Zegar wskazywał godzinę jedenastą czterdzieści dziewięć, gdy pewien arystokrata postanowił podnieść swoje arystokratyczne cztery litery z łóżka zasłanego szmaragdową pościelą. Co prawda, promienie słoneczne zaczęły nieznośnie smagać jego twarz już jakieś siedem godzin wcześniej, ale postanowił dać sobie trochę więcej niż jedną godzinę na spanie, więc WŁASNORĘCZNIE zasłonił okna. Ach, wakacje... Mógł chodzić, gdzie mu się żywnie podobało i sypiać w godzinach, które akurat mu pasowały. Mógł także na dwa długie miesiące zapomnieć o wstrętnych, niewyparzonych gębach Pottera i jego przydupsaów.
— Co się... — mruknął, usłyszawszy głośne westchnięcie po wyjściu na korytarz. Ruszył powoli w stronę schodów, marszcząc czoło. Ni stąd, ni zowąd do jego uszu dobiegł przeciągły jęk. — Mama?
— Cy-yyziaa... Jeszcze-e...?
Blondyn przystanął i otworzył buzię ze zdumienia. Tak z rana?! Draco przyspieszył kroku. Po schodach prawie zbiegł. Będąc już na parterze, zatrzymał dię przy jednych z wielu par drzwi. W kuchni?! Ręka nastolatka spoczęła na klamce. Ogromnie bał się ją nacisnąć. Z jednej strony nie chciał zobaczyć swoich rodziców w t a k i e j sytuacji, a z drugiej strony był naprawdę ciekawy... no, po prostu jak to się... i w ogóle. Wziął głęboki wdech i, nacisnąwszy klamkę, popchnął ciężkie dębowe drzwi.
— Draco, synu. — Rzeczywiście, oboje tam byli. Ale oboje byli ubrani. Oboje siedzieli po przeciwnych stronach stołu. — Chcesz zjeść z nami lody? Mamy śmietankowe, twoje ulubione.
CZYTASZ
Sztuka konwersacji
Fanfiction"Czuł się, jakby mówił do ściany. A mówił do drzwi" Zbiór śmiesznych i żartobliwych - czasami sprośnych - ale i nadzwyczaj często smutnych i wzruszających, krótkich opowiadań o tematyce uniwersum Harry'ego Pottera. Głównie Dramione, ale i wiele, wie...