— Poszalałeś... — powiedziała, kiedy usiadła w fotelu, a tatuażysta zajął się jej dłonią.
— Przecież wiem, że chciałaś, a mówiłaś, że nie było cię na to stać. Teraz cię stać, więc korzystaj... — powiedział spokojnym głosem. Po dwóch godzinach, na jej dłoni znajdowało się piórko, przechodzące po skosie dłoni, zaczynające się na przedostatnim palcu. Kuba zapłacił, a dziewczyna wstała i podziękowała. — Gotowa na następny punkt wycieczki? — spytał, kiedy wyszli ze studio tatuażu.
— A to dzień dobroci dla zwierząt.
— Żebyś wiedziała. — powiedział z szerokim uśmiechem i wybrał numer. — Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia, jest pani w domu? Dobra, my będziemy za jakieś piętnaście minut. Adres ten sam, co na ogłoszeniu? — rozmawiał wykręcając swoim Porsche na parkingu. — Dobra, dziękuję bardzo, do zobaczenia.
— Jezu, facet, ja mam urodziny dopiero w marcu... — skwitowała go szybko i znów zerkała z uśmiechem na swój nowy tatuaż.
— Tak wiem, ale mam wewnętrzną potrzebę odkupienia swoich win, więc, chcę żebyś miała miły dzień.
— Dziękuję, w sumie nie wiem, co powiedzieć. W moim poprzednim życiu, nie słyszałam nawet przepraszam, a ty stajesz na rzęsach. — uśmiechnęła się do niego szeroko.
— To się nazywa po prostu miłość. — uśmiechnął się do niej i rozejrzał na boki, włączając się do ruchu.
— Zastanawia mnie, co jeszcze wykombinowałeś? — roześmiała się.
— Przekonasz się, ale masz mi obiecać, że nie ogłuchnę. — parsknął śmiechem, przemierzając następne skrzyżowania Warszawy.
— Zakładasz, że aż tak będę piszczeć? Przecież seks już był. — parsknęła śmiechem.
— Zakładam, że możesz piszczeć głośniej, niż moje fanki w pierwszych rzędach.
— No proszę cię, nie wiem, czy jest coś takiego, co mogłoby to sprawić.
— Ja jestem odpowiedzią na to pytanie. — posłał jej cwany, łobuziarski uśmieszek, który uwielbiała i który pojawiał się zawsze, kiedy miał w głowie jakiś niecny plan. Podjechali pod jeden z domów, znajdujących się na obrzeżach Warszawy. — Poczekaj tu na mnie. — powiedział i dał jej buziaka, po czym opuścił auto. Dziewczyna korzystając z okazji, zaczęła się bawić przyciskami na desce rozdzielczej i szukać jakiejś fajnej piosenki. Mijało dziesięć minut, a chłopaka dalej nie było. Otworzyła drzwi i wysiadła, oparła się o karoserię i odpaliła papierosa. Nuciła pod nosem "8 kobiet", które leciało z głośników, kiedy usłyszała trzask drzwi. Kuba wyglądał, jakby coś niósł, dziewczyna zgasiła peta, a kiedy zobaczyła, co znajduje się w ramionach chłopaka, zaczęła radośnie piszczeć i podskakiwać.
— Booooożżeeee!! — wydarła się. — To munchkin?! — chłopak jedną dłonią zakrył ucho, a druga pokiwał twierdząco głową. Dziewczyna szybko zabrała od niego kociaka i przytuliła go do siebie. — Ja dziekuuję, bardzo, bardzo dziękuję.
— Tylko masz dbać o tego sierściucha. — zaśmiał się pod nosem i pocałował ją w czoło.— Będę, przysięgam... Jezu on jest taki uroczy... Jak ma na imię? — zapytała, kiedy skończyła ściskać Kubę i go całować, po czym wsiedli do auta.
— Nie ma, możesz go nazwać jak chcesz.
— Lil Que. — powiedziała i spojrzała na chłopaka z uwagą.
— No ni chuja, chyba na głowę upadłaś. — powiedział i roześmiał się.
— Żartowałam, była ciekawa twojej reakcji. — powiedziała z szerokim uśmiechem, głaszcząc kociaka, który zwinął się w kłębek na jej kolanach i zasnął.
— Może... Maze? — spytała po chwili.
— Spoko, mi się podoba. — Kuba uśmiechnął się do niej, nie mógł się napatrzyć na jej ucieszoną twarz i radosne spojrzenie. Gnali w stronę Ciechanowa, gdzie byli umówieni z panią Elą na obiad. Po godzinie, wjechali na podwórko Płońskiej 6. Dziewczyna wysiadła i momentalnie dostała gęsiej skórki. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, rozejrzała się nerwowo dookoła. Pobliski cmentarz wcale nie sprawiał, że czuła się lepiej. — Lola? — podskoczyła, kiedy dotknął jej ramienia. — Mała, już spokojnie, wszystko okej, już nic ci tu nie grozi. — wtulił ją momentalnie w siebie i zamknął ją w swoich ramionach.
— No w końcu, obiad stygnie, wchodźcie. — powiedziała kobieta, otwierając drzwi.
— No już idziemy mamo, weź psa zamknij na razie! — krzyknął za kobietą i pogładził jej policzek, uniosła wzrok i spojrzała w jego zielone oczy. Złapał ja za podbródek i przez chwilę zamarł bez ruchu. — Już nigdy cię, nikt nie zrani... Z Grabowskimi się nie zaczyna, bo marnie się na tym kończy, ochronię cię przed całym światem, bo jesteś warta więcej niż najcenniejszy skarb. — powiedział cichym, gardłowym tonem, a ona poczuła ciarki na plecach. Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa, wpił się namiętnie w jej usta, jakby chciał przypieczętować tą obietnice. Objął ją ramieniem i weszli po schodach na górę. — Mamo, mamy nowego domownika.
— Co?! — kobieta wybiegła z kuchni, z nadzieją, że usłyszy, że Lolka jest brzemienna, jednak kiedy zobaczyła kota, cały czar prysł. — Ojej, jaki uroczy... — pamiętała słowa dziewczyny, że prawdopodobnie nie może mieć już dzieci, ale kobieta i tak wciąż modliła się o to. — Siadajcie do stołu.
— Wygodny jesteś, zamiast mnie do restauracji zabrać, to do mamy na obiad, tniesz koszty?
— Oj babo, marudzisz, czy mi się zdaje? — roześmiał się ciepło.
— O następna, widzę, że się z Kubą świetnie dogadujecie. — zaśmiała się kobieta, wskazując palcem na opatrunek na dłoni dziewczyny.
— Niby przeciwieństwa się przyciągają, ale jednak coś też musi nas łączyć. — zaśmiała się ciepło.
— Ale powiem ci, że ładny, sama się zastanawiam, czy sobie nie strzelić tatuażu, jednak tyle jest ładnych wzorów, nie wiem, czy potrafiłabym się na coś takiego zdecydować. — kobieta zaśmiała się.
— Może na urodziny zafundujesz mamie tatuaż?
— No wiesz, już dawno bym ją wziął, gdybym wiedział, jednak ta nie dzieliła się zbytnio ze mną takimi uwagami. — zaśmiał się Kuba i zaczął sobie nakładać jedzenie. Lasagne pachniała znakomicie.
— Przestań i zajmij się jedzeniem, jak będę chciała tatuaż, to chyba nie ma lepszego eksperta w naszej rodziny z dziedziny tatuologii niż ty. — Lola roześmiała się ciepło na uwagę kobiety i wszyscy skupili się na jedzeniu.
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanficObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...