Kuba chodził niespokojnie w tą i z powrotem. Lekarze zabrali ją na wyciągnięcie śrub, jednak nie zgodzili się, by chłopak mógł jej towarzyszyć. Przez godzinę krążył jak sęp w tą i z powrotem. W końcu wysłali wszystkie rzeczy dziewczyny do Polski, zdążyli w międzyczasie kupić walizkę, w której już czekały jej najpotrzebniejsze rzeczy, spakowane i gotowe do jutrzejszego lotu. W końcu wywieźli ją z sali operacyjnej.
— Hej niesforna. — uśmiechnął się do dziewczyny.
— Weź, operacje w znieczuleniu miejscowym są straszne... Już wolałabym, żeby uśpili mnie jak psa. — zaśmiała się delikatnie.
— No co ty, dałaś rade, więc co to dla ciebie. — był z niej dumny i cieszyło go, że już nie będzie miała tych śrub.
— Jasne, bo stałeś obok i nie myślałam o niczym innym, jak o tym, że tam czekasz. — uśmiechnęła się do niego. Zawieźli ją na salę, gdzie miała poleżeć kilka godzin, a potem wstać i zacząć się ruszać. — Dobrze, że to nie Polska, bo trzymaliby mnie tu tydzień. — zaśmiała się.
— To dlatego chciałaś tutaj?
— Nie tylko. Mam tutaj ubezpieczenie, a w Polsce trzeba by było załatwić ubezpieczenie i nie wiadomo ile czekać na termin.
— No racja, to jednak dobra decyzja.
— To zabrzmiało, jakbyś nie wierzył w ich słuszność. — zaśmiała się ciepło.
— Już sobie nie dopowiadaj. Coś tu na ciebie czekało. — założył na jej szyję łańcuszek z piórkiem.
— Wiesz, może to zabrzmi głupio, ale tak się do niego przyzwyczaiłam, że czuję się naga bez niego. — obróciła w palcach małe, kryształowe piórko.
— Skarbie, co ty wiesz o nagości? — zaśmiał się z tym zawadiackim uśmiechem.
— Może ty mi opowiesz? To ty śpisz na waleta. — zaśmiała się.
— Przezorny zawsze ubezpieczony. No pomyśl, budzisz się w nocy i masz mega chcicę, no to wskakujesz i jedziesz. — dziewczyna zakryła dłonią twarz, która była purpurowa. Pomimo, że oswoił ją już z wieloma swoimi poglądami, dalej nie potrafiła sobie wyobrazić ich wspólnego seksu. — Jak wrócimy do hotelu, trzeba jeszcze zrobić odprawę i jutro będziesz jeszcze bardziej wolna.
— Wolność to pojęcie względne.
— Sugerujesz coś?
— Jaaaa? No co ty, o co ty mnie podejrzewasz. Po prostu przypomniało mi się, jak mi groziłeś, co mi zrobisz. — roześmiała się.
— To wszystko jest aktualne, ale w swoim czasie. — uśmiechnął się szeroko do niej.
— To ja się już nie mogę doczekać. — parsknęła śmiechem.
— Czy ty mi własnie sugerujesz, że chcesz seksu? Własnie w momencie, kiedy nie możesz, a ja będę chodził i o niczym innym nie myślał? Straszna jesteś... — dziewczyna roześmiała się ciepło.
— Jak przyjdzie czas, to będzie seks, to musi przyjść naturalnie z obu stron, nie sądzisz? — lekarz, który stał za nimi odchrząknął, a dwójka o mało nie zeszła na zawał. Lola w myślach dziękowała Bogu, że nie znał polskiego.
— Lola, za kilka godzin zejdzie znieczulenie miejscowe, wtedy z pomocą swojego partnera, będziesz musiała się przejść kawałek. Podam leki przeciwbólowe, do domu dostaniesz trzy razy morfinę, a potem już jakieś normalne leki, ogólnodostępne.
— Jutro mam lot do Polski, czy mogę lecieć...?
— Sądzę, że nie powinno być żadnych problemów. Noga pięknie się zrosła. Jednak może pani odczuwać dyskomfort lub ból związany ze zmianą ciśnienia. Byłoby dobrze, gdyby podczas lotu, zmieniała pani pozycje w miarę możliwości. Przez kilka dni proszę też o pobudzanie krążenia w nodze, poprzez trzymanie jej w górze. Najlepiej, jak ogląda pani telewizję, to położyć się, i kilka poduszek pod nogę, żeby była uniesiona do góry.
— Dobrze, nie ma problemu. — uśmiechnęła się do lekarza, który pożegnał się i obiecał zajrzeć do niej za trzy, cztery godziny, kiedy znieczulenie zejdzie całkowicie.
— Co za służbista w białym kitlu, przerywa tak ważne rozmowy. — Kuba wzruszył ramionami, a dziewczyna się zaśmiała.
— Chociaż rozczarowałeś mnie. — powiedziała nagle niebieskowłosa, na co Que prawie podskoczył.
— Co masz na myśli? — zapytał.
— Myślałam, że chociaż buziaka za moją dzielność dostanę, a tu proszę takie rozczarowanie, nic, null, zero... — rozłożyła ręce i zrobiła zawiedzioną minę.
— O ty wredoto, tak mnie straszyć?! Mnie?! Wielkiego Quebonafide...
— Jaki on tam wielki... — zaśmiała się, a chłopak złapał ją za nadgarstki i zaciągnął jej ręce za głowę.
— Wiesz, uważałbym na słowa, bo nie możesz uciekać kotku... — uśmiechnął się zadziornie, tak jak lubiła najbardziej i wpił się w jej usta. Całowali się długo i namiętnie, puścił jej ręce, a ona położyła dłonie na jego policzkach. — Mówiłem ci, że obłędnie smakujesz...
— Nie... — szepnęła, leżąc z zamkniętymi oczami. Z każdym pocałunkiem uzależniała się coraz bardziej od jego osoby.
— No to już wiesz... — wpił się znów w jej usta, a jego dłoń wsunęła się pod jej koszulkę.
— Kuba to jest szpital... — upomniała go.
— Robiliśmy fake taxi, to możemy zrobić i fake doktora.... — zaśmiał się, a kilka twarzy na te słowa zwróciło się w ich stronę. Dziewczyna naciągnęła na głowę kołdrę.
— Weź, idź, nie gadam z tobą... — jej policzki się zaczerwieniły.
— Oj przestań, jak ktoś patrzy, to tylko dlatego, że zazdrości.
— Zazdrości czego? I tak nie zamoczyłeś... — chłopak udał, że w jego serce trafiła strzała.
— No wiesz co, to bolało. Chcesz mi zarzucić brak działania, czy wypomnieć im, że ja i ty jeszcze nic? Wiesz, że oni nie kumają polskiego? A jak będziesz na mnie wymuszać presję, to zaraz zasłonię te firanki...
— Zasłonki... — poprawiła go.
— Mogą być i zasłonki. Zasłonię te szmaty i cię wezmę tu i teraz, póki znieczulenie działa. — dziewczyna prychnęła śmiechem. — Nie wierzysz? — Kuba zaczął zasłaniać zasłonki, które oddzielały ją od innych pacjentów na sali.
— Kuba, uspokój się, dobra, już ci wierzę, wierzę...!! — zaśmiała się głośno, a chłopak i tak zasłonił, dając im trochę prywatności. — Kuba... — szepnęła, kiedy wszedł na jej łóżku i stanął nad nią opierając się na łokciach i kolanach.
— Pamiętaj, Quebo ma zawsze rację, a jak nie ma, to patrz punkt pierwszy... — wpił się w jej usta, a dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Znów usłyszeli za sobą chrząknięcie, a Lola o mało nie zrzuciła z siebie Grabowskiego, zalewając się rumieńcami.
— Przyniosłem pani leki przeciwzakrzepowe. — powiedział lekarz, i odkrył nogę dziewczyny, zrobił jej zastrzyk i wyszedł.
—Jak Boga kocham, jeszcze raz tu wejdzie bez pytania, to mu zajebię... — powiedział Quebonafide, masując obity łokieć, którym uderzył w ramę łóżka.
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanfikceObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...