47-Walka.

192 28 10
                                    

ALASTOR:
Chłopak miał długie paznokcie, które zatopił w mojej skórze i pociągnął, rozcinając ją.
Przyznam że poczułem to dość mocno więc zawyłem.
Ale wciąż ściskałem jego drugi przegub, a nawet robiłem to trochę mocniej, bo przez ból mój chwyt był silniejszy.
Blondyn spróbował się wyrwać, lecz nie udało mu się to.
Zaczął się szarpać, a ja, z racji że wyszedłem z pierwszego szoku, ponownie chciałem złapać go za drugi nadgarstek.
Niestety nie było to takie proste. Piegowaty machał ręką ponownie chcąc zrobić mi krzywdę i jednocześnie krzycząc.
-PUŚĆ MNIE! PUSZCZAJ!
-Angel, uspokój się!-W końcu udało mi się go przytrzymać i złapać oddech.
-Umrę jeśli ich nie dostanę!
-Umrzesz jeśli dalej będziesz się narkotyzować, mój drogi. To dla Twojego dobra.
Spróbował się wyszarpać.
Patrzył na mnie wściekle i wzrokiem, który mówił mi że nie jest do końca świadomy tego co się dzieje.
Skoro nie jest świadomy... Mógłbym sobie pomóc...
Obok mnie pojawił się mój cień.
Spojrzałem najpierw na niego, potem na koc leżący obok.
-Co..?-Zdziwił się chłopak.-Co to..?
Facillier chwycił koc, którym zaczął związywać chłopaka.
-Co to ma być?!-Wierzgał.-Co się dzieje?!
-Nie wiem, mój drogi. Chyba masz halucynacje.-Puściłem go, bo jego przedramiona były mocno związane kocem.-Najlepiej będzie jeśli się prześpisz.
Miotał się jeszcze.
-Odpuść, Darling. To bezcelowe. Zdrzemnij się. W końcu jesteś zmęczony.
Patrzył na mnie jeszcze długo, aż zamknął oczy i zasnął.
Kiedy byłem pewny że śpi, zszedłem z niego i dotknąłem rany na szyi, cicho sycząc.
To nie było dobre sprowadzać go tutaj, sam widzisz.
-Dobre nie jest Twoje ględzenie, mój drogi. Ale i tak dziękuję za pomoc.
Po tym ruszyłem po coś czym zdezynfekuję ranę.

|RADIODUST| Zmiana planówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz