ROZDZIAŁ 93.

239 26 26
                                    

Kiedy chłopak wrócił do pokoju, dziewczyna leżała na łóżku, zwinięta w kłębek.
— Czemu cały dzień ktoś mi przeszkadza, kiedy staram się z tobą porozmawiać poważnie... Lola? — dziewczyna zasnęła zmęczona całym dniem, a kot spał wtulony w jej piersi. — Sierściuch, miejsce mi zająłeś... — powiedział niezadowolony Kuba, kiedy ściągnął koszulkę i spodnie, po czym położył się obok i wtulił w ramię dziewczyny. Jednak po chwili ruszył się jeszcze, rozpiął guzik jej jeansów i zsunął powoli jej spodnie, zrzucając je na podłogę, po czym nakrył ją kołdrą. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem jednak się nie obudziła. Uśmiechał się szeroko i w końcu sam zasnął.

Lolka obudziła się nad ranem i momentalnie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Maze spał wtulony w szyję Kuby, a sam ich widok był rozczulający. Zeszła powoli z łóżka i poszła do toalety, gdzie od razu wzięła szybki prysznic. Nie miała kaca, jednak czuła się bez jakiejkolwiek mocy i chęci do życia.
— Nie śpisz już? — spytała pani Ela, która zaspana weszła do kuchni i praktycznie po omacku zaczęła robić kawę.
— Nie mogę spać... — odpowiedziała szybko i wzięła z lodówki jogurt.
— Dobrze się czujesz? — zapytała kobieta i zmierzyła ją wzrokiem.
— Nie do końca, nie mam jakoś humoru dzisiaj... Mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi, dziwne sny i myśli, chyba mnie to męczy... — wyznała dziewczyna i spięła włosy w kok. Do kuchni po chwili wszedł Kuba, był blady jak ściana. — Kuba, wszystko okej...? — spytała, jednak chłopak w odpowiedzi dał jej swój telefon. Był tam artykuł o mężczyźnie ugodzonym nożem, po wyjściu z imprezy.
— Znałem go... Właśnie dostałem telefon... Co jest z tym skurwiałym światem... — powiedział beznamiętnie i zabrał jej telefon. Wziął kubek kawy i zamknął się w pokoju. Znów sięgnął za paczkę papierosów i wziął kartkę. Usiadł na zimnych płytkach i zaczął pisać na kartce tekst do piosenki.

Znów poniosłem czarną trumnę
Swego przyjaciela w niej
Znów zapłacić przyszła pora
Dziś walutą będzie krew
Wciąż modle się do Boga
O lepszy świat, gorszy świat
Dziś się żegnać przyjdzie pora
Mówię ci do zobaczenia brat
Nie wiedziałem wtedy jeszcze
Że to był ostatni raz.
Znów unoszę w górę ręce
Krzycząc głośno co za świat.
Nie płacz mała, gdy odejdę
Tam na górze znowu się spotkamy
Nasza egzystencja to wszystko co mamy
Co dziś powiedz płaczącej matce
Co straciła syna, tak po krótce
Że spotkacie się wkrótce...
Nie złamiesz już serca
Nie powiesz nikomu
Nie spojrzysz na świat tak samo
Jesteś wolny, wracaj do domu.

Westchnął cicho i zmiął kartkę rzucając ją za siebie kartkę. Nie był świadom, że Lola stała za nim. Podniosła kartkę i przeczytała tekst. Cierpiał. Wiedziała to znakomicie. Podeszła po cichu na palcach do chłopaka. Uklęknęła za nim i wtuliła się w jego plecy.
— Kuba...
— Mogę jeszcze papierosa...? — spytał cicho.
— Jasne, bierz. — usiadła koło niego i wtuliła się w niego obejmując go dłońmi. Nie mówiła za dużo, pozwalała mu na cierpienie, ale nie na samotność w tej chwili. Kot przybiegł do nich i wskoczył Kubie na kolana, wtulając się w niego. — Przyszedł cię pocieszyć. — powiedziała cicho, a chłopak pociągnął nosem i pogłaskał kotka. Oczy go piekły od powstrzymywania łez, był wdzięczny, że dziewczyna nie pytała i nie drążyła tematu. Nie chciał przy niej płakać i pokazywać swojej słabej strony. W końcu to on miał być dla niej podporą. Jednak wtulił twarz w jej szyję, ocierając pojedynczą łzę. — Jestem tu... — powiedziała niepewnie, pierwszy raz widziała go w takim stanie. Powoli gładziła jego plecy i nuciła cicho pod nosem.

Wrócili trzy dni później do Warszawy, na pogrzeb przyjaciela Kuby. Nie zostali tam długo, nie poszli na stypę, po ceremonii pogrzebowej udali się prosto do auta i do mieszkania w stolicy. Każde z nich milczało, dziewczyna ściągnęła czarną sukienkę i wskoczyła w dres, udając się do kuchni. Wzięła się za krojenie warzyw i mięsa, przygotowywała obiad. Karmiła co jakiś czas kota surowym mięsem. Kuba siedział w salonie, w czarnym garniturze. Patrzył się tępo przez okno, była potworna cisza, która dla Loli zdawała się czymś nieznośnym. Wsadziła więc na uszy słuchawki i puściła coś, co ją „odmóżdżało" i poprawiało jej nastrój za każdym razem. Muzyka disco z lat 70. i 80. grała w sukienkach.
— She is crazy like a fool what about it Daddy cool... — zanuciła i zaczęła wywijać w rytm muzyki, tańcząc przy patelni i machając drewnianą łopatką. Może to nie była najlepsza chwila, może nie wypadało, jednak tego właśnie potrzebowała. Chwili zapomnienia się i odstresowania. Nie spodziewała się, że chwilę po tym jak tańczyła Grabowski stanie w progu kuchni. Obserwował jej ruchy i mimowolnie uśmiechał się pod nosem. W najcięższych momentach, zawsze wiedziała jak wrócić mu uśmiech na usta i poprawić nastrój. Rozpinał powoli mankiety, potem ściągnął krawat i rozpinał koszulę. Dziewczyna zaczęła podrzucać łopatką, jednak na jej nieszczęście dostała nią w głowę. Kuba wybuchnął śmiechem, a dziewczyna krzyknęła i podskoczyła, wyciągnęła słuchawki z uszu. — Kuba... Ja przepraszam, wiem, że nie powinnam.
— Wariatka.
— Co? — spytała, gdy jej przerwał.
— Wariatka. Nie musisz mnie przepraszać, wiem dobrze, że mi współczujesz, ale nie możesz mieć żałoby, po kimś, kogo w życiu na oczy nie widziałaś. — odpowiedział jej z uśmiechem i podszedł do dziewczyny. Starł sos z jej włosów i wtulił ją w siebie mocno. Nie narzekała, widok Kuby w rozpiętej koszuli, był rzadki, ale cholernie seksowny i pociągający. Zapach perfum drażnił jej nos, jak zawsze biło od niego ciepło, a ona zdawała się być zawsze zimna jak lód.
— Pali się.
— Co?
— Przypala ci się obiad. — momentalnie wyrwało ją to z zamyślenia i odskoczyła do garnków, mieszając wszystko. — Mam propozycję. — powiedział chłopak.
— Jaką? Moralną czy niemoralną? — zażartowała.
— Moralną. Chciałbym zaprosić twoją rodzinę, mamę, tatę, babcie i brata i moją rodzinkę na wspólny obiad. Zdałem sobie sprawę, że życie jest krótkie, więc niech się poznają. Moja mama mnie ostatnio pytała o twoją rodzinę.
— Dobra można spróbować. — pomimo zgody, widział jak momentalnie zesztywniała.
— Jesteś pewna?
— No chyba jak się poznają, to im nic nie będzie. Nie powinni się pogryźć, ale moją rodzinę umieść w hotelu, nie chcę by tu spali. — zastrzegła, na co chłopak przytaknął. — I sam do nich zadzwoń. — powiedziała do niego i nałożyła im jedzenie.
— Okej, obiecuję, że wszystko będzie na twoich warunkach. — uśmiechnął się szeroko.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz