Wsiadła do jego Porsche, a on zatrzasnął za nią drzwi. Wsiadł za kółko i odpalił samochód. Dziewczyna obróciła się w fotelu pasażera i podkuliła nogi.
— Zmęczona? — zapytał ze swoim zawadiackim uśmiechem.
— Bardzo, marzę o prysznicu i łóżku. — powiedziała z szerokim uśmiechem.
— Wiesz, tak się zastanawiałem nad tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. W głowie mi się wciąż nie mieści, że ty się zgodziłaś, że to nie jest sen. Wciąż zastanawiam się, kim musiałem być w poprzednim życiu, że w tym spotyka mnie takie dobro, jakim jesteś ty... Chciałbym nie rzucać słów na wiatr i ustalić jakąś datę ślubu, oczywiście całe wesele będzie po twojemu, uginające się stoły, tydzień imprezy... — powiedział z pełnym przejęciem i zaangażowaniem, mknąć przez ulice Warszawy. — Lola? — spojrzał na dziewczynę, która spała skulona w fotelu. Zaśmiał się pod nosem. — Nie ma to jak romantyczne wyznania... — zaśmiał się cicho pod nosem i na najbliższych światłach, okrył ją swoją kurtką. Wydawała mu się jeszcze piękniejsza, niż w dniu kiedy widział ją pierwszy raz i jeszcze bardziej jego, niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy wjechał na osiedle, starał się by dotoczyć się autem na miejsce parkingowe, żeby tylko jej nie obudzić. Wysiadł z wozu i obszedł auto dookoła. Wziął zmarnowaną dziewczynę na ręce. — Złap się. — powiedział nieco głośniej, a dziewczyna otuliła go dłońmi za kark. Kopnął drzwi samochodu i zamknął kluczykiem pojazd, zaniósł ją do windy, a z niej wprost do mieszkania. — Cześć Sierściuchu, przyprowadziłem twoją właścicielkę, będzie w szoku jak urosłeś przez ten miesiąc... — powiedział cicho do zwierzaka i zaniósł dziewczynę do łózka, położył ją w chłodnej pościeli, rozebrał i okrył, żeby nie zmarzła. Udał się do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic. Nie mógł spać i wiedział, że tej nocy na bank nie zaśnie. Nogi poniosły go do kuchni, zrobił sobie kawę i wziął się za książkę, którą ostatnio zakupił. Usiadł w salonie, a kot zaczął skrobać w drzwi balkonowe. — Teraz? — jęknął pod nosem i wypuścił kota na taras, zostawiając uchylone drzwi. Wrócił do książki i nim się obejrzał minęła godzina, zawołał kota, a zmarznięty Maze, wpadł do środka. Zatrzasnął drzwi i o mało nie zszedł na zawał, kiedy dziewczyna przyszła do niego owinięta w kołdrę i tarła zaspane oczy.
— Miałam zły sen, przyjdziesz do mnie? — wyszeptała zaspanym głosem.
— Jasne, że tak... — powiedział cicho i oboje poszli do sypialni. Kuba położył się na łóżku, a Lola momentalnie przysunęła się do niego i objęła go, przekładając przez niego nogę.
— Zaśpiewaj mi coś... — wyszeptała do niego.
— How many roads must a man walk down before you call him a man? How many seas must the white dove sail before she can sleep in the sand...? — zaśpiewał gardłowym głosem, a na jej twarz zagościł grymas zadowolenia. Nie minęła minuta, jak odleciała. Naciągnął kawałek kołdry na siebie i zgarnął z szafki zeszyt i ołówek. Zaczął pisać tekst, jednak spokojne leżenie wyciszyło go za bardzo. Ołówek i notes spadły na podłogę, kiedy chłopak zasnął, tuląc do siebie niebieskowłosą, a w ich nogach spał kot.
Rankiem rozdzwonił się jego telefon, który postawił cały dom na nogi.
— Kurwa, przepraszam... — powiedział zaspany i odebrał połączenie, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni. — Czego do chuja pana...
— Ładnie się odzywasz do matki, o której będziecie? — Kuba odsunął telefon od ucha i spojrzał na zegarek, dochodziła 9:00.
— Mamo, jest wcześnie rano... — powiedział zaspany, a dziewczyna wtuliła się w niego mocniej.
— Nie znasz powiedzenia, ze kto rano wstaje?
— Tak temu pan bóg daje... — wyszeptał, przysypiając.
— Ten zapierdala po bułki, wstawaj sieroto jedna i bierz tą piękną ze sobą i widzę was za godzinę w Ciechanowie i bez żadnego "ale"... I nawet nie waż się pyskować matce.
— Mamo, menopauza cię dopadła? Zaraz się ogarniemy. — powiedział i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Lola złapała jego dłoń i naciągnęła go na siebie, wtulając się plecami w chłopaka. — Twoja teściowa domaga się atencji i żebyśmy się ruszyli. — powiedział do jej ucha.
— Wiem i przestanę ją lubić, jak będzie nas tak wcześnie zwlekać z łóżka... — wyszeptała nie otwierając oczu.
— Przekaże jej to. — powiedział z zadziornym uśmiechem.
— Nie! Żartowałam! — momentalnie się podniosła i odwróciła głowę w stronę chłopaka, posyłając mu mordercze spojrzenie. Zerknęła jeszcze na swój pierścionek, dziwnie się z nim czuła, ale wiedziała, że gdy się przyzwyczai, to nikt jej z niej nie ściągnie. Dokładnie tak samo, jak było z obrączką ze stali chirurgicznej, którą nosiła na kciuku.
— Może jakieś dzień dobry kochanie, przerwa na buziaczek, jak ci się spało mój wspaniały narzeczony...? — spojrzał na nią unosząc brew do góry, a dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Grabowski, pojebało cię? — postukała się w czoło i wstała z łóżka, gdy ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
— Super, jak nie matka dzwoni z samego rana, to ktoś się dobija do drzwi. — poszedł w samych bokserkach i z impetem pociągnął za klamkę.
— Przesyłka dla pani Leokadii.
— Lolka do ciebie! — krzyknął Kuba, a dziewczyna wciągnęła na szybko jego koszulkę na siebie i poleciała do drzwi. Podpisała papiery i pan podał jej sześć dużych kartonów, oraz wielki bukiet kwiatów z wsadzonym listem.
— Kuba, to od ciebie? — spojrzała zdziwiona i zaśmiała się. Podziękowała facetowi.
— Nie, ja nie maczałem w tym palców. — uniósł do góry ręce w geście poddania się i poszedł do kuchni. Dziewczyna wyciągnęła z kwiatów liścik i usiadła w salonie zakładając nogę na nogę. Zaczęła czytać list, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. "Pani (przyszła) Grabowska, słyszałem dobre wieści i stwierdziłem, że podeślę ci twoje rzeczy, nie wiem, jak ty to upchnęłaś w tym pokoju, bo tam zawsze było tak czyściutko. Szkoda, że straciłem współlokatorkę, ale ciesze się, że jesteś szczęśliwa. Dbaj o siebie, a jak będzie do ciebie się sadził, postrasz go z miejsca adwokatem. Marcin."
— Dziękuję. — powiedziała pod nosem i poszła do kuchni, gdzie momentalnie wtuliła się w plecy chłopaka, splatając dłonie na jego brzuchu.
— Co kocico, chcesz kawę?
— Wiesz dobrze, że nienawidzę kawy, ale możesz mi dać red bulla. — powiedziała z uśmiechem i wypuściła go z objęć, chłopak postawił na stoliku swój napój i poszedł do lodówki po puszkę, którą podał dziewczynie. Zapowiadał się długi dzień.
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanficObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...