ROZDZIAŁ 30.

320 32 14
                                    

Kiedy weszli do hotelu, zostawili tylko rzeczy Loli i wrócili na dół, gdzie taksówkarz dalej na nich czekał. 
 — To gdzie na wsi jest fajne, duże  centrum handlowe? — Krzysiek zaśmiał się. 
 — Jedno z największych to Straftord Westfield. 
 — To w drogę. — Krzychu powtórzył zadowolonemu taksówkarzowi słowa dziewczyny i ruszyli w stronę Stratford. 
 — Jak się czujesz? — spytał Kuba i przytulił ją do siebie.
 — Nie najlepiej, najchętniej wlazłabym pod kołdrę i przespała to  marne życie, ale jest jeden problem... 
 — Jaki? — spytał Grabowski. 
 — Nie umiem spać w dzień. — chłopaki zaśmiali się delikatnie.
 — Duże zakupy cię odprężą i wiesz co? Dzisiaj nie patrzysz na ceny, nie wybierasz najtańszych sklepów. Dzisiaj masz brać to, co podoba ci się najbardziej... 
 — Serio? — spojrzała na niego, jakby obawiając się, że żartuje sobie z niej. 
 — Najbardziej serio na świecie. — uśmiechnął się do niej szeroko i szturchnął ją nosem o jej nos. — Chociaż, mam jeden warunek... Buziaka za to poproszę. 
 — To mam tak cię całować in blanco? A co, jak dostaniesz buziaka i zwiejesz? Wtedy będę strasznie stratna. Taki buziak to prawie jak dziewictwo.
 — Oj zamknij się... — chłopak wsunął dłoń za jej kark i dociągnął ją do siebie. Wpił się czule, a zarazem namiętnie w jej usta, a kiedy skończył pocałunek uśmiechnął się leniwie i jeszcze przez chwilę trzymał jej twarz blisko swojej twarzy. Dał jej jeszcze jednego całusa i puścił. — I co bolało? 
 — Bardzo, w życiu tego bólu nie zapomnę. 
 — Weźcie bo rzygnę tęczą... — powiedział Krzychu udając odruch wymiotny. 
 — Lolka zapamiętaj tą chwilę, daje ci oficjalne prawo, do wytknięcia mu tego, kiedy będzie z Olką. Chyba nie wiesz, jak ty się zachowujesz człowieku, jak masz swoją dupę przy sobie. — Kuba prychnął, a dziewczyna roześmiała się. 
 — I ty przeciwko mnie? — powiedział zasmucony Kondracki. — Zapamiętam sobie. Oj wariaty, wariaty. Cieszę się waszym szczęściem, ciesze się, że jutro wracamy do Polski. 
 — Nie powiedziałeś mu? — Lola spojrzała na Kubę, a Krzysiek na nich. 

 — Ale jak to, do cholery leć sobie sam?! Jesteście straszni... —  Krzysiek zawył, kiedy pokonywali wielkie schody prowadzące do wejścia do centrum handlowego. 
 — Przestań, trzeci raz zaczynasz ten sam temat, to się robi już nudne. — Grabowski go skarcił, jednak Krzychu miał to za nic.
 — Jeszcze raz ci powtarzam, chcę żeby mi tutaj wyciągnęli śruby w nodze. Potem naszprycują mnie przeciwbólowymi i przylecimy do Polski. — powiedziała po raz trzeci dziewczyna. 
 — Ja się tak nie bawię, samotny lot jest strasznie nudny, poza tym naopowiadałem Olce o tobie i myślałem, że od razu wpadniemy do mnie i zrobimy jakiegoś grilla, czy coś...
 — No, ale nie ma problemu, tylko przełożymy to na za tydzień. 
 — No dobra... Ale to nie fajne, że mnie tak załatwiliście.  — wszyscy się zaśmiali się. 
 — Kuba mogę cię wykorzystać? 
 — Że tak publicznie, nie mówiłaś, że takie rzeczy cię kręcą... — wyszczerzył wszystkie zęby i zaśmiał się. Dziewczyna pociągnęła go za rękę i stanęła na palcach, szepcząc do jego ucha.  — Możesz... Bez problemu. — uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni swoją kartę płatniczą. — Kod to 0791. 
 — Dziękuję. — powiedziała, a jej uśmiech był wart spełnienia jej prośby. 

 — Kurwa, cztery godziny jej nie ma. Padam na twarz od tych zakupów, a nawet nie obeszliśmy połowy tej galerii. — powiedział Krzysiek siadając na krześle w dziale restauracyjnym. 
 — Sam już się martwię. — wyciągnął telefon i zaczął dzwonić do dziewczyny.
 — Już idę, gdzie jesteście? — zapytała. 
 — Na żarłodajni. — powiedział Kuba i uśmiechnął się szeroko. 
 — Dobra widzę was. — dziewczyna rozłączyła się, a chłopaki zaczęli się rozglądać. 
 — Widzisz ją? — zapytał Krzysiek. 
 — No właśnie nie, ale mówiła, że ona nas widzi. 
 — Ale wy jesteście ślepi. — powiedziała stojąc za nimi, a chłopaki prawie podskoczyli. 
 — O ja pierdolę, teraz możesz być Grabowska z miejsca. Nawet papierki wam nie potrzebne. — Krzysiek parsknął śmiechem. 
 — No co, źle? Bo moim zdaniem wyszło świetnie. 
 — Jest pięknie. — powiedział i pocałował dziewczynę, która spędziła cztery godziny u fryzjera na fotelu. Zmieniła kolor włosów na niebieskie. 
 — Wiesz, pasujesz teraz do rodziny. Trzeba jeszcze Maciejkę i Adama namówić na jakieś kolorowe włosy. — powiedział Krzysiek z szerokim uśmiechem. — A wiesz, że jak kobieta ścian lub farbuje włosy, to zaczyna nowy rozdział w życiu? 
 — No co ty nie powiesz? — dziewczyna zaśmiała się ciepło. 
 — Nie mogę się póki co przyzwyczaić, ale wyszło świetnie. — powiedział Kuba z szerokim uśmiechem.
 — Specjalnie tak mówi, żeby ci posłodzić i móc się bezkarnie w ciebie gapić. — powiedział Krzychu i zaśmiał się głośno. 
 — No przecież wiem. — wpiła się raz jeszcze w usta Kuby. 

 — Moja noga zaraz mi odpadnie. — powiedziała dziewczyna, kiedy przez dwie następne godziny chłopaki wybierali jej ubrania. W końcu usiedli żeby zregenerować siły. — Do tego w życiu nie zrobiłam tak wielkich zakupów. Masakra ile ty hajsu wydałeś na mnie, to jest straszne. 
 — To jest kropla w morzu skarbie i kamień milowy w tym, żebyś w końcu była szczęśliwa i miała to, na co zasługujesz. 
 — Jak mnie będziesz tak rozpuszczał, to możesz mieć przechlapane. — zaśmiała się. 
 — Właśnie, nie rozpuszczaj jej tak, bo będzie chciała cały czas. 
 — Kondracki, masz swoje wymarzone korki? 
 — No mam... Dobra już siedzę cicho. — przytulił swoje pudełko z butami, a reszta zaśmiała się. 
 — Proszę, jeszcze na miłe zakończenie moja ulubiona piosenka.
 — "Look what I found" serio? To takie już oklepane, wszędzie to ostatnio grają, tak jak cały ten soundtrack z filmu. — powiedział Krzysiek, jednak nie zniechęciło to dziewczyny. 
 — No i co z tego... — wzruszyła ramionami. — Zawsze sobie marzyłam, że kiedyś z kimś zatańczę do tego kawałka, ale jeszcze nie było okazji. 
 — No to już jest... — Kuba szarpnął ją za rękę. 
 — Przestań, co ty wyczyniasz. To centrum handlowe, nie parkiet. — popukała się w czoło i starała się wyrwać. 
 — Chodź uparciuchu. — pociągnął ją na tyle mocno, by wpadła w jego ramiona i zaczął się z nią bujać na boki. Krzysiek, jak to Krzysiek, od razu w jego dłoni wyrósł telefon, którym zaczął nagrywać. 
 — Jesteś wstrętny. — czuła się totalnie zawstydzona, jednak chłopak zdawał się nic sobie z tego nie robić. Po chwili śpiewała i śmiała się na pół centrum handlowego, a ludzie zaczęli do nich dołączać. Jej śmiech, rozweselona twarz i ten błysk w oczach, były zdecydowanie warte tego momentu. Sam Grabowski uśmiechał się szeroko, pomimo, że nie był najlepszym tancerzem, oboje bawili się świetnie, ludzie bili im brawo, a dziewczyna zakrywała co jakiś czas zawstydzoną twarz.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz