ROZDZIAŁ 113.

242 24 21
                                    

— Wsiadaj...
— Chyba oszalałeś...
— Wsiadaj do cholery... Trzymasz?
— No trzymam, nie ufasz mi?
— Ufam, ale się upewniam... Wsiadaj...
— Kuba do cholery, zabijemy się... Ja się zabije.
— Wsadzę cię.
— Ludzie pośpieszcie się, łeb mi pęka.
— Kochanie nie daj się prosić.
— Dobra, do cholery, ale jak sobie zrobię krzywdę, zrobię ci dokładnie to samo.
— Ostre słowa, ja bym się bał po tym, co zrobiła Roksi.
— Zamknij się. — powiedzieli chórkiem.
— Wsiądziesz...
— Tak, do cholery... Czemu ja się dałam namówić na zakupy w Tesco... — po namowach dziewczyna wsiadła do sklepowego wózka i zamknęła oczy. — Boże zginę... Nie chcę umierać tak młodo... — powiedziała i zapiszczała kiedy Kuba pchnął wózek. — Boże co za odpał!! — zapiszczała unosząc do góry ręce. Kuba rozpędził się z nią i wskoczył na wózek, przejeżdżając przez kilka alejek.
— I co? A nie mówiłem, że będzie fajnie! — roześmiał się ciepło. Robili zakupy i wygłupiali się. Nakupili przeróżnych, niepotrzebnych rzeczy, z których śmiali się do łez. Wrócili na Płońską 6. Jednak miny im zrzedły, kiedy pod domem Kuby, zastali Roksanę, kłócącą się z bratem.
— Co się tu dzieje? — spytał Kuba, a rodzeństwo momentalnie się uspokoiło.
— Roksana ma coś do powiedzenia. — Igor popchnął ją lekko, na co zmierzyła go wzrokiem, który gdyby mógł, to by zabijał. Poprawiła swoją kurtkę i zrobiła krok w stronę Kuby.
— Chciałam przeprosić za swoje zachowanie. Obrobiłam ci dupę, byłam zła za zmianę tekstu, bo to my stworzyliśmy wesołą ekipę, kiedy ona pewnie jeszcze nie wiedziała, że istniejesz.
— Okej. Rozumiem to i wybaczam ci, o ile Lola ci to wybaczy, ale też przeprosi. Poszalałyście wtedy obie. Kocham ją, planujemy ślub, a jednocześnie nie chcę stracić dobrego pracownika. — patrzył raz na jedną to na drugą dziewczynę. Lola wyciągnęła dłoń w stronę Roksany, a brunetka ją uścisnęła.
— Widzisz nie bolało. — powiedział Igor.
— Zamknij się. — powiedziała brunetka i ruszyła za nim w stronę ich rodzinnego domu.

— Okej to było dziwne. — powiedział Krzysiek, kiedy usiedli do stołu w kuchni.
— To było bardzo wzorowe zachowanie. — powiedział Kuba i otworzył paczkę przekąsek. Wziął kilka chipsów i wsadził do ust.
 — No niby tak, ale z drugiej strony dziwne, ona nigdy nie przepraszała...
 — Pewnie się bała, że ją zwolnię i stanę po stronie Loli. 
 — Przeżywacie, zachowaliśmy się jak dorośli, to takie dziwne? — zaśmiała się ciepło i wstała od stołu. Poszła do pokoju Kuby, sięgnęła po paczkę papierosów i wyszła na balkon. Odpaliła fajkę i patrzyła na przejeżdżające samochody. Poczuła, jak jego ramiona ją obejmują od tyłu. Kochała i nienawidziła zarazem, kiedy podchodził do niej jak cień. — Co tam? — zapytała cicho. 
 — Wracamy do domu?
 — Tak szybko, ledwo przyjechaliśmy. — zaśmiała się. 
 — Wiem, ale...
 — Ale chciałbyś sobie poużywać, wiem. — parsknęła śmiechem. — Twojej mamie będzie przykro. 
 — No dobra, to jeszcze chwilę zostaniemy. — powiedział, a na jego twarzy zagościł cwany uśmiech. 
 — Co się tak szczerzysz? 
 — Dawno po prostu nie czułem takiego szczęścia, jak dzisiaj... — przesunął dłonią po jej boku, a dziewczyna zadrżała. — Uwielbiam, kiedy tak na mnie reagujesz... — wyszeptał do jej ucha. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem i potarła dłonią jego policzek. 
— Kocham cię, panie Grabowski... — wyszeptała do jego ust. Momentalnie docisnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Całowali się dobrą chwilę, a chłopak wsuwał dłonie pod jej koszulkę. Smyrał delikatnie kciukiem jej skórę, czując pod palcem gęsią skórkę. Zsunął się pocałunkami na jej szyję. 
 — Ej ludziska, mam pomysł! — do pokoju wpadł Krzysiek, a para odsunęła się od siebie. — Ojej, zachowujecie się jak dzieci, myślicie, że nie widziałem nigdy, jak się ktoś całuje. 
 — Jak cię walnę w ten łeb za chwilę, to ci czerwień z głowy zleci. Jaki pomysł? 
 — Pojedźmy nad jezioro. Pewnie to ostatnia okazja, żeby się tam pobyczyć, bo już jest coraz chłodniej. 
 — To może zbierzmy ekipę i skoczmy na jakiś urlop? — zaproponował Kuba, a Lola spojrzała na niego unosząc brew. 
 — No i niby, gdzie chcesz lecieć? — spytała go. 
 — To może wydać się dziwne, ale możemy wrócić na te termy, gdzie byliśmy z twoją mamą. — powiedział z uśmieszkiem. 
 — Termy? Od kiedy ty się taki ciepłolubny zrobiłeś? 
 — Od kiedy mogę... — odpowiedział szybko. — Połączymy przyjemne z pożytecznym. — pokazał dziewczynie propozycje zagrania w Uniejowie, na imprezie organizowanej przez termy, a potem Krzychowi. — Dostałem to miesiąc temu, zgodziłem się najpierw, jednak na wzgląd przez to wszystko co się działo, zapomniałem, przypomniałem sobie wczoraj i miałem odwołać, ale może nie warto?
 — Koncert na basenie? Tego jeszcze nie było. 
 — Bylebyś mi nie kazał wychodzić na scenę w stroju kąpielowym...
 — Czyli bierzesz pod uwagę zaśpiewanie ze mną?
 — Z nami. — poprawił go Krzysiek. 
 — Szczerze? Po tym, co mi strzeliło w Level 27, jest mi wszystko jedno, przełamałam się. — powiedziała z szerokim uśmiechem. 
 — Dobra. Czekajcie. — Kuba wyszedł na korytarz. Mamo! Maciek! Jedziecie z nami do Uniejowa, na baseny termalne?! 
 — To dopiero szczyt lenistwa. — powiedziała Lola, zakrywając uszy. 
 — Ja jadę bez dwóch zdań. — starszy brat zbiegł z góry. 
 — Sama nie wiem, nie uważasz, że to już nie te lata, by jeździć na baseny? 
 — Zgarniemy moją mamę, będzie pani miała towarzystwo i pogadacie sobie, do tego zobaczy pani okolicę, w której się wychowywałam. — powiedziała Lola z uśmiechem wysuwając głowę z pokoju.
 —Dobra, niech będzie. — powiedziała kobieta z szerokim uśmiechem, a Lolka uśmiechnęła się szeroko. 
 — Krzychu dzwoń do Moyesa i Koziary, lecimy na tripa. 
 —To wesoła ekipa, tu tu tu tururu turu tu tu tu... — zanucił rozbawiony chłopak i zaczął dzwonić do przyjaciół. 

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz