Mimo wszystko

483 38 14
                                    

      To był zaledwie ułamek sekundy. Ułamek sekundy zaraz po pierwszych siedmiu sekundach, w których ją zobaczył. I tylko ułamek sekundy wystarczył, by się w niej zakochać.

***

      — Margaret Atwood.

      Jej głos. Każde słowo było jak miód spływający po jego ciele. Chaniebnym byłoby przyrównać go do głosu ptaków, był o wiele piękniejszy. Atwood, Atwood... jak ta mugolska pisarka. Jednak to nazwisko kojarzyło mu się z kimś jeszcze, ale za nic nie był w stanie sobie przypomnieć z kim.

      — Dracon Malfoy.

      Gdy usłyszała jego nazwisko, jej źrenice znacznie się rozszerzyły, a cała poruszyła niespokojnie, głośno przełykając ślinę. Po chwili jednak na powrót się wyprostowała i uśmiechnęła delikatnie, a ślad po jej zdenerwowaniu jakby rozpłynął się w powietrzu.

      Uścisnąwszy jej drobną dłoń, poczuł jak przysłowiowe "stado motyli" obija się o jego wnętrzności. To było do niego niepodobne. Więc postanowił udawać, że nic nie czuje, bo po prostu czuł zbyt wiele.

      — Będzie mi niezmiernie miło z panią współpracować.

***

      Jej długie, rude loki; orzechowe oczy, które pamiętał jeszcze z czasów szkolnych oraz urocze piegi na policzkach i nosie śniły mu się noc w noc cały ubiegły miesiąc. Nie potrafił o niej myśleć jak o koleżance z pracy. Nie umiał o niej zapomnieć. A im więcej chciał zapomnieć, tym mniej uczuć okazywał, tym bardziej był dla niej niemiły. Jego serce krwawiło za każdym razem, gdy rzucał w jej stronę obraźliwą uwagę, lecz nie widział innego sposobu, by zapomnieć. A zapomnienie uznał za najlepszy wybór. Tak będzie lepiej, łatwiej, powtarzał tak sobie codziennie z nadzieją, że któregoś dnia w końcu w to uwierzy i po prostu zapomni.

***

      Mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące, a jemu wciąż nie udawało się zapomnieć. Dalej śniła mu się po nocach, dalej myślał o niej w każdej wolnej sekundzie. A gdy nie miał czasu, by o niej myśleć, myślał o tym, by o niej nie myśleć. W rezultacie myślał o niej cały czas.

      Zerwał z Astorią. Po trzech latach. A raczej ona z nim zerwała. Rozmawiali tego wieczoru bardzo długo, a raczej ona mówiła. Docierały do niego tylko pojedyncze zdania, bo jego myśli, co chwila, uciekały do innej kobiety, więc tylko jej przytakiwał. Mówiła, że często jest nieobecny, odpływa myślami bardzo daleko. Nie ma dla niej czasu, ani chęci, by go jej poświęcić.

      — Zdaje mi się, że twoje dawne uczucie do mnie zgasło. Wiedz tylko, że moje wciąż płonie żywym ogniem, ale wiem, że dalsza walka nie ma sensu. Wyciągam białą chorągiewkę.

      Zadecydowali, że lepiej będzie, jeśli się rozstaną. Ona zadecydowała.

      — Dziękuję ci, mimo wszystko dziękuję. Straciłeś dla mnie tyle czasu, że poczułam się ważna.*

      Spakowała swoje rzeczy i wyszła. Tak po prostu.

***

      Po rozstaniu z Astorią ogarnęły go melancholia i wyrzuty sumienia. Melancholia, bo mimo wszystko tęsknił trochę za tą kobietą. Dziwnie było wracać do pustego mieszkania i nie mieć do kogo się odezwać. Poza tym przez tyle lat ich znajomości zdążył się do niej przywiązać. Wyrzuty sumienia, bo zdał sobie sprawę, że tak naprawdę chyba nigdy jej nie kochał. Źle czuł się z tym, że ją okłamywał, chociaż sam nie do końca zdawał sobie z tego sprawy. No i dlatego, że nie zerwał z nią szybciej, oszczędzając jej przy tum bólu zadawanego obojętnością. Oprócz ogólnego przygnębienia czuł też swego rodzaju ulgę. Teraz, mimo że nie chciał, mógł bezkarnie myśleć o uroczej pannie Atwood. A może chciał? Sam nie wiedział i bardzo źle czuł się z taką mieszanką wybuchową uczuć.

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz