28

530 55 11
                                    

      Brązowowłosa dziewczyna siedziała na pozostałościach schodów z twarzą schowaną w dłoniach. Dookoła były tylko sterty gruzu i popiołu, które ani trochę nie przypominały już dawnego gmachu szkoły. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach dymu i kurzu, a niebo wisiało nad światem szare, miejscami lekko pomarańczowe od ognia, który wznosił się tu jeszcze niedawno.

      Wszyscy ocaleni cieszyli się z wygranej, a jednocześnie smucili wielce utratą bliskich ich sercom osób. Tylu czarodziejów zginęło; tyle wspaniałych, ważnych osób zginęło przez jednego szaleńca.

      Naturalnie Harry Potter obwiniał się śmiercią tych wszystkich ludzi, sądził, że przez niego to wszystko się stało. "— Jak nie ty, to kto inny, Harry." Czy miał rację? Nie nam to osądzać.

      Hermiona jednak nie potrafiła cieszyć się ani trochę z wygranej. Nie potrafiła tego robić, gdy on, najukochańszy jej człowiek na świecie, zginął. Była pewna, że nie żyje, nie mogło mu się udać przetrwać tej bitwy, tak jak większości Śmierciożerców. Łzy spływały po jej zaróżowionych, brudnych policzkach jedna po drugiej. Łkała cicho, nie mając nawet siły, by zanieść się głośniejszym szlochem. Cały jej świat rozsypał się na malutkie kawałeczki wraz z chwilą, w której uświadomiła sobie, że to już koniec.

      — Hermiona...

      Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy usłyszała ten głos, a na jej kolanie znalazła się czyjaś dłoń. Szatynka opuściła ręce i uniosła powoli głowę, a jej oczy spotkały się z troskliwym spojrzeniem stalowych tęczówek. Otworzyła szerzej buzię i zamrugała kilka razy. Chłopak kucający naprzeciwko niej otarł wierzchem dłoni jej policzek mokry od płaczu.

      — Ty... ty... — Głos jej drżał, cała się trzęsła. Blondyn uśmiechnął się ciepło i skinął głową, jakby chciał potwierdzić, że jest tu naprawdę. W oczach panny Granger ponownie zaszkliły się łzy, gdy zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła go z całej siły. Młody arystokrata odwzajemnił uścisk, a na jego twarzy także wymalowało się wzruszenie. Wtulił się w zgięcię między jej szyją a barkiem i zamknął oczy. — Je-jesteś t-tu... Ze mną, c-całyy...

      — Obiecałem... — odparł cicho, uśmiechając się i wciąż trwając w uścisku dziewczyny — ... więc jestem.

      Hermiona odsunęła się od niego, napajając się widokiem ukochanego. Złapała jego twarz w dłonie i uśmiechnęła się, biorąc głęboki oddech. Miała ochotę wycałować każdy, najmniejszy kawałeczek jego twarzy, by tylko upewnić się czy to na pewno była jawa. Gładziła delikatnie jego szorstki, nieogolony policzek, nie odrywając od niego wzroku ani na sekundę.

      — Pocałujesz mnie w końcu czy nie? — spytał zniecierpliwiony Draco z prowokującym, ale i roześmianym wyrazem twarzy.

      — No nie wiem — zaśmiała się cicho.

      — W dzisiejszych czasach to trzeba wszystko samemu sobie wziąć, bo inaczej nie dadzą — mruknął, nachylając się do niej i kładąc jej dłonie na swoich barkach, a swoje własne na jej biodrach. — Ale chyba... nie powinienem narzekać...

      Ostatnie słowa wypowiedział wprost w jej usta, które już po chwili delikatnie całował. Jego miękkie usta na jej spieszchniętych, jego twardy język między jej wargami. Dotyk jej palców na jego karku i napięcie, które między nimi było, rozpływające się w powietrzu. To wszystko sprawiło, że oboje oblała fala gorąca i nadzieja na to, że już zawsze będą razem. Zawsze, na zawsze.

***
Muszę przyznać, że nawet mi się podoba, a Wam? Poza tym ma równo pięćset słów. :p
Potrzebowałam napisać cos takiego, żeby sie odblokować, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się drabble raczej w takim "smutniejszym" klimacie. :)
Ktoś oprócz mnie nie śpi?

Z poważaniem,
Ciachomik

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz