ROZDZIAŁ 40.

302 27 6
                                    

 — Dobrze się czujesz? — zapytał się widząc dziewczynę wchodzącą do salonu. 
 — Tak, a co? 
 — Byłaś tak spizgana, że masakra...? — powiedział Kuba, odstawiając laptopa na stolik i rozłożył ręce. Dziewczyna weszła w jego ramiona i usiadła mu na kolanach. 
 — Jutro wieczorem wylatujemy... Wiesz, że będę tęsknić? — pocałował ją w szyję. 
 — Hmmm... A ja nie wiem, zastanowię się... — powiedziała, jednak chłopak nie pozostawił tego bez echa i zaczął ją łaskotać. — Aaaaa! v pisnęła głośno, starając się wyrwać. — No dobra, będę cholernie tęsknić... 
 — No i to jest odpowiedź, jaką lubię. 
 — Boże, ktoś wypuścił pawiany z zoo? Bo ktoś się drze, jakby się stado małp parzyło. — powiedział zaspany Maciek, wlecząc nogami w stronę łazienki. 
 — No i wstało nieszczęście. — zaśmiał się Kuba. 
 — Dziwnie będzie zostać samej na kilka dni, wiesz? 
 — Czemu tak myślisz? — spytał, okręcając końcówkę jej włosów, wokół palca, kiedy dziewczyna położyła głowę na jego kolanach, a nogi wyciągnęła na podłokietnik kanapy. 
 — Bo przyzwyczaiłeś mnie, że mam cię codziennie. 
 — Przepraszam, zaraz wrócimy do rozmowy. — dał jej buziaka i wyszedł na taras odebrać telefon. Nie chciała podsłuchiwać, jednak jego podniesiony ton głosu, niósł się idealnie do środka. — Jak to kurwa nie da się? Po chuja ja zatrudniam prawników?! Kamil, błagam cię... Zadarli nie z tym celebrytą, co trzeba, do tego, gdyby jeszcze chodziło o mnie... Ale nie, trafili w czuły punkt i mi o to zapłacą!!
 — O żadną jeszcze tak zawzięcie nie walczył. — kiedy usłyszała głos Maćka za sobą, podskoczyła na kanapie. 
 — Weź, wystraszyłeś mnie. 
 — To trzeba było nie podsłuchiwać, wtedy na pewno byś mnie słyszała. 
 — Nie... 
 — Lolka, no błagam cię... — spojrzał na nią wzrokiem w stylu "przecież znam prawdę". 
 — Co ja poradzę, że się drze do telefonu i tak wszystko słychać w domu? 
 — No nic i toi jest najlepsze, bo na legalu słuchasz wszystkiego, a on sądzi, że ma swoją prywatność. — oboje się zaśmiali. — Zrobisz mi śniadanko? — spojrzał na dziewczynę maślanymi oczkami.
 — Spoko, nie ma sprawy. — powiedziała z uśmiechem i poszła do kuchni. Naszykowała wielki talerz tostów i zrobiła szybko sos czosnkowy. 
 — Gdzie Lola? — zapytał Kuba, kiedy po burzliwej rozmowie, wrócił do mieszkania. 
 — W kuchni, robi mi śniadanie.
 — A ty co? Rączek nie masz? 
 — Ale ona się zgodziła i poszła zrobić to z uśmiechem... Co mam ją powstrzymywać? 
 — To nie twoja służąca, gadzie jeden. — młodszy z braci pokręcił głową i poszedł do kuchni. — A co tu tak ładnie pachnie? — wymruczał do jej ucha. 
 — Śniadanie.
 — Nie, nie, nie... Chodziło mi o zapach Herrery. — dziewczyna zaśmiała się ciepło i odwróciła przodem do chłopaka. 
 — Dziękuję, że o mnie walczysz i chcesz dla mnie, jak najlepiej. 
 — Skarbie, ale nie ma za co. — uśmiechnął się szeroko. — Nie pozwolę, by nikt cię skrzywdził i nie rzucam słów na wiatr... — wraz z końcem ostatniego słowa, dziewczyna, stanęła na palcach i wpiła się mocno w jego usta. Momentalnie jego ręce złapały za jej pośladki i docisnął ją do siebie.
 — A teraz mnie puść, chyba, że lubisz zwęglone tosty. — powiedziała z uśmiechem i skradła jeszcze jeden pocałunek. 
 — Nie no taka kobieta to skarb. — Maciek uniósł do góry kciuk i uśmiechnął się szeroko do dziewczyny, biorąc się momentalnie za jedzenie. 
 — To był pierwszy i ostatni raz, kiedy zrobiła ci śniadanie. 
 — Przecież jestem gościem, a ona tutaj mieszka, no to chyba czysta gościnność.
 — Panowie, skończcie się kłócić, okej? — Lola przerwała im, po czym wszyscy zajęli się jedzeniem.


 — Widziałaś gdzieś mój paszport? — zapytał biegając po całym domu. 
 — W komodzie w sypialni. — odpowiedziała dziewczyna. Siedziała z podkulonymi nogami na kanapie i patrzyła przez okno, na kapiący deszcz. 
 — Widziałaś gdzieś mój xanax? 
 — W apteczce w łazience. — odpowiedziała. 
 — A widziałaś może... — spojrzał na dziewczynę.
 — Co takiego? 
 — Uśmiech na twarzy pięknej dziewczyny, na którą własnie patrzę? 
 — W dupie na półce po lewej stronie. — wzruszyła ramionami. 
 — Coś się stało? — podszedł do Loli i ukucnął przy niej. — W niedzielę po południu wracamy. 
 — Wiem, dałeś mi dostęp do swojego terminarza, pamiętasz? — uśmiechnęła się delikatnie. 
 — No to mów, co cię gryzie? 
 — Nic, głowa mnie boli i nie mam nastroju... — westchnęła cicho. 
 — To może ci go jakoś poprawię, wiesz co jest dobrym środkiem przeciwbólowym na migreny? — zamruczał cicho i uśmiechnął się cwano. 
 — No zaskocz mnie. — spojrzała na niego. 
 — Dobre ruchanko. — poruszył brwiami.
 — Nie chce mi się, mało ci po wczorajszej nocy? —zaśmiała się. 
 — Skarbie mi ciebie nigdy dość. — dał jej buziaka. — Dopakuję walizkę i przyjdę do ciebie, zgoda? 
 — Jasne. — powiedziała z uśmiechem. Wcale nie miała bólu głowy, ale było jej przykro, że zostanie sama. Naprawdę przyzwyczaił ją do swojej obecności. Poza tym w ostatnim związku, więcej nie było faceta w domu niż był, a co dopiero mówić o bliskości, więc w pewnym stopniu ją to przerażało. 
 — Już. — wrócił po kilkunastu minutach i usiadł przy niej. Wziął ja na swoje kolana i wtulił w siebie. — To jak? Mogę ci poprawić jakoś nastrój? — zapytał, wtulając ją w siebie. 
 — Chyba nie... 
 — A ja mam chyba niezły pomysł. — powiedział z cwanym uśmieszkiem i pomachał kluczykami od Mercedesa przed jej oczami. — Zostawić ci autko do zabawy? 
 — Serio?! — prawie podskoczyła na nim. 
 — O ile zawieziesz mnie na lotnisko i odbierzesz z niego. Przyoszczędzę sobie na parkingu. 
 — Jasne, że tak. — przytuliła go mocno do siebie. Spędzili ostatnią godzinę, ciesząc się jeszcze sobą.Potem odwiozła go na lotnisko, gdzie czekała już na niego reszta wesołej ekipy. Kuba był całkiem zdziwiony jej stylem jazdy, bo o dziwo ufał jej i nie udzielał jej co chwila zgryźliwych rad, jakie miał w głowie, kiedy wpadł na pomysł, zostawienia jej kluczyków. Panowie poszli zdać bagaże i Kuba wrócił do Loli. 
 — Nie zarysuj auta, baw się dobrze, nie roznieś mi chałupy, nie zapomnij za mną tęsknić i przyjedź po mnie w niedzielę, koło 14:00, okej? 
 — Tak jest panie szefie... Odzywaj się do mnie...— odpowiedziała i wpił się jeszcze w jej usta na pożegnanie i udał się w stronę odprawy celnej. Pomachała chłopakom, ocierając łzę. 
 — Płacze? — zapytał Adama. 
 — Tak. — Kuba popchnął Krzycha do przodu. — No co?! 
 — Pośpiesz się, bo za chwilę odwołam koncert. — chłopaki zniknęli na celnej, a dziewczyna wróciła do samochodu.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz