91

257 33 5
                                    

Płomienie w ognisku zdawały się poruszać w rytm muzyki wraz z ludźmi tłoczącymi się dookoła. Niektórzy rozmawiali i śmiali się głośno. Niektórzy siedzieli z boku pod osłoną nocy, wypatrując gwiazd na niebie. Wielu tańczyło, oddając się całkowicie zabawie w ostatni wieczór tego roku szkolnego. Dla niektórych był to ostatni wieczór w Hogwarcie. Byli jednak i tacy, którzy tkwili nieobecnie w samym środku tego zgiełku. Siedzieli po przeciwnych stronach ogniska, jakby przydzieleni do wrogich sobie obozów. W istocie, niektórych przekonań nie da się zmienić tak szybko. Dlatego Ślizgon i Gryfonka swoje twarze mogli oglądać tylko między jasnymi płomieniami.

Młody mężczyzna szukał wzrokiem jej nosa zasypanego piegami i oczu pogrążonych w nostalgii. Sam miał wrażenie, że jego blada skóra już wcale nie jest taka blada, a policzki topią się niczym wosk pod wpływem ciepła bijącego od ognia. Zacisnął palce na krawędzi pnia, na którym siedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ona siedzi tam – po drugiej stronie – tylko chwilowo w oczekiwaniu na swoich przyjaciół. W tym czasie spojrzała na niego tylko raz i uśmiechnęła się, puszczając mu oko. Zaledwie trzy sekundy później zdawało mu się, że już wcale tego nie pamiętała.

Cholera jasna.

Wstał gwałtownie z miejsca, potykając się i klnąc pod nosem. Ręką zmierzwił swoje jasne, błyszczące w blasku płomieni włosy, potrząsając przy tym głową.

Chrzanić to, pomyślał i zacisnął pięści. Pewnym krokiem ruszył przed siebie z zamiarem okrążenia tego ogromnego ogniska. Nikt go nie zatrzymywał, bo nikt nie zwracał na niego uwagi. Zasłużył sobie na takie traktowanie co najmniej godzinę wcześniej, rzucając wszystkim pogardliwe spojrzenia i niemalże warcząc. W zasadzie to mógłby już sobie pójść.

Zamiast tego stanął jednak po stronie Gryffindoru i podziwiał plecy oddalającej się dziewczyny w towarzystwie dwójki przyjaciół. Rudy chłopak otoczył ją opiekuńczym ramieniem, przyciągając ją bliżej siebie.

Chłopak westchnął ciężko. Wyglądał, jakby życie z niego uciekło.

– Chyba za bardzo się przyzwyczaiłem do bycia tym, którego kochałaś...

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz