123-Niech zdrowieje.

164 23 14
                                    

ANGEL:
Od jakiegoś czasu w całym mieście leje i wieje jak skurwysyn.
Niestety Alastor padł tego ofiarą gdy wracał z pracy i zaziębił się.
Wzywałem lekarza i nie było to zapalenie płuc, ale męczyła go okropna gorączka, bóle mięśni, dreszcze i katar.
Momentami miał temperaturę tak wysoką że mówił od rzeczy, a ja bałem się że to koniec.
-Skarbie, proszę...-Przyciskałem mu do czoła zimny okład, który Mężczyzna starał się odepchnąć.-Wiem że to zimne... Ale muszę zbić Ci gorączkę..!-Moje oczy wypełniły się łzami.
Majaczył coś znowu i to tak niewyraźnie że nawet nie mogłem zrozumieć co.
-Al, błagam...-Prosiłem, aż usłyszałem dzwonek telefonu.
Spojrzałem ostatni raz na półprzytomnego Kreola i poszedłem odebrać.
-Halo..?-Wymamrotałem do słuchawki, zmęczony.
Ostatnich kilka nocy miałem przespanych tyle co spodni. Niewiele.
Och, skarbie, wiesz że dziś paru klientów chciałoby Cię zobaczyć?
Moje oczy powiększyły się.
Nie. Nie teraz.
-Val, dziś... Dziś naprawdę nie mogę...
Nie obchodzi mnie to. Pracujesz dla mnie. Wiesz jakie konsekwencje poniesie odmowa.
-Val, Alastor praktycznie umiera!-Wykrzyczałem, a z moich oczu wypłynęły łzy.-Muszę się nim zająć!
Milczał.
-Jeśli umrze, nie będziesz miał już czym mnie szantażować i odejdę.-Warknąłem.
Po dłuższej chwili ciszy, Alfons odezwał się.
Zatem niech zdrowieje.
Po tym przerwał połączenie.
-Pierdolony... CHUJ!-Wrzasnąłem i trzasnąłem słuchawką.
Oddychałem chwilę ciężko, aż usłyszałem jak Alastor kaszle przeraźliwie.
To był ten kaszel, po którym zwykle wymiotował więc chwyciłem wiadro i pobiegłem do niego.



Ponawiam hasło: nie, nie odpierdolę się od płuc Alastora
Bye

|RADIODUST| Zmiana planówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz