81

262 31 4
                                    

      Draco mieszał gorącą czekoladę w kubku z szeroko uśmiechniętym, białym bałwanem z wystającą marchewką ze szkła zamiast nosa. Za oknem dominowała biel. Śnieg pokrywał niemalże każdą wolną powierzchnię. Biały puch – marzenie każdego dziecka. Zabawa byłaby przednia.

      W całej kuchni unosił się zapach pomarańczy i cynamonu. Co roku dokładnie ten sam. Ogień w kominku w salonie podskakiwał wesoło, tworząc ciepłą aurę. Światełka na choince mieniły się na zielono i czerwono. Prezenty pod nią były zapakowane w kolorowy papier ozdobny. Również głównie zielony i czerwony. Na stole leżał przystrojony wieniec, a z radia cicho leciały świąteczne piosenki i kolędy.

      Święta idealne. Prawie.

      – Co słychać, młody? – spytał arystokrata, przekroczywszy próg pokoju syna. Próg pieczary smoka. Jego królestwa. Tu też była choinka. Znacznie jednak mniejsza i cała mieniąca się na niebiesko. Pasowała do wystroju. Do ciemnoszarych ścian i podłogi z ciemnego drewna. Przez duże okna wpadało sporo światła, a wieczorami pokój oświetlały lampy stojące w kilku miejscach. Mężczyzna postawił kubek na stoliku nocnym przy dwuosobowym łóżku, na które zarzucona była niedbale granatowa narzuta. Zmierzył wzrokiem plecy nastolatka. Młodszy Malfoy wyglądał za szybę, mnąc w ręku starego pluszaka. Dostał go od którejś z mugolskich cioć, gdy jeszcze był całkiem mały. Miś miał naderwane jedno ucho i swój charakterystyczny zapach. Scorpius w życiu nikomu by się do tego nie przyznał, bo to przecież mega obciach dla chłopaka w jego wieku, ale gdy nie mógł zasnąć lub dręczyły go koszmary, chował się pod kołdrę i przytulał do piersi maskotkę z całych sił. Wtedy bał się trochę mniej. – O czym tak intensywnie myślisz?

      Usiadł na podłodze tuż koło chłopca. Ramię w ramię. Wtedy też przyjrzał się profilowi jego twarzy. Tylko po to, by po chwili po raz kolejny ze zrezygnowaniem stwierdzić, że jest jego mniejszą kopią. Tylko oczy miał po matce. Piękny, głęboki kolor. Brąz w odcieniu kasztanów skąpanych w gorzkiej czekoladzie. Hipnotyzujące spojrzenie. Nie chciał nawet wiedzieć, ile dziewczyn miało złamane serca przez te oczy. Oprócz nich upodabniały go do niej jeszcze tylko drobne piegi na nosie.

      – O niczym – zbył ojca, niemalże natychmiast. Wszechobecny świąteczny nastrój wcale mu się nie udzielił. Rodzinne, ciepłe święta przepełnione magią wcale nie były jego wymarzoną wizją spędzania zimowych wieczorów. Wolał chodzić naburmuszony i niezadowolony. Niczym burza gradowa rzucać kąśliwymi uwagami i nieprzyjemnymi łypnięciami. Moja szkoła, pomyślał arystokrata, prawie że ocierając sztuczną łzę wzruszenia spod oka. Może i to normalne w tym okresie. Okresie dojrzewania. Po chwili chłopak odrzucił zabawkę za siebie i odwrócił głowę w stronę ojca. Na jego twarzy wyraźnie odbiły się minione lata. Nie tylko zmarszczkami, ale i bliznami. Pojedyncze siwe włosy mieszały się niemal niewidocznie z blond pasmami. Jego fryzura czekała aż zakola wrócą do mody. Mimo to prezentował się lepiej niż niejeden mężczyzna w jego wieku. Wciąż był wysportowany i miał kondycję lepszą niż wielu nastolatków zbyt zaabsorbowanych telefonami, by zrobić ze sobą coś więcej. Scorpius westchnął ciężko i spuścił wzrok. Oparł głowę na rękach, czując jak staje się cięższa z każdą sekundą. – Myślałem o mamie – wyznał, na co Draco skinął tylko głową. Jego myśli też były nią zajęte. Nieustannie. – Tęsknię za nią.

      Gdy był młodszy, pytał jeszcze, kiedy wróci. Z biegiem czasu przestał.

      Starszy Malfoy też za nią tęsknił. Jego serce wciąż przyspieszało bicie za każdym jej wspomnieniem.

      Wiedział, że synowi przyznanie się do słabości sprawiało wiele trudności. Wiele więcej niż jemu samemu. Bo w końcu nauczył się, że tęsknota i wrażliwość to nie słabości.

      – Ona też o tobie myśli – oznajmił arystokrata. Wyciągnął rękę w bok, by dosięgnąć gorącej czekolady, która w zasadzie nie była już gorąca, a tylko ciepła. Wręczył blondynowi kubek i uśmiechnął się słabo, choć i tak nie mógł tego zobaczyć, bo wciąż wpatrywał się w podłogę. – I tęskni za tobą. Bardziej niż ci się wydaje.

      Słowa te zawisły między nimi w powietrzu i nastała cisza. Długa, nieprzerwana i zdecydowanie – bardzo cicha. Czas zdawał się płynąć o wiele wolniej niż zwykle. Milczenie mierzone miarą wypitej czekolady przeciągało się w nieskończoność. Za oknem zaczął padać śnieg. Duże płatki spadały na ziemie, tworząc coraz grubszą warstwę puchu. Gdy był młodszy wychodził razem z rodzicami na dwór, by ulepić bałwana i zrobić aniołka właśnie w takim śniegu. Lubił wspominać wczesne lata swojego życia. Niczego w nich nie brakowało.

      – Nawet tam? – spytał w końcu, przecinając ciszę na pół. Odstawił pusty kubek przed siebie na parkiet. Jego pytanie znów zawisło między nimi. Dopiero po chwili oderwał wzrok od brudnych ścianek naczynia i przeniósł go na wyraźnie zmartwioną twarz ojca. Czuł jak ręce same zaciskają mu się z bezradności, a paznokcie wbijają w skórę ze złości. – W niebie?

      W jego głosie można było dosłuchać się ironii. Jakby zupełnie nie wierzył w to, że jego mama właśnie tam się znajduje. Jakby nie wierzył w Merlina czy innego boga. Jednak zdecydowanie bardziej przemawiała przez niego rozpacz. Nie tylko przez ton głosu, ale i wyraz twarzy czy postawę ciała.

      Te święta nie mogły być idealne. Każde nowe wspomnienie nie mogło być pełne. Nie bez Hermiony. Ona ich dopełniała. Tak też od kilku lat byli jak porozrzucane puzzle. Szczególnie w grudniu. Wtedy w ogóle nic nie trzymało się razem.

      – Nawet w niebie...

***
wesołych świąt wszystkim!

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz