ROZDZIAŁ 85.

255 27 16
                                    

— Dzień dobry. — powiedział Krzychu siedząc już ubrany, kiedy dziewczyna podniosła głowę i rozejrzała się po pokoju. Na poduszce był odbity jej makijaż, zmieszany z łzami.
— No hej... — powiedziała cicho i podrapała się po łopatce. — Był tutaj ten złamas? — zapytała cicho, wszystko ją bolało, a na ciele miała masę siniaków, po wczorajszych wojażach z Grabowskim.
— Był, ale odesłałem go z kwitkiem. Ma ci dzisiaj nie wchodzić w paradę, za to zaplanowałem wspólne zwiedzanie miasta, więc możemy iść się wyluzować.
— Tak i pewnie znowu złamas będzie się dopierdalać o to, że się dobrze bawimy. — prychnęła pod nosem i poszła do łazienki skąd wzięła hotelowy szlafrok i owinęła się nim szczelnie, wychodząc na balkon i odpalając szluga. Odpaliła i zaciągnęła się mocno.
— Obiecał, że da ci dzisiaj spokój, no i powiedziałem mu o Olce... — westchnął cicho.
— Co...? — nie dowierzała w to, co powiedział jej przyjaciel, w końcu tak bardzo chciał to ukryć. Zostawiła używkę w popielniczce i weszła do środka. Przytuliła go mocno. — Biedaku... Zareagował jakoś?
— Coś ty, najważniejszy był on i jego problemy, ale spoko przyzwyczaiłem się do tego. Nie mogę patrzeć na to, co ci zrobił... — wskazał palcem na jej nadgarstki.
— Ech... — westchnęła ciężko. — Ja też nie, bo go kocham i to chyba najgorsze co może być. Do Damiana czułam po jakimś czasie taką obojętność i pustkę, tutaj to może nie zadziałać. — westchnęła cicho i wróciła skończyć fajkę. Kiedy spaliła, Krzysiek wracał z dołu z dwoma talerzami pełnymi jajecznicy i tostów.
— Nie wiedziałem, co chcesz...
— Nie ważne, jestem tak głodna, że zjem i zadowolę się czymkolwiek. Dziękuję. — powiedziała odbierając talerz i usiadła na jego łóżku, zaczęła jeść śniadanie. Była mega głodna.
— I to jest odpowiedź, godna mistrzów. — zaśmiał się cicho i sam zjadł swoje. — Widziałem wczoraj wesołe miasteczko, może się tam przejdziemy, chyba, że chcesz tu siedzieć?
— Nie przepadam za wesołymi miasteczkami, bo mam wrażenie, że na połowie atrakcji puściłabym hafta. — zaśmiała się pod nosem. — Ale możemy iść, żeby po prostu się przejść, nie wysiedzę w hotelu z myślą, że on może siedzieć przy ścianie ze szklanką i podsłuchiwać. — westchnęła cicho.
— Nie ma sprawy, może oboje się wyluzujemy. — zaśmiał się.
— Taaa załóżmy sobie klub złamanych serc, czy coś.— oboje parsknęli głośnym śmiechem. Dziewczyna podeszła do swojej torby i wyciągnęła coś do ubrania się. Poszła do łazienki, skąd poniósł się jej głośny krzyk. — Czemu ty mi nic nie mówiłeś, że tak strasznie wyglądam?! — Krzychu aż złapał się za brzuch, kiedy znów łapał go atak śmiechu. Kiedy dziewczyna się ogarnęła wyszli z hotelu i udali się do taksówki. Po kilku minutach zatrzymała się ona pod wesołym miasteczkiem.
— Mam ci wygrać pluszaka, jak prawdziwy mężczyzna?
— Mam wygrać większego i lepszego dla ciebie, jak prawdziwa kobieta? — oboje buchnęli śmiechem i weszli do środka.

— Boże, to jest zajebisteee!! — krzyczała na całe gardło, kiedy huśtawki łańcuchowe obracały się szybko i unosiły wysoko. Krzychu śmiał się tylko z niej, kiedy zarządziła, że chce jeszcze raz.Jednak cały czas czuła się jakoś nieswojo, jakby ktoś ją obserwował. Co jakiś czas oglądała się niespokojnie za siebie i sprawdzała, kto za nimi idzie.
— Coś się stało? — zapytał się w końcu Krzychu.
— Nie, nic... Mam głupie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje...
— To zrozumiałe, porwano cię, na bank też musieli cię obserwować i teraz twój mózg łączy te fakty.
— Może masz racje. — chłopak objął ja ramieniem i wskazał na strzelnicę. — Czytasz mi w myślach... Hej prawie jak w "Candy", co? — roześmiała się i spuściła bluzę na ramiona, a na jednym ze stoisk kupiła sobie okulary w kształcie serduszek. Związała włosy w wysoką kitkę. — "I mogę czytać cię, jak ulubioną książkę, jak jesteś obok wiem, że wszystko będzie dobrze..." — sparodiowała Szafrańską, a chłopak wybuchł śmiechem. Poprosił o marker i popisał sobie ręce. Dziewczyna wyrwała mu z ręki pisak i narysowała mu na twarzy jakieś znaczki.
— Kurwa, tylko mi złotych zębów teraz brakuje. — parsknął śmiechem i nie przejmując się nikim, dla rozluźnienia, parodiowali dalej jeden z najbardziej znanych kawałków Kuby, zmieniając tekst na jakieś głupoty, pasujące w takt. — Ona wybacza moje kupki płynące z dupki... — śmiechom nie było końca, a Krzychu nawet kupił jej balon w kształcie serca. Udali się na strzelnicę, gdzie dziewczyna go pokonała, więc sprawdziły się jej słowa.
— No weź... Łechtasz moje ego. — zaśmiał się. — Stwierdzam, że to pisanie po twarzy nie było najlepszym pomysłem.
— Dlaczego?
— Bo jak mi się to nie zmyje?
— Spokojnie mam coś, co to zmyje, więc na luzie. — uśmiechnęła się ciepło do niego.
— No to dobrze. Lolka, czemu ty z nim właściwie jesteś? To nie jest tak, że to tylko wdzięczność i boisz mu się postawić, albo stwierdzasz, że nie wypada? — spytał cicho i popatrzył na nią.
— Nie Krzysiek... Ma wady, jak każdy, ale chyba pierwszy raz jestem szczerze zakochana. — powiedziała z szerokim uśmiechem, a chłopak podał jej zamówioną granitę.  — Dzięki. Chociaż po wczorajszych wybrykach, to ja już sama nie wiem co robić? Puścić mimo chodem, wrócić do tego, czy trzasnąć drzwiami i zacząć żyć na własny rachunek.
— Sam nie wiem, nigdy się tak nie zachowywał, a bynajmniej żadna mi o tym nie mówiła. Może to oznaka, że cię kocha tak mocno i jest tak cholernie zazdrosny, że popada w skrajności?
— Tak, tylko ja już miałam toksyczny związek. — dziewczyna znów się obejrzała.
— Spokojnie, nikt nas nie śledzi, już sprawdzałem kilka razy. — zaśmiał się czerwonowłosy.
— Dobra ufam ci, ale mnie prześladuje to przeczucie i muszę się upewnić.
— Wracamy do hotelu?
— Tak. Trzeba się naszykować na koncert... — westchnęła, chociaż wizja spotkania Kuby, jakoś jej dzisiaj nie cieszyła.
— Przestań, będzie dobrze... — jej telefon zawibrował.

Oko_Horusa
Dobrze się bawisz z Krzyśkiem?

Hikikomori
Bardzo dobrze, a co?

Oko_Horusa
Nic, tak tylko pytam.

Hikikomori
Ok.

— To Kuba?
— Tak, pyta się, jak się bawimy... Dziwne, że za nami nie łazi. Czasami mam wrażenie, że on traktuje mnie jak w złotej klatce.
— Wiesz kilka razy prawie cię stracił... — powiedział Krzysiek.
— Tak, okej, rozumiem i w ogóle, ale kontrolowanie mnie na każdym kroku to takie świetne rozwiązanie? — westchnęła i zaczęli łapać taksówkę.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz