16-Kwita.

196 25 14
                                    

ANGEL:
Graliśmy dziś w karty i rozmawialiśmy, a Śmieszek wydawał się poczuć lepiej.
Czas płynął szybko. Zbyt szybko.
Niestety w końcu musiałem wracać.
-Muszę już iść, Al.-Wstałem od stołu.
-Jest dość wcześnie.-Zauważył.
-Fakt, ale ostatnio wracałem późno zbyt wiele razy.-Odpowiedziałem.-Chcę trochę udobruchać ojca...
-Rozumiem.-Odparł i zakasłał, jednak słabiej niż dziś rano.
-Widzę że Twoja zupa przyniosła efekty.-Uśmiechnąłem się.-Kaszlesz znacznie mniej.
-Tak, należał mi się odpoczynek.
-To... będę się zbierał.-Ruszyłem do drzwi.
-Poczekaj.-Zatrzymał mnie.
-Och, czyżbyś jednak miał ochotę na numerek?-Spytałem zalotnie.-Jak dla przyjaciół zniżka.
Mężczyzna lekko się zjeżył, jakby przerażony tą wizją, co było lekko zabawne, ale ciągle się uśmiechał. Tylko charakter tego uśmiechu się zmienił.
-Ja... ciągle nie wiem ile pieniędzy jestem Ci winien za zakupy...
-A ja mówiłem już że niewiele.
-Nie chcę być Ci coś winny, moi drogi.
-Raczej to ja jestem Ci winny. Nakarmiłeś mnie i dałeś papierosy, mimo że nie musiałeś. Uznajmy że jesteśmy kwita, dobra, przystojniaku?
-Ale...
-No chyba że jeśli tak bardzo chcesz mi zapłacić, a nie chcesz się pieprzyć, możesz dać mi buziaka.-Schyliłem się lekko i wyszczerzyłem.
-S...słucham..?
-No widzisz.-Wzruszyłem ramionami i wyprostowałem się.
Wywrócił oczami.
-To na razie, Śmieszku. Zdrowiej!-Pożegnałem się i wyszedłem od niego.




Chora Ramcia wita w ten pizgający dzień

|RADIODUST| Zmiana planówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz