaczął rapować jej „Zorzę", w którą wplatał refren „Gangesu"... Słuchała każde słowo, skupiała się na jego głosie dopóki nie usnęła. W międzyczasie przyszedł do niej, jej kot, który zawsze reagował na ludzki płacz i wtulił się w nią i chłopaka. Kuba już nie zasnął, czuwał nad jej spokojnym snem i gładził jej niebieskie włosy. Leżał i myślał, jak bardzo jej babcia musiała być dla niej ważna. Kim była i jak bardzo był wdzięczny, że ukształtowała ją na tak wspaniałą osobę. Przysnął dopiero nad ranem.

— To my się zbieramy mamo, dzięki za gościnę i miło mi, że wyprostowałyśmy naszą relację. — powiedziała dziewczyna, a jej matka przytuliła ją mocno. Zaskoczyło ją to, jednak odwzajemniła uścisk.
— Było mi miło cię poznać, dbaj o moją córkę. — dodała Irena przytulając Kubę.
— Będę, a jeśli kiedyś znajdzie się pani w Warszawie lub Ciechanowie, to zapraszamy do nas. — powiedział chłopak i zapakowali się do auta. — Dokąd teraz?
— Kierunek Łódź.
— No to całkiem po drodze. — uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i odpalił silnik. Wycofał na wstecznym i ruszył w stronę S8. — Jak się czujesz?
— Już okej, ale nie wyspałam się.
— Chcesz kawę?
— Przecież wiesz, że nienawidzę kawy, ale nie pogardzę jakimś energetykiem, skoro mam być dzisiaj do życia. — powiedziała z delikatnym uśmiechem.
— Dobra, jak tylko będzie jakaś stacja, to zjadę. — powiedział do niej z uśmiechem i po chwili pędzili już po ekspresówce. Po kilkunastu kilometrach zjechał na stację, dolał sobie paliwo i poszedł po zakupy. Zapłacił i wrócił do dziewczyny. Siedziała zamyślona. Podał jej energetyka i hot doga. — Pomyślałem, że możesz mieć ochotę. Kabanos i sos czosnkowy.
— Jasne. — wzięła z ochotą i zaczęła jeść, kiedy chłopak ruszył w dalszą podróż.
— Jaki jest adres twojego ojca?
— Poprowadzę cię. — powiedziała z uśmiechem.
— Dobrze, a będziesz do mnie tak czule mówić „za sto metrów skręć w lewo"?
— Oczywiście. — odpowiedziała udając ton głosu laski, która użyczała głosu na potrzeby nawigacji.
— Hah, byłabyś w tym świetna, jak będzie mi wiadomo coś, czy nie szukają ludzi do dubbingu to cię zgłoszę.
— Dobra, dobra, już bez takich. — kiedy zjadła otworzyła Monstera i wypiła duszkiem kilka łyków, po czym odbiło jej się głośno. — Przepraszam.
— Nic się nie stało, po chamsku, ale zdrowo. — zaśmiał się głośno.
— Tak i z dwojga złego, lepiej tą stroną...
— Otóż to. Nie chcesz wiedzieć co się działo w samochodzie, jak wszyscy chłopa najedli się burito, tacosów i reszty meksykańskiego żarcia. Dalej się dziwię, że wyszedłem cało z tej komory gazowej, bo nas wykręcało i w oczy szczypało. — dziewczyna roześmiała się głośno.
— Właśnie, zatrzymasz się przy jakiejś cukierni?
— Po co? Za mało jestem słodki?
— Oj ostatnio bardzo, ale chciałam kupić coś, żeby nie iść z pustymi rękoma.
— Nie ma sprawy. — uśmiechnął się do niej. Dziewczyna otworzyła znów jego schowek. — O nie, zamykaj ten schowek, bo zaraz znowu coś z niego wygrzebiesz, czego nie powinnaś widzieć.
— Chcę tylko okulary. — powiedziała z uśmiechem i zabrała jego, a zarazem swoje ulubione, okulary.
— Założę tam zamek. — zaśmiał się pod nosem, a Lola podgłosiła piosenkę w radiu.
— Kochaj mnie nieprzytomnie, jak zapalniczka płomień...!!! — zaczęli się wspólnie wydzierać na całe gardło i gestykulować. Po czterdziestu minutach minęli tabliczkę z napisem Łódź.
— Tam będziesz miał fotoradar, a za wiaduktem trzymaj się lewej strony, bo będziemy skręcać. — poinstruowała go. Dwadzieścia minut zajęło im przebicie się przez miasto. Zahaczyli też o cukiernię, gdzie Lolka kupiła kilka ciastek i kawałków ciast. Podjechali pod wieżowce, a dziewczyna wskazała palcem miejsce do zaparkowania.
— Ale nie ukradną mi auta?
— Nie wiem. — zaśmiała się. Podeszli do klatki, a dziewczyna wyciągnęła telefon, miała tam kod do drzwi, który szybko wpisała, a drzwi ustąpiły.
— Które piętro?
— Szóste. — odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna. Kiedy weszli do windy, a drzwi się zatrzasnęły, Kuba pchnął ją na ścianę i wpił się czule w jej usta. — Te, panie Grey, wysiadamy. — wypchnęła go z windy, poprawiając się, a jej ojciec stał już przy otwartych drzwiach.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz