ROZDZIAŁ 89.

234 24 20
                                    

Dziewczyna siedziała przy barze, stukała długimi żelowymi paznokciami w blat, opierając głowę na drugiej ręce. Wzrok miała utkwiony w kryształowej literatce, wypełnionej whisky i colą. Wzdychała co jakiś czas.
— Co taka kobieta, robi w takiej spelunie? — powiedział przystojny mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, a jej nozdrza podrażnił znajomy zapach Paco Rabanne.
— Chciałam iść do klubu, ale nie wyszło, w weekendy tylko pootwierane. Nie znam za dobrze miasta, a chciałam się ulotnić z domu na tyle szybko, na ile to możliwe. — powiedziała ze smutnym uśmiechem na twarzy. — Nim wrócę, chcę się podchmielić, by niektórzy uznali, że świetnie się bawiłam... — zaśmiała się pod nosem. Miała wrażenie, że brzmi strasznie żałośnie.
 — Oj, ale twój facet musiał cię zranić. 
 — Skąd ta pewność? — spojrzała na niego. 
 — Proszę cię, jesteś piękną kobietą, o nietypowym kolorze włosów. Zapewne nie jesteś zbyt pewna siebie i uważasz, że jeśli mają się na ciebie gapić, to chcesz im super powód do tego. Pewnie sporo przeszłaś w życiu, a do tego pijesz samotnie w barze, odstrzelona w najlepsze ciuchy. Na bank chcesz mu najechać na ambicje. — była w szoku, że mężczyzna czytał ją jak otwartą księgę.
 — Okej, masz mnie. — uniosła do góry ręce w geście poddania się. Mężczyzna uniósł tylko kącik ust do góry. 
 — Skoro zgadłem, to należy mi się nagroda, mogę ci postawić drinka? 
 — Mi? — zaśmiała się delikatnie. — Okej, chociaż szczerze mówiąc, to pierwszy raz nieznajomy stawia mi drinka w barze.
 — Żartujesz teraz? 
 — Nie. — odpowiedziała spokojnie. — Jakoś z reguły faceci wolą te chude, wytapetowane france z amebą zamiast mózgu.   
 — Cięta jesteś na inne kobiety. 
 — Mam swoje powody. Ciężko mi zaufać innej kobiecie i być przy takiej sobą. Zawsze mnie stresują, może to przez złe podejście, ale mam męskie hobby i dużo lepiej odnajduję się w męskim gronie. Przynajmniej jak u facetów jest jakaś sprzeczka, to dają sobie po razie i idą się wspólnie napić, kobiety z reguły zrobią taką dramę, że Broadway by się nie powstydził. — oboje się zaśmiali. 
 — W sumie, to masz rację, coś w tym jest. Barman, dwa razy whisky z colą. — powiedział mężczyzna, a chłopak skinął głowa i poszedł naszykować drinki.
 — Jest, święta prawda. — zaśmiali się oboje, a dziewczyna wodziła palcem po brzegu szklanki. 
 — Ogólnie, gdzie moje maniery... Marcin jestem. 
 — Lola. — odpowiedziała i ścisnęła dłoń faceta.
 — Nietypowe imię. — uśmiechnął się szeroko. 
 — Bo ja cała jestem nietypowa. — zaśmiała się ciepło.
 — Czyli wyjątkowa. — stwierdził z uśmiechem. Dziewczyna dopiła swojego drinka i wzięła się za następnego.
 — Wyjątkowość, jak piękno - rzecz względna. — powiedziała do chłopaka. — Ale skoro tak uważasz, to chyba wypadałoby podziękować za komplement. To chyba będzie w dobrym guście. 
 — Lola, wiem co mówię, jestem prawnikiem. — zaśmiał się. 
 — Sprzeciw wysoki sądzie. — powiedziała z uśmiechem. Marcin nie mogąc się powstrzymać sam uniósł kąciki do góry.
 — Czyli jeśli kiedykolwiek będę miała problem, mogę się do ciebie zgłosić...
 — Jasne. — położył jej na blacie swoją wizytówkę, którą dziewczyna schowała do swojej torebki. 
 — Ale jesteś świadom, że mogę to wykorzystać naprawdę? — uniosła brew do góry i napiła się. 
 — Chyba na to właśnie liczę. — wymienili się uśmiechami.
 — Nie lubię zawodzić ludzi, więc pewnie się zawiodę. 
 — Mam do ciebie głupie pytanie, ale to mnie nurtuje, odkąd cię zobaczyłem... 
 — Śmiało, ponoć nie ma głupich pytań. Podtrzymuję. — zaśmiała się. 
 — Mogę dotknąć twoich włosów? Oczywiście, bez żadnych podtekstów, ale ich kolor mnie zwala z nóg. — dziewczyna roześmiała się. 
 — Możesz, przecież to nic wielkiego. Włosy, jak włosy. — poczuła jak facet delikatnie wplótł palce w jej włosy, po jej plecach przebiegł dreszcz. Nie był tak stanowczy jak Grabowski, ale za to nadrabiał delikatnością. Poczuła gęsią skórkę na swoim ciele.
 — Dzięki, są super serio. — powiedział z uśmiechem. 
 — Nie ma za co. — odpowiedziała. 
 — Zimno ci? — spojrzał na jej ręce, które szybko potarła.Pokręciła przecząco głową. 
 — Nie, po prostu tak mam jak ktoś się bawi moimi włosami. — przyznała się, a chłopak się zaśmiał. 
 — Weź, kobieto, mówiłem ci, że to bez żadnych podtekstów. — spojrzał rozbawiony w jej oczy. 
 — Ale serio, jestem i byłam tego świadoma. Więc proszę o litość w wymierzaniu kary. — zaśmiali się, a mężczyzna pozwolił sobie jeszcze raz dotknąć jej włosów. 
 — Przepraszam, ale ta pani ma już fryzjera. — usłyszała za sobą głos Grabowskiego, a jej ciało zesztywniało. 
 — Bynajmniej fryzjerem nie jestem, ale ta pani ma prawo tu przebywać. 
 — Sorry, nie będę słuchał twoich dziwnych wywodów. Przyszedłem po swoją kobietę i zamierzam ją zabrać do domu, bo ma już dość alkoholu we krwi. — dziewczyna nie odwracała się, stukała nerwowo paznokciami w blat baru. Kuba złapał za krzesło barowe i obrócił ją przodem do siebie. — Musimy poważnie pogadać. — miał poważną minę, jakby stało się coś złego.
 — Okej, ale nie musisz straszyć moich towarzyszy niedoli. — powiedziała bardzo spokojnym tonem i zsunęła się z wysokiego stołka. Kiedy przedzierali się przez ludzi, odwróciła się jeszcze na chwilę w stronę mężczyzny, który wskazał na swój telefon i bezdźwięcznie dodał 'zadzwoń'. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i odwróciła głowę w stronę wyjścia, do którego zmierzali.
 — Co to za facet? — zapytał Kuba wsiadając do Porsche. 
 — Marcin. Nie chwaliłeś się, że oddali ci auto. 
 — Nie było okazji. Co za Marcin. 
 — Skąd mam wiedzieć, skoro nie pozwoliłeś mi się dowiedzieć? — prychnęła pod nosem.
 — Chyba się trochę zapominasz, co? Odstrajasz się jak stróż w Boże Ciało, a potem podbijasz do jednego, wiesz, jak może być to odbierane? 
 — Może powiedz po prostu, jak ty to odbierasz? — zaśmiała się pod nosem. — Nie jestem sprzedajną kurwą, chciałam ci najechać na ambicje i chyba mi się udało. 
 — Ech... Dobra, zapomnijmy o tym. — dziewczyna przewróciła oczami. 
 — W ogóle po co przylazłeś do tego baru i skąd wiedziałeś, że tam jestem? — spytała, a chłopak zesztywniał lekko.|
 — Jestem twoim facetem, muszę wiedzieć, gdzie jesteś. Z karty, płaciłaś za drinka. — powiedział szybko. 
 — Jasne... — powiedziała i przewróciła oczami. Wjechali po chwili na osiedle i chłopak zaparkował auto. Dziewczyna wysiadła i udała się za chłopakiem do jego mieszkania. Kiedy przekroczyła próg zaniemówiła. W domu paliły się świece i były rozsypane płatki kwiatów, a gdzie nie gdzie, wielkie bukiety z peonii. — Wow... — szepnęła pod nosem, zawsze uważała to za oklepany motyw z romantycznych filmów, jednak pierwszy raz miała coś takiego na żywo i musiała przyznać sama przed sobą, że jednak robiło to wrażenie. 
 — Lola, ja wiem, że to nie ty zrobiłaś... Znalazł się winny. Wiem, że przesadziłem w tym hotelu, ale byłem pijany i zazdrosny. Kocham cię i chcę żebyś mi wybaczyła...
 — I dążysz do tego przez przekupstwo florystyczne? 
 — To źle, że chciałem ci jakoś to wynagrodzić? 
 — Ponoć każdy sposób, który działa to dobry sposób. 
 — A działa? — spytał z powagą i objął ją mocno od tyłu, zaciskając ją w swoich ramionach. 
 — Działa. — odpowiedziała mając dość już tych wszystkich kłótni, potrzebowała oddechu i stabilizacji, chociaż na jakiś czas.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz