— Wstawaj Maleńka... — Kuba potrząsnął delikatnie dziewczyną.
— Co się dzieje? — podniosła delikatnie głowę, jednak szybko tylko kichnęła.
— Na zdrówko. — chłopak uśmiechnął się szeroko. — Wielka szamanka plemienia tęgich pał przemówiła... Masz to wypić duszkiem, zagryźć garścią tych tabletek, a to psiknąć do nosa. — powiedział podając jej po kolei wyżej wymienione rzeczy.
— No nie, tylko nic do picia, nie można zastąpić tego tabletkami?
— Nie marudź tylko pij, to nie ma smakować, tylko leczyć. — powiedział Kuba i przyłożył rękę do jej czoła. Wciąż miała gorączkę, jednak po śnie, wydawała się ciut chłodniejsza. Dziewczyna pomarudziła jeszcze chwilę, jednak wzięła wszystkie leki. Schowała się pod kołdrę i nakryła po same uszy.
— Zasłonić ci okna? — spytał Kuba z uśmiechem.
— Tak, poproszę. — powiedziała wyciągając spod kołdry uniesionego do góry kciuka.
— Nie ma sprawy. Ej dziewczyno, ale wyzdrowiej, co? Bo Nie będę mógł cię zabrać na Islandię... — powiedział do niej, gładząc jej policzek, na co dziewczyna się zerwała.
— W sumie to czuje się lepiej, możemy iść pograć w piłkę, czy coś... — zaczęła się rozciągać.
— Yhym... — chłopak parsknął śmiechem. — To dopiero w przyszłym tygodniu, więc wracaj do łóżka. — uśmiechnął się do niej szeroko. — Do łóżka, mam cię przełożyć przez kolano i strzelić klapsa, żebyś zrozumiała? — spytał z szerokim uśmiechem.
— Nie, bo to by cię cieszyło....
— A co nie zasługuję na szczęście?
— Nie kosztem, mojej biednej pupy.
— Ja bym nie powiedział, że jest biedna, bo jest. Widziałem dziewczyny jak deski. — zaśmiał się, na co strzeliła go w ramię i wróciła do łóżka. Chłopak wziął maść rozgrzewającą i posmarował jej plecy. — Teraz śpij, musisz się wypocić. — dał jej buziaka w czoło i poprawił jej kołdrę. Zasłonił jej okna i włączył cicho muzykę.
— Łeee... — zawyła spod kołdry.
— Co jest? — spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
— Puszczasz mi swoją muzykę z płyty, jak mogłabym mieć na żywo.
— No wiesz zarazo, jak zacznę ci rapować na żywo, to mnie zgwałcisz, jak zawsze. — uśmiechnął się cwano.
— Poczekaj, jak tylko wyzdrowieje, to tak cię dojadę, że ci chuj zwiędnie. — pokazała mu fucka spod kołdry, na co on wybuchnął śmiechem.
— Trzymam cię za słowo. — uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i wyszedł z pokoju. Nie potrzeba było jej wiele czasu, by odpłynęła w objęcia Morfeusza. Kuba co jakiś czas zaglądał do niej.
— Wszystko okej? — spytała go mama.
— Tak, wzięła wszystko, miksturkę tez wypiła, chociaż nagadała się przy tym więcej, niż to warte. — oboje się zaśmiali. — Gdzie Krzychu?
— Poszedł do siebie, ale w sumie to nawet dobrze, siadaj, chyba musimy pogadać.
— Coś się stało? — zapytał kiedy kobieta postawiła przed nim duży kubek kawy, a sama usiadła obok niego.
— Nie, ale chcę pogadać. Jakie masz plany co do tej dziewczyny?
— Mamo... — jęknął cicho.
— Pytam po prostu, bez żadnej presji. Chyba matce możesz powiedzieć, co?
— Nie wiem, bo wy tu zawiązałyście sojusz wesołych jajników, jak mnie nie było. — zaśmiał się pod nosem.
— Kubo Grabowski, proszę odpowiedzieć mi na pytanie. — powiedziała nieco ostrzejszym tonem.
— Okej mamo, więc... — wziął głęboki oddech. — Zamierzam ją poprosić o rękę, jak będzie odpowiedni moment. — powiedział już całkiem poważnym tonem, na co jego matka uśmiechnęła się szeroko.
— Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy.
— Ale nie wiem, czy to będzie jutro, czy za rok, czy za dwa. — wzruszył ramionami. — Teraz to raczej nie, bo to za wcześnie. Nie chciałbym jej wystraszyć, poza tym, chciałbym to zrobić z rozmachem. — zaśmiał się pod nosem.
— A jesteś pewien, że twoje "z rozmachem" będzie jej odpowiadać?
— To się okaże, czy powie mi tak, czy nie. — zaśmiał się pod nosem.
— Jesteś też utwierdzony w przekonaniu, że to ta jedyna? — spojrzała na chłopaka.
— Tak mamo, tego jestem pewien bardziej, niż czegokolwiek innego. — upił łyk gorącej kawy. — Wiesz to taka dziewczyna, że kiedy się uśmiecha, nikt nie jest w stanie powstrzymać uśmiechu. Gdybyś ją widziała, jak jej się załącza tryb pewnej siebie kocicy, to byś sama oszalała. Porywa tłumy i grzeszy wszechobecną dobrocią. Przy niej czuję się lepszym człowiekiem, więc jeśli ktokolwiek miałby być tą jedyną, to tylko i wyłącznie ona. — uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, wracając myślami do ich wspólnych, miłych chwil.
— Oj dzióbku, ale ty się zakochałeś. — jego mama zaśmiała się pod nosem.
— Mamo, no weź...
— Przecież to nic złego przyznać się do uczucia. — zaśmiała się.
— Wiem, ale to dzióbku mnie peszy. — oboje wybuchnęli śmiechem.
— Idę do sklepu, potrzeba ci coś?
— W sumie, to mógłbyś podjechać samochodem i zrobić mi zakupy, co? — spytała z uśmiechem.
— Nie ma sprawy, ale może będzie łatwiej, jak pojedziesz ze mną i kupisz sobie wszystko według własnego uznania, a ja zapłacę i dotransportuję ci to do domu.
— Taka opcja bardzo mi pasuje. — powiedziała z uśmiechem kobieta. — Milo będzie spędzić trochę czasu razem. — kobieta podeszła do stolika i napisała Loli wiadomość, na małej żółtej karteczce, że jeśli będzie się czuła na siłach to wyszła z psem, bo nie wiedziała kiedy wrócą i żeby się o nich nie martwiła, bo są na zakupach.
— Mamo, wiesz, że istnieje takie coś jak sms?
— Znasz słowo na P? — spytała szybko.
— Nie wiem co masz na myśli? — spojrzał na nią z dezorientacją.
— Pierdol się... — powiedziała, a chłopak wybuchł śmiechem.
— Idę o zakład, że Lolka cię tego nauczyła.
— Możliwe... — zaśmiała się kobieta i oboje zeszli na dół, gdzie wsiedli do samochodu i udali się na wspólne zakupy.
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
ФанфикObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...