3.3

410 34 3
                                    

      Za oknami pierwsze w tym roku płatki śniegu spadały na gałęzie wysokich sosen, modrzewi i pozostałych drzew otaczających Norę. W kuchni panowała już świąteczna atmosfera. W powietrzu unosił się aromat cynamonu oraz innych przypraw korzennych. Świece z lampy podwieszonej pod sufitem rzucały nikłe światło na stół stojący w centrum pomieszczenia.

      — Och, Harry — westchnęła kobieta o rudych włosach. — Przygotowałeś to wszystko sam?

      — Wszystko z myślą o tobie, skarbie.

      Błogosławiona pani Weasley.

      Ginny uśmiechnęła się szeroko, po czym upiła wino z kieliszka. Brunet również się uśmiechnął, nie mogąc oderwać wzroku od ukochanej.

       Chwilową ciszę przerwały czyjeś niezbyt ciche przyśpiewki.

      — Harry! Ginny! — wykrzyknął Ron, wszedłszy do kuchni. — Nie martwcie się, ja tylko na chwilkę. — Mężczyzna podszedł do lodówki, a jego twarz oświetliła jarzeniówka, która co rusz gasła i włączała się na nowo. Istny koncert. — Gdzie ten pudding...? Ach, jest!

      Chwycił miskę i udał się do salonu, gdzie rzucił się — dosłownie — na kanapę.

      Młoda Weasley uśmiechnęła się przepraszająco do Harry'ego, odstawiwszy kieliszek na stół.

      — Ginny — zaczął, odgarniając swoje przydługie włosy z czoła — wiem, że nie jesteśmy ze sobą zbyt długo, ale uznałem... — Wstał z krzesła, a w tej samej chwili w progu kuchni na powrót pojawił się brat panny Weasley.

      — Zapomniałem łyżki — oznajmił, z szerokim głupkowatym uśmiechem rozpoczynając przeszukiwanie zawartości wszystkich szuflad.

      Harry wziął głęboki oddech, próbując opanować nerwy. W ręce —  którą wciąż miał w kieszeni starej marynarki — obracał małe czerwone pudełko.

       — Jest! Już, już. Nie przeszkadzajcie sobie — rzucił na odchodne i ponownie rozłożył się na kanapie. Po chwili postanowił jednak jeszcze krzyknąć: — Tylko grzecznie, proszę!

      Brunet wziął głęboki oddech i kontynuował:

      — Uznałem, że nie ma sensu dłużej zwlekać, więc... — Postawił pierwszy krok w jej stronę, a za chwilę drugi. Już miał się schylać, żeby klęknąć. Już, zaraz. Ale zamarł, gdy usłyszał głośne, przeraźliwie obleśne beknięcie.  

      — Pardon — zaśmiał się rudzielec.

      Ginny przełknęła głośno ślinę, a Harry aż zazgrzytał zębami z irytacji.

      — Więc... — Opanował się i powoli uklęknął przed dziewczyną, wywołując oniemienie na jej twarzy. — Ginevro — wyjął pudełko z kieszeni — zostaniesz moją żoną?

       Nim przyszły szwagier Rona zdążył otworzyć pudełko, a jego siostra udzielić odpowiedzi, on sam wparował do kuchni z pustą miską i umorusaną twarzą, z której wciąż nie schodził uśmiech.

      — Ja tylko... — zaczął, lecz nie dokończył, gdyż jego wzrok padł na parę przy stole. — Dlaczego klęczysz, stary?

***
mmaattyyllddaa
Jak Wam się podoba?

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz