Taksówka zatrzymała się przy szpitalu, a Kuba spojrzał z politowaniem na kompleks budynków.
— I szukaj wiatru w polu... — westchnął i sprawdzał oznaczenia. Kiedy znalazł budynek z SORem, wszedł do środka i podszedł do recepcji pytając się o dziewczynę.
— Jak dostanę informacje, to od razu panu powiem, póki co cisza. — powiedziała recepcjonistka, a Kuba usiadł na jednym z krzesełek w poczekalni. Wziął telefon i napisał do Loli. Jednak nie dostawał odpowiedzi. Jednak siedzenie w samotności, zmusiło go do przemyślenia swojego zachowania.
— Zabierzesz mnie do hotelu, czy mam szukać noclegu pod mostem? — usłyszał jej głos. Stała przed nim oparta o ścianę.
— Oczywiście, że wracamy do hotelu... Głupie pytanie. Mów co się stało...
— Śruba spowodowała ucisk na mięsień, a ten na nerw. Mam teraz dużo leżeć i nie forsować się, teoretycznie przyśpieszyliby ich wyciągnięcie, ale stwierdzili, że to bez sensu, skoro za tydzień mam termin.
— Dobra, to idziemy do hotelu. — westchnął cicho. Dziewczyna szła podpierając się o ściany. — Pomóc ci jakoś?
— Nie, dam radę. — powiedziała i po dłuższej chwili doszli do postoju taksówek. Wsiedli do jednej i Kuba podał kierowcy nazwę hotelu. Dziewczyna usiadła i wlepiła wzrok w okno. Siedziała cicho, nie wiedziała, co powiedzieć, czy ma przepraszać i błagać o litość, czy czekać na ruch z jego strony?
— Lola, przepraszam... — powiedział po chwili.
— Nie ma za co... — wzruszyła ramionami.
— Jest, bo to moja wina, że stała ci się krzywda. Zachowałem się strasznie i wiem, że nie powinienem tak postąpić. On ci groził, co doprowadziło mnie do wściekłości...
— To trzeba było powiedzieć i zdecydować, co dalej.
— Chciał żebyś wróciła, bo inaczej da do wiadomości publicznej, że jesteśmy razem. Niby nic wielkiego, ale wiem, że prasa nie zostawi na tobie suchej nitki.
— Może się mnie wstydzisz po prostu. Nie jestem chudziutka i ładniutka, jak większość lasek.
— Jak możesz tak uważać? Podobasz mi się dokładnie taka, jaka jesteś... — powiedział i patrzył na nią.
— Ja już nie mam, co do tego pewności. Oddałeś te ubrania już?
— Nie i nie oddam ich, są twoje. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. — westchnął cicho. — Spojrzysz na mnie. — dziewczyna po chwili namysłu odwróciła się i spojrzała w jego oczy. Przysunął się do niej i przytulił ją. — Tak bardzo przepraszam... — powiedział cicho i spojrzał w jej oczy.
— Okej, wybaczam ci... — powiedziała cicho, wpił się w jej usta i pogładził jej policzek. — Boję się tej operacji... — westchnęła cicho. Wtedy wszystko działo się szybko i nawet nie miałam czasu by pomyśleć o strachu, a teraz...
— Będę obok, nie będziesz z tym sama. Nie wiem, czy mnie wpuszczą, ale będę czekał najbliżej jak się da. To nic strasznego, na pewno dasz sobie radę. Wierzę w ciebie... — mówił cicho i gładził ją po plecach.
— Dzięki... — powiedziała, a taksówka się zatrzymała. Kuba zapłacił za przejazd i wysiedli z auta. Przełożył rękę Loli za swoją szyję i złapał ją pod kolanami, biorąc ją na ręce. — Popierdoliło cię?! Postaw mnie.
— Cicho. — chłopak wniósł ją do windy, a potem do pokoju, położył na łóżku, a zaraz po tym poszedł się wykąpać. Dziewczyna wtuliła się w poduszki i przymknęła oczy. Ocknęła się kiedy wchodził do łóżka. — Spokojnie, to tylko ja... — naciągnął na nią kołdrę, a dziewczyna wtuliła się w niego.
— Kuba... — wymamrotała cicho.
— Co...?
— Nie kłóćmy się już nigdy... — wyszeptała cicho i pocałowała jego nagie ramię. Uwielbiała kiedy wchodził po prysznicu do łóżka, nie wiedziała jakich kosmetyków używa, ale pachniał wtedy cudownie. Podkuliła nogi smyrając kolanami o jego biodra. — Znowu mi to zrobiłeś...
— Oj tam, kiedyś się przyzwyczaisz do Stefana. — zaśmiał się cicho, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Jesteś głupi... — szepnęła cicho, a on odwrócił się na bok, przodem do niej.
— Tylko nie kop...
— Yhym... — zamruczała cicho, a chłopak przełożył za siebie jej nogę i gładził jej udo.
— Oj, bo się zakocham i będziesz musiał robić tak zawsze... — wyszeptała cichutko, wyczuwał, że zaraz zaśnie. Pocałował jej czoło. — Tutaj... — popukała palcem w usta.
— No niech stracę... — zaśmiał się cicho i wpił się w jej usta. Z szerokim uśmiechem odwzajemniała pocałunek. Kiedy się od niej oderwał, zamruczała jeszcze z zadowoleniem i zasnęła, jak dziecko.
Kuba obudził się rano i delikatnie wydostał spod dziewczyny. Ubrał się i wyszedł z mieszkania. Dziewczyna obudziła się pół godziny później, jej włosy żyły własnym życiem, a wszystkie kości czuła idealnie dzięki bólowi. Przetarła oczy i poszła na balkon. Usiadła na wiklinowym fotelu i podziwiała panoramę Londynu.
— Lola? — usłyszała po chwili głos Kuby i wyciągnęła do góry rękę, pokazując mu, że jest na balkonie. — Hej piękna, jak się czujesz? — jego dziwny uśmieszek ją zainteresował.
— Dobrze, ale pytanie brzmi, co zmalowałeś, że się tak dziwnie szczerzysz...
— Jaaa? Nic... — kiedy mówił nic, jego uśmiech poszerzał się jeszcze bardziej. Dziewczyna momentalnie zaczęła palić szybciej papierosa.
— Mów mi, bo zaraz sama pójdę zobaczyć.
— O nie... — Kuba wszedł szybko do pokoju i zamknął balkon, zasłaniając przy tym żaluzje.
— Grabowski, gnoju, jestem tu w samej koszulce i majtkach! — pukała w szybę, jednak po chwili zrezygnowała. — Mam nadzieję, że wiesz co robisz, bo powyrywam ci nogi z dupy, więc oby to było warte mojego wysiłku. — pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Spokojna twoja poczochrana. — usłyszała z pokoju i spojrzała na swoje odbicie w lustrze, serio była strasznie potargana. Przez chwilę próbowała ułożyć je jakoś dłońmi, jednak kiedy nie przyniosło to większych efektów zrezygnowała. — Chodź.
— Super, pół Londynu pewnie podziwiało mój tyłek...
— Jest co podziwiać, więc nie narzekaj. — klepnął ją w tyłek.
— Grabowski, grabisz sobie dzisiaj od samego rana.
— Sądzę, że jednak mi to wybaczysz. — wskazał ręką na łóżko, na którym był wielki bukiet kwiatów, śniadanie i pudełeczko.
— Co ty znów wykombinowałeś... — obejrzała wszystko ze skupieniem.
— To nie wystawa w muzeum, weź to otwórz. — ponaglał ją, bo sam nie mógł doczekać się jej reakcji. Dziewczyna wzięła w dłonie pudełeczko i rozpakowała je. Po raz kolejny napis Svarowsky przykuł jej uwagę, spojrzała na Kubę, który ponaglał ją ruchem ręki. Otworzyła i zasłoniła buzię, po czym rzuciła mu się na szyję.
— Dziękuję, dziękuję... — szeptała i całowała go czule. Zdecydowanie dla tej chwili warto było siedzieć zamkniętym jak pies, na balkonie. W środku był ten sam wisiorek, który jej były rozwalił w drobny mak.
— Nie ma za co... — pocałował ją długo, trzymając za jej podbródek.
![](https://img.wattpad.com/cover/184128613-288-k904237.jpg)
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanfictionObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...