ROZDZIAŁ 133.

211 21 10
                                    

— Boże to było totalnie szalone... — Lola roześmiała się siadając w swoim fotelu i zapięła pas. — Jak tam stresik? — spytała Kuby i złapała go za rękę. Chłopak wykorzystał to i złożył na jej dłoni pocałunek.
— Jak zawsze, ale w razie czego Xanax w pogotowiu. Chyba nigdy to cholerstwo nie będzie mi obojętne... — westchnął i spojrzał na płytę lotniska, gdzie wszystko było przygotowywane na start ich samolotu.
— Jestem tu i wszystko będzie dobrze. — powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
— Wiem, zawsze jak jesteś obok, to wszystko jest dobrze...
— Grabowski słodzisz mi, czy tylko mi się wydaje? — roześmiała się ciepło i przytuliła się do niego, a samolot zaczął cofać, by finalnie ustawić się na pas startowy.
— Ja i słodzenie? Na bank tylko ci się wydaje... — mruknął cicho i zacisnął mocniej jej dłoń. — Pocałuj mnie... — wyszeptał cicho do niebieskowłosej. Lola wychyliła się lekko ze swojego fotelu i wpiła się w usta mężczyzny. Całowali się cały start samolotu, dopóki nie osiągnęli wysokości przelotowej. — Dziękuję... — wyszeptał do jej delikatnie rozchylonych warg.
— Nie ma za co... — odpowiedziała mu, a jej brązowe oczy wpatrywały się w niego. Odciągnął kosmyk jej włosów za ucho. Niedługo później dziewczyna usiadła na kolanach narzeczonego i wtulona w niego przysnęła.

— Ty stary, pobudka... — powiedział Krzysiek szturchając Kubę. — Zaraz lądujemy. Musisz ją posadzić. — wskazał na śpiącą dziewczynę.
— Co? Już? — chłopak był zdziwiony, że ten czas zleciał tak szybko, a cały lot przespali.
— Już, już... Jak jej nie pokażesz Japonii z lotu ptaka, to cię udusi. — wskazał na widok za oknem, gdzie spomiędzy chmur wyłaniały się już pomału światła miast.
— Lola... Kocie, budzimy się... — powiedział do dziewczyny, która leniwie otworzyła oczy. — Lądujemy. Musisz usiąść na swoim miejscu, a do tego Krzychu mówi, że widoki są super.
— No już... — szepnęła zaspana i potarła oczy. Kuba wpił się w jej usta i podał jej picie. — Dzięki. — niebieskowłosa przesiadła się i wyjrzała przez okno. Widok był piękny. Szybko napiła się i wzięła w dłonie telefon. Zrobiła kilka zdjęć i nagrała filmik, kiedy samolot lądował. — Wooow... To było piękne... — zaśmiała się do Kuby, który w końcu odetchnął z ulgą, kiedy samolot dotknął ziemi. Cali i zdrowi wysiedli z samolotu i poszli na odprawę paszportową. Maciejka, Koziara i Krzychu mieli świetne nastroje, byli lekko wstawieni, po niewielkiej libacji na pokładzie samolotu. Szli za parą i rzucali jakimiś śmiesznymi opowieściami.
— Jak się nie ogarniecie, to będą was trzepać w poszukiwaniu narkotyków. — Kuba postraszył ich trochę, kiedy weszli na wielką salę, gdzie były rozstawione stanowiska i dość spore kolejki. Wszystko jednak szło dość sprawnie i po 40 minutach cała ekipa znalazła się przy wyjściu.
— W końcu można zajarać... — powiedziała dziewczyna wychodząc przed budynek i po odpaleniu papierosa zaciągnęła się szybko.
— Dobra Lola spali to idziemy na postój taksówek, tutaj macie adres hotelu, to nasz punkt docelowy. — powiedział Kuba, rozsyłając chłopakom adres.
— Znowu dwa pokoje? Jeden dla was i jeden dla was? — spytał Maciek.
— Nie. Zarezerwowałem nam apartament, każdy ma swój pokój. Spędzimy tu dwa tygodnie i poużywamy sobie wszystkiego, co oferuje nam to miejsce na ziemi. — Kuba odpowiedział bratu i spojrzał na swoją narzeczoną. — Po co ci ta maska antysmogowa? — spytał widząc ją jak zakładała maseczkę.
— Wczuwam się w klimat Japonii...
— A co ci da ta maska, jeśli mogę spytać? — Que uniósł brew i zmierzył wzrokiem dziewczynę.
— Jestem bardziej jak ninja... — powiedziała udając ruchy karateki.
— Ta... Chyba bardziej jak kung fu panda... — dodał Maciejka, po czym dostał w potylicę. — Ała! Za co?! — wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Za niewinność, jak zawsze... — dziewczyna przewróciła oczami, a pozostali panowie ocierali łzy, od nagłego napadu śmiechu.
— Zbierajmy się. — powiedział w końcu Kuba i objął Lolę. — Widzimy się w hotelu. — powiedział i poszedł z dziewczyną do jednej z zaparkowanych taksówek. Zapakował do bagażnika ich bagaże i zatrzasnął klapę. Wsiadł na tylną kanapę i podał kierowcy adres. Ruszyli do hotelu, a Lola wyglądała oczarowana przez okno.
— Wow... Tu jest pięknie... — od dzieciaka czuła się jak ryba w wodzie w wielkich miastach. Kolorowe światła miały w sobie swój urok, który zawsze skradał jej serce.
— Poczekaj, aż zabiorę cię w kilka miejsc... Padniesz z zachwytu... — powiedział Quebo i pogładził ją po plecach.
— Dziękuję za to wszystko... Gdyby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że to wszystko tak się potoczy... Wyśmiałabym go i to bardzo głośno. — powiedziała cicho.
— Rozkwitłaś przez ten czas... Nawet nie wiesz, jak bardzo, ale w końcu o to chodziło. — powiedział z szerokim uśmiechem, a w swojej głowie przywołał obraz przestraszonej dziewczyny, którą ratował z rąk jej byłego. — Przeszłaś dużo złego, pora byś poznała te lepsze strony życia...
— To może być jeszcze lepiej? — spytała spoglądając na chłopaka.
— Oczywiście, że może... — po tych słowach oboje zamilkli. Kiedy podjechali pod hotel, poczekali na resztę ekipy, a Kuba odebrał karty do apartamentu. Dalej nie odzywał się ze swoją narzeczoną. Kiedy tylko przekroczyli próg swojego pokoju, a Que odstawił walizki, sprawy potoczyły się szybko. Oboje czuli to samo, chłopak popchnął ją na ścianę i wpił się w jej usta. Zaparł się dłońmi pomiędzy jej głową i całował ją namiętnie. Głośne mlaski wypełniały ich sypialnię. Dziewczyna zsunęła z jego ramion bluzę, która swobodnie opadła na podłogę. Grabowski zacisnął dłoń na jej szyi i pociągnął za jej wargę. Złapał za jej koszulkę, a po chwili odrzucił ją gdzieś za siebie. Pociągnął ją w stronę łóżka i rzucił ją na nie, uklęknął nad nią i całował jej szyję, dekolt, by w końcu dorwać się do jej piersi. Pozbawił ją stanika i zaczął drażnić sutki. Przygryzał je, ssał, pocierał kciukami i nasłuchiwał jak jej ciche jęknięcia wypełniają pokój. Rozpiął jej spodnie i ściągnął je z niej wraz z koronkowymi stringami, kolejne ubrania wylądowały na podłodze. Wpił się ustami w jej cipkę, a ta pisnęła cicho. Po chwili pieszczot oralnych wsunął w nią dwa palce, była mokra i podniecona. Niewiele potrzebował, by błagała go żeby w nią wszedł. Sam nakręcony do granic możliwości, szybko pozbawił siebie dolnej części garderoby i wszedł w nią szybkim ruchem. Pieprzył ją mocno, pochylał się nad nią i wpijał w jej usta namiętnie. Ich języki tańczyły ze sobą. Obrócił ją w końcu na brzuch i wziął ją od tyłu, składając na jej pośladkach dość mocne klapsy. Jęczała głośno, podniecona do granic, aż w końcu zacisnęła się na nim mocniej, kiedy przeszył ją orgazm. Czując to nie potrzebował dużo czasu by zakończyć w niej i wystękać orgazm. Padł na łóżko i wtulił w siebie dziewczynę. Leżeli w ciszy rozkoszując się swoją obecnością i bliskością.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz