— Boże to najlepszy samochód na świecie! — zapiszczała radośnie po skończonej jeździe próbnej.
— Cieszę się, że ci się spodobał... — Kuba wysiadł ucieszony i poszli na górę do jego mamy. Lolka promieniała, a buzia jej się nie zamykała. Opowiadała z entuzjazmem o osiągach samochodu, przyspieszeniu, aż w końcu zniknęła w pokoju chłopaka dzwoniąc do swojej mamy i chwaląc się prezentem.
— No to ją uszczęśliwiłeś. — skwitowała pani Ela i uśmiechnęła się szeroko do swojego syna.
— Wiem, zasługuje na to, chociaż już sam nie wiem dokąd ten związek zmierza...
— Jak to dokąd?? Do happy endu synu.
— Całowała się na imprezie z Krzychem i wylądowała przez mojego managera w pierdlu. Świat staje na głowie...
— Kuba, nie zawsze będzie kolorowo, ale dopóki czujesz, że jest słuszność w tym co robisz i czujesz, walcz o to i nigdy się nie poddawaj.
— Wiem mamo i chcę ją w końcu zaciągnąć przed ołtarz, dać jej nasze nazwisko i oficjalnie wdrożyć do rodziny, ale nie jestem już pewny, czy ona tego chce.
— Nosi pierścionek??
— Tak z tego co mi wiadomo, to się z nim nie rozstaje. — odpowiedział szybko mierząc mamę wzrokiem.
— No to sobie sam właśnie odpowiedziałeś. Tak dużo przeszliście, więc trzeba to pielęgnować. Czasami musi być źle, byśmy nie zapomnieli, co to dobre i docenić to. — kobieta poklepała Kubę po ramieniu, a ten szybko zamknął rodzicielkę w uścisku.
— Dziękuję, że jesteś. — powiedział cicho, na co w oczach pani Eli pojawiły się łzy.— Lolka, słyszałem, że dostałaś fajny prezent... — usłyszała za sobą głos Maćka.
— Tak jest świetny, potem cię zabiorę na przejażdżkę.
— Hej. — zza pleców starszego Grabowskiego wyłonił się Krzysiek. Dziewczyna szybko spuściła wzrok i uciekła nim, byle nie spojrzeć mu w oczy. Na domiar tej niezręcznej sytuacji z mieszkania wyszedł Que i nastała niezręczna siła.
— Kurwa, już wyluzujcie, dajcie sobie buziaka na zgodę i po problemie. — słowa, które padły z ust młodszego Grabowskiego zaszokowały wszystkich, a na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
— Matko, kim jesteś zjawo i co zrobiłaś z moim bratem... — przemówił po chwili Maciek, który pierwszy ocknął się z niewielkiego szoku.
— To dalej ten sam ja... No, a co mam zrobić? Przełożyć ich przez kolano i spuścić lanie? Tak to tylko z Lolką po nocach. — roześmiał się, a niebieskowłosa i jego najlepszy przyjaciel otworzyli jeszcze szerzej usta. — Dobra słuchajcie, jedziemy na tripa. — dodał szybko z uśmiechem. — A w sumie to lecimy.
— Gdzie?! — spytali wszyscy chórkiem lustrując wzrokiem Kubę.
— Do Japonii, właśnie zarezerwowałem nam bilety. — wszyscy stali praktycznie z otwartymi ustami i nie dowierzali w to, co słyszą.
— Okej, dobra bracie, co ty knujesz?? — spytał Maciejka, niedowierzając w dobre intencje młodszego brata.
— Nic i wszystko, mam tam małe spotkanie biznesowe i pomyślałem, że będzie nam potrzeba chwila oddechu. Zregenerujemy siły, a do tego chciałbym po nowym roku ruszyć z następną płytą. — wytłumaczył Kuba zerkając na przyjaciół.
— Ambitny plan, ale osobiście jestem za. — powiedział naładowany entuzjazmem Krzychu.
— No właśnie, chciałbym, żebyś się udzielił gościnnie w kilku kawałkach. Zamierzam też zaprosić kilku zagranicznych raperów, więc nowy rok spędzimy pewnie w LA, o ile dostanę ich zgody, a napisałem do kilku legend rapu.
— Widzę, że nie próżnujesz. — zaśmiała się ciepło Lolka.
— No nie i dla ciebie mam jeszcze jedną niespodziankę w Japonii. Wyjeżdżamy w przyszły poniedziałek, więc naszykujcie się, oczyśćcie umysły i weźcie ze sobą dobre nastroje. — zarządził z szerokim uśmiechem i objął dziewczynę wpijając się w jej usta.
— Stolica sushi, jestem wniebowzięty... — powiedział z uśmiechem Maciejka, a cała ekipa roześmiała się wesoło.Dwa dni później...
Kuba podjechał swoim Lambo pod siedzibę QueQuality. Zaparkował w wąskiej uliczce i wysiadł z samochodu. Zamknął auto kluczykiem i obracając go w dłoni wszedł na piętro kamienicy.
— Cześć Kuba! — usłyszał głos Kamila, kiedy tylko przekroczył próg.
— Hej Kamil, szukam Rafała, jest tutaj gdzieś? — spytał spokojnym tonem rozglądając się.
— Czeka w twoim biurze i jest blady jak ściana... — chłopak roześmiał się na myśl o wystraszonym managerze. — Potrzeba ci czegoś?
— Jakbyś mógł to załatw mi butelkę wody.
— Nie ma sprawy szefie. — powiedział z uśmiechem jego podopieczny i poszedł do małego aneksu kuchennego, gdzie wziął butelkę wody. Kuba zdążył pójść do swojego gabinetu, gdzie siedział jego manager. Kiedy mężczyzna tylko ujrzał swojego szefa, momentalnie zerwał się z kanapy i zaczął wypluwać z siebie słowa bez ładu i składu.
— Kuba... Ja... No, bo ona... To wszystko dla twojego dobra. Przecież mogła ci zrujnować karierę?!
— Zamknij mordę... Zatrudniłem cię, bo miałeś być najlepszy, a ty co? Nawet mnie nie znasz, przy niej moja kariera się nie liczy, to ona jest numerem jeden, a ty wpakowałeś ją do więzienia... To bezlitosne i bezduszne... — powiedział chłodnym tonem. Nie przejawiał żadnych emocji, chociaż jakaś cząstka jego, miała ochotę rzucić się na mężczyznę i sprać mu mordę.
— Kuba, błagam, nie zwalniaj mnie... — mężczyzna padł przed nim na kolana, na co chłopak przewrócił oczami. W tej samej chwili do gabinetu wpadł Kamil i zrobił mu zdjęcie.
— Wybacz musiałem... — chłopak parsknął śmiechem i podał szefowi wodę, po czym znów wyszedł.
— Spoko... Dzięki za wodę. — powiedział odbierając butelkę i odprowadził przyjaciela wzrokiem. — Na czym stanęliśmy? A tak to ten moment kiedy błagasz o litość...
— Kuba, do cholery, to nie jest śmieszne...
— Mi też nie było do śmiechu, kiedy musiałem naprawiać twój błąd i wyciągać zapłakaną dziewczynę z dołka. Wybacz mi Rafał, ale zwalniam cię... — powiedział z lekkim uśmiechem na ustach, który był przepełniony satysfakcją. Wstał z biurka i ruszył w stronę drzwi. — A i powinieneś się cieszyć, że kończy się to tylko tak, a nie w sądzie... Więc jeśli, nie daj boże, spotkasz gdzieś Lolę na ulicy, to ucałuj jej dłoń i podziękuj, bo miała być dyscyplinarka i sprawa w sądzie, ale na szczęście wybroniła cię. Zabierz swoje rzeczy i wypad. — warknął na koniec i nucąc pod nosem jedną z piosenek Boba Dylana, ruszył do wyjścia.
— Jeszcze tego pożałujesz! — usłyszał zza pleców.
— Wybacz te puste groźby na mnie nie działają! — pomachał mu z szerokim uśmiechem i wyszedł na klatkę schodową, po czym zbiegł praktycznie na dół i pojechał pod kwiaciarnie, a potem w stronę domu. Miał cichą nadzieję, że zmęczona imprezowaniem dziewczyna, jeszcze spała.
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanficObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...