— No w końcu chwila dla siebie. — powiedział Kuba, kiedy wrócił spod prysznica i dołączył do Loli, leżącej już w łóżku. Dziewczyna dosunęła się bliżej niego i dała mu buziaka w ramię, po czym wtuliła się w nie. — Wszystko dobrze? — zapytał, miała jakąś smutną minę.
— Noga mnie trochę boli. — chłopak wysunął się spod niej i spojrzał jej w oczy.
— Na to jest jedna rada, doktor Kuba, musi zbadać sprawę. — jak powiedział, tak zrobił. Chwilę później wlazł pod kołdrę i zaczął ją całować po obolałej nodze i masować stopę. Rozluźniła się i wtuliła w poduszkę Kuby, która jak zawsze pachniała jego perfumami. Uwielbiała ten zapach.
— Kuba! To na bank nie jest już obolała noga... — powiedziała, kiedy poczuła, jak majstruje przy jej majtkach.
— Nie chcesz? Ale ja mam talon... — zrobił minę zbitego psa i położył się obok.
— Zmęczona jestem serio, poza tym twoja mama tak mnie skomplementowała, że mi w pięty weszło.
— Przecież nic złego ci nie powiedziała.
— Bo mówiła o mnie za wiele za dobrze. Zachowywała się, jakby znalazła jakąś bogini, czy coś, a ja nie czuję się tak. Wcale nie mam pięknych piersi, fakt push up mi niepotrzebny, ale jedna jest większa od drugiej i są lekko krzywe, tyłek to mam raczej jak księżyc w pełni... — westchnęła spuszczając wzrok. Kuba dobrze znał ten odruch w jej wykonaniu, oznaczał tylko jedno, jej pewność siebie leciała na łeb na szyję.
— Rozbieraj się. — powiedział dość ostrym tonem.
— Co? — spojrzała na niego zdziwiona.
— Do naga, no już rozbieraj się... Ogłuchłaś? — powtórzył jeszcze raz i wstał z łóżka. Pozbierał z podłogi porozrzucane ubrania i wszedł do garderoby, zamykając szafy. — Leokadia, rozbieraj się, ja nie żartuję. — powtórzył, jej pełne imię w jego ustach brzmiało dziwnie i wzbudzało u niej lęk. Ściągnęła majtki i koszulkę, po czym nakryła się kołdrą. — No już, chodź tu do mnie. — powiedział głośno.
— Kuba, ciszej, twoja mama może już śpi. — odpowiedziała, ale wcale nie uśmiechało jej się latać nago po pokoju.
— Im dłużej każesz mi czekać, tym głośniej będę gadał. — poinformował ją. Był poważny i zaborczy. Dziewczyna wstała i ze spuszczoną głową podeszła do niego. Nie wiedział co planuje, ale zdecydowanie, nie bawiło ją to ani trochę, a do tego nie miała najmniejszej ochoty na to, by pokłócić się z nim właśnie teraz, kiedy w pokoju gościnnym spała jego matka. — Wchodź. — wskazał na garderobę, a kiedy dziewczyna zajrzała do środka, aż ją oślepiło. Kuba zapalił wszystkie światła i pozamykał szafy, wszędzie praktycznie były lustra, a światło aż ją raziło. Położył dłoń pomiędzy jej łopatkami i pchnął ją lekko prowadząc na środek garderoby. W oczach miała łzy, jednak on zdawał się nie robić sobie nic z tego. Zatrzymał ją przed największym lustrem i obrócił przodem do niego. Momentalnie spuściła wzrok, nie chcąc oglądać się w lustrze. — Co widzisz? — powiedział, kiedy uniósł jej podbródek do góry, zmuszając ją do patrzenia na siebie samą.
— Kuba, to nie jest śmieszne... — powiedziała łamiącym się głosem.
— A widzisz, żebym się śmiał? — zapytał. Chyba jeszcze go nie widziała z tak poważną miną.
— Nie...
— Zadałem ci pytanie, co widzisz?
— Ciebie, siebie, garderobę... — rzuciła szybko, była przerażona tym, co właśnie tutaj miało miejsce.
— Źle, na pierwszym planie jesteś ty. — powiedział i obrócił ją do drugiego lustra. — Co widzisz?
— Siebie, ciebie i garderobę... Kuba, proszę, możemy skończyć tą grę, to naprawdę nie jest śmieszne.
— Ja naprawdę się nie śmieję. Będziesz tutaj stać tak długo, dopóki nie nauczysz się, jak jesteś piękna i nie zobaczysz tego, co ja widzę, a wiesz co widzę? Piękną twarz, duże brązowe oczy, małe, ale urocze usta, zgrabny nos, ładnie zarysowane ramiona, naturalne duże piersi, tak masz racje, jedna jest minimalnie większa, są ciut krzywe, ale wiesz co? Są i tak o niebo lepsze od tych sztucznych, sylikonowych, które lekarz ułożył w idealnie prostej linii. Widzę brzuch, w który mogę wtulić głowę bez obawy, że wybiję sobie zęby na wystających żebrach i zgrabne nogi. Nogi, nie dwa patyki, które masz wrażenie, że złamią się, przy silniejszym podmuchu wiatru. Czemu do cholery nie możesz tego widzieć? Czemu zachowujesz się, jakbyś miała na oczach klapki? Mało tego, że sama siebie postrzegasz jako szkaradę, to nawet nie pozwalasz innym, by mieli o tobie dobre zdanie. Jak masz być pewna siebie, skoro w żaden sposób nie jesteś pewna, choćby najmniejszego centymetra swojego ciała? — po jej policzkach leciały łzy, jednak milczała, patrzyła w lustro, a on kontynuował. Złapał za gumkę do włosów i rozpuścił jej długie niebieskie włosy. — Masz najfajniejszy kolor włosów z możliwych, a wiesz co bije na twarz to wszystko co ci powiedziałem? Twój charakter, to jedyna stała w twoim życiu. Wygląd można zawsze zmienić, charakteru się nie da. Jesteś dobra, potrafisz pokazać pazura i cieszysz się błahostkami. Dbasz o innych bardziej niż o siebie, wróć... Ty jesteś zdolna oddać swoje szczęście na rzecz innych. To cholernie ważne, dobre i wręcz zapomniane cechy... Nie ważne zatem, czy schudniesz, przytyjesz, urośniesz, czy zmalejesz... Baw się swoim ciałem, nie wstydź się go, bo na starość wszyscy będziemy brzydcy i pomarszczeni, ale zachowamy swój charakter. — westchnął cicho. Dziewczyna wybiegła z garderoby, założyła na siebie koszulkę i majtki, po czym pobiegła na taras, skuliła się na fotelu i sięgnęła po papierosa. Nie mogła powstrzymać łez. To, co zrobił, było piękne i przerażające jednocześnie. Dłonie jej drżały z nerwów...
Kuba westchnął cicho, wiedział, że trochę przesadził, jednak miał nadzieję, że dzięki terapii szokowej, jakoś do niej dotrze. Wziął swoją bluzę i poszedł po chwili za nią na taras. — Załóż, dzisiaj jest chłodna noc, a ty jesteś po kąpieli. — powiedział, biorąc od niej papierosa, a kiedy założyła bluzę, oddał jej szluga. — Rozumiesz, że nie chcę dla ciebie źle i robię to dla twojego dobra? — potarł jej nogę, pokiwała twierdząco głową i zgasiła papierosa. Zagryzała od środka policzki, byleby nie wybuchnąć płaczem... — Kocham cię, cholernie cię kocham, jesteś dla mnie całym światem, a ten świat, co nas otacza... Chcę, żeby był dla ciebie jak najlepszy... Nic nie jest dla mnie teraz tak ważne, jak poczucie, że jesteś bezpieczna i szczęśliwa... Chodź się przytul. — powiedział cichutko i wstał, a dziewczyna, wtuliła się w niego mocno, z impetem, że aż cofnął się o krok do tyłu.
— Kocham cię... — powiedziała cichutko, a on złapał ją za pośladki i podniósł, tuląc ją do siebie niósł ją do sypialni.

CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanfictionObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...