ROZDZIAŁ 79.

245 29 26
                                    

Kuba z oddali widział uśmiechniętego Siwego. Łysy chłopak był bardzo zadowolony. Que czuł jak mu kostki bielały, kiedy zaciskał dłonie.
— Masz hajs?
— Gdzie dziewczyna?! — powiedział ostro Kuba.
— Dawaj hajs i nie kombinuj, bo laleczka straci więcej niż kudły... — wysypał z dłoni kilka niebieskich włosów. Kuba rzucił się na niego z pięściami. — Nie radzę, jedno uderzenie, a moi chłopcy zrobią jej to samo. — włączył tryb głośnomówiący, gdzie dało się słyszeć krzyk dziewczyny.
— Przestań gnoju!
— Może się zastanowisz, nim kogoś porzucisz... — powiedział oschle, a Kuba rzucił mu pod nogę torbę.
— Gdzie jest dziewczyna?! — chłopak ukucnął nad torbą i sprawdził jej zawartość.
— Jest w piwnicy jednego z bloków. Poszukaj jej sobie, to takie zabezpieczenie, gdybyś chciał nasłać na mnie psy. Rozmowa jest w toku, chłopaki słyszą wszystko. Szukaj Kubuś, szukaj...
— Kurwa! — Que się zerwał i pobiegł do samochodu Jacka. — Przerwij akcje!! — złapał go za koszulkę i potrząsnął nim.
— Co się dzieje?!
— Ona jest w którejś piwnicy, mam jej szukać, a on ma połączenie ze swoimi oprychami, jeśli coś się zacznie dziać oni zrobią jej krzywdę... — potrząsał mężczyzną.
— Uspokój się u leć jej szukać. — chłopak złapał za krótkofalówkę. — Zmiana planów, dziewczyna jest przetrzymywana w jednej z piwnic. Przeszukać piwnice i śledzić podejrzanego, nie zgarniać go bez rozkazu.
— Dzięki. — Quebo odepchnął się od samochodu i pobiegł do pierwszej, lepszej klatki i zaczął się dobijać. Kiedy ktoś otworzył klatkę, wbiegł do piwnicy, jednak nie zastał tam niczego, ani nikogo. Wariował i odchodził od zmysłów z każdą kolejną minutą. Po dziesięciu minutach telefon chłopaka rozdzwonił się. Na wyświetlaczu pojawił się numer Jacka. — Macie ją?!
— Mamy... — mężczyzna podał mu adres, Kuba biegł ile sił w nogach. Po trzech minutach, wpadł do bloku i zbiegł do piwnicy. Serce waliło mu jak oszalałe... wpadł do piwnicy, gdzie na podłodze leżeli skuci faceci. Przemykał koło nich, a kiedy policjanci się rozstąpili, zobaczył niebieskie włosy i zapłakaną twarz.
— Lola...
— Kuba!! — padła w jego ramiona i wtuliła się mocno w niego.
— Jestem tu, Maleńka... — wyszeptał i tulił ją do siebie mocno. — Już ci nic nie grozi... To koniec... Koniec... — powtarzał jakby chciał samego siebie przekonać.
— Kuba, zabieraj ją stąd. — powiedział Jacek. — Natalia, Robert, obstawcie ich. Przyjadę jak odzyskamy forsę.
— Dzięki... — ruszyli szybkim krokiem, jednak kolana dziewczyny odmawiały posłuszeństwa. Cała noc klęczenia dała się we znaki. Quebo złapał ją pod kolanami i wziął na ręce. Wyszli z bloku i poszli do samochodu, wsadził dziewczynę do auta, a policjanci, wsiedli do swojego. Odpalili koguty, by szybko przemknąć przez miasto, a czarny mercedes trzymał się im na ogonie. Podjechali pod Płońską 6, gdzie chłopak znów wziął Lolkę w swoje ramiona i wniósł ją po schodach. Wszyscy domownicy zerwali się, kiedy usłyszeli odgłos otwierających się drzwi.
— Bogu dzięki, jesteście cali. — powiedziała pani Ela, jednak Kuba nic nie odpowiedział, wniósł dziewczynę do swojego pokoju i położył ją do łóżka.
— Zagrzej się, jesteś wyziębiona, mama zrobiła jakieś jedzenie, zaraz ci przyniosę.
— Nic mi nie jest... — powiedziała dziewczyna i objęła go za szyję. Przyciągnęła go do siebie. Gładził ją po włosach, czując pod palcami, że część była krótsza. — Tak się bałam... — powiedziała cicho.
— Wiem, już nie masz czego... Jesteś bezpieczna.
— Ja przepraszam... — łzy spłynęły po jej policzkach.
— Nie masz za co.
— Źle cię potraktowałam ostatnio. Wybacz mi...
— Tylko jeśli ty mi wybaczysz ten wybryk po prochach. — powiedział i spojrzał w jej oczy.
— Wybaczam. — powiedziała szybko i pewnie. Wpił się w jej usta, wciąż była wyziębiona.
— Wejdź pod kołdrę, dobrze?
— Dobra. — schowała się.
— Pójdę po jedzenie... — dał jej jeszcze jednego buziaka i wyszedł z pokoju. Wszedł do kuchni.
— Opowiadaj. — ponaglił go Krzysiek.
— Siwy się wycwanił, robią na niego obławę. Przetrzymywał ją w piwnicy, jak dałem mu hajs powiedział mi, że mam jej poszukać, żeby ochronić się przed policją... Mamo, nałóż jej jedzenie, jest wyziębiona, więc coś ciepłego dobrze jej zrobi.
— Już synek, już. Jest cała?
— Straciła troszkę włosów i jest wyziębiona. Dostała w policzek... Ja nie wiem, co oni mają z tymi policzkami, jebani damscy bokserzy.
— Oddadzą ci hajs? — spytał Krzychu.
— W dupie mam ten hajs, mogą go sobie wziąć, najważniejsze, że jest cała. — mama podała mu dwa talerze z obiadem.
— Krzychu, jesz?
— Pani kuchni nie odmówię. — powiedział z szerokim uśmiechem.

— Lola, jedzenie. — powiedział i podał jej talerz, kiedy się podciągnęła.
— W końcu... — szepnęła, była cholernie głodna. Wzięła widelec i zaczęła jeść.
— Uważaj, gorące... — zaśmiał się widząc, jak dziewczyna pochłania obiad. Sam zjadł, rozpierała go radość, że sobie wszystko wybaczyli. Po kilkunastu minutach odstawił talerze, a do pokoju wszedł Krzysiek.
— Cześć niebieskowłosa...
— Cześć czerwonowłosy. — odpowiedziała mu z uśmiechem.
— Jak się czujesz?
— Bywało lepiej, najważniejsze, że jestem już z wami i nie ma tu szczurów. — westchnęła.
— Narobiłaś nam stracha. — Krzychu usiadł na brzegu łóżka, a Kuba położył się z drugiej strony. — Może drinka, co?
— Jestem za. — powiedziała dziewczyna.
— Z miłą chęcią.
— Skoczę po flaszkę, a wy się sobą nacieszcie. — Krzysiek poczochrał jej włosy na odchodne, na co dziewczyna się zaśmiała.
— Lola, ale pytam się tak poważnie teraz. Jak psychicznie? — spytał patrząc na dziewczynę.
— Nie jest źle... — powiedziała i wtuliła się w niego. Brakowało jej jego dotyku, ciepła jego ciała i tego zapachu, na którym punkcie oszalała.
— To dobrze. — powiedział z uśmiechem i położył się na niej delikatnie. Splótł ich dłonie i wyciągnął do góry, za ich głowy.
— Panie Grabowski, do ABC jest kilka minut.
— Oj tam, oj tam... — cwany uśmieszek zawitał na jego twarzy. Wpił się w jej usta czule, całował ją długo i namiętnie. Jego język tańczył w jej ustach, aż mruczała z zadowolenia. Puścił jedną z jej dłoni i przesunął po jej boku, zadrżała, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
— No wiecie, nie sądziłem, że was tak najdzie, ale miło było popatrzeć, że się znów dogadujecie...
— Krzysiek! — Kuba rzucił w niego poduszką.
— Proszę nie celować w kierownika wodopoju, bo mogą być straty w ludziach. — pomachał przed sobą butelką whisky.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz