109

202 20 4
                                    

*** 
 

      W ogromny lustrze o bogato zdobionej, pozłacanej ramie, stojącym w rogu przestronnego, lecz niemalże pustego pokoju, swojemu odbiciu przyglądała się młoda kobieta. Skrupulatnie, nie pomijając żadnej części, obserwowała zagięcia i marszczenia materiału na ramionach i przy dekolcie. Bladoniebieska suknia opinała smukłą talię i rozchodziła się delikatnie w dół od bioder. Prostokątny dekolt nie był głęboki, jednak odsłaniał mostek usiany piegami. Nieświadomie przygryzła dolną wargę, gdy jej wzrok spoczął na krótkich rękawach, które tworzył cienki tiul ułożony bufiaście wokół ramion.

      Ciemne, dębowe drzwi uchyliły się powoli, a do środka wszedł wysoki mężczyzna o niezwykle bladej skórze i jasnych włosach. Jego oblicze pozostało spokojne i całkiem niewzruszone, gdy stanął kilka metrów za szatynką. Ona zresztą zdawała się nawet nie zauważyć jego obecności. Arystokrata złożył ręce za plecami, przyglądając się prostym włosom opadającym na plecy kobiety. Starannie założone za uszy sprawiały zupełnie inne wrażenie niż na co dzień. Nie był pewien czy kiedykolwiek widział ją w takim wydaniu. Czuł wiele różnych rzeczy, których, zapytany, raczej nie potrafiłby określić. Jednak, gdyby ktoś stanął z boku, nie domyśliłby się niczego. Oboje bowiem trwali w ciszy z grobowymi wyrazami twarzy.

      – I jak? – spytała w końcu, nie odrywając wzroku od swojego odbicia.

      Te słowa wyrwały Malfoya z zamyślenia. A może nawet z podziwu. Będąc trochę zakłopotanym, przeniósł wzrok na twarz panny Granger odbijającą się w lustrze. Przyjrzał się jej wnikliwie, przełykając głośno ślinę. Nie mógł znaleźć odpowiedniego określenia na to, co widział.

      – Wyglądasz pięknie – stwierdził, pocierając swoje dłonie o siebie – Hermiono.

      Szatynka poczuła dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Nieczęsto słyszała swoje imię padające z jego ust. Zazwyczaj tylko wtedy, gdy mu się wymsknęło. Tym razem jednak oboje byli świadomi, że użył go zupełnie celowo – z największą czułością, na jaką było go stać. Zerknęła na niego przez ramię spod swoich długich rzęs. To było krótkie spojrzenie. Ledwo zdążyła objąć go całego wzrokiem, a już zwróciła się z powrotem przodem do lustra. Czuła bowiem jak jej policzki zaczynają piec. Płonąć zaczęły wraz z sekundą, w której uświadomiła sobie, że wciąż widzi jej odbicie. Przed oczami cały czas miała jego czarny garnitur wykonany z drogich materiałów. Jednak coś innego było w zachowaniu Draco. Nawet sposób, w jaki poprawiał marynarkę, zdawał się obcy. Gdy przymknęła powieki i wypuściła powoli wstrzymywane powietrze przez nos, usłyszała jak cicho odchrząka.

      – Jesteś piękna – dodał, jak gdyby zmienił zdanie. To, co powiedział wcześniej, było niedopowiedzeniem.

      Uśmiechnął się nieśmiało, gdy odwróciła się do niego. Nie mogła ukryć zdumienia. Chcąc, nie chcąc, przypomniały jej się wszystkie chwile z dzieciństwa. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się usłyszeć tych słów od tego właśnie chłopca.

      W tej samej chwili oboje postawili krok naprzód. Draco nie drgnął, speszony. Hermiona natomiast zatrzymała się dopiero tuż przed nim. Zajrzała w jego szare, pełne oczekiwania oczy z łagodnym uśmiechem. Stali tak przez chwilę, nim nie położyła delikatnie dłoni na gładkim policzku blondyna. Niemalże z taką czułością, z jaką wcześniej wypowiedział jej imię.

***
też nie wierzę, że właśnie to czytacie.
inspirowane, oczywiście, sceną z filmu "Little Woman"
trzymajcie się, o ile ktokolwiek tu jeszcze jest :)

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz