97

210 24 0
                                    

      – Jutro twoje urodziny – zagadnął mężczyzna, opierając się wygodniej plecami i drewniane krzesło obite miękkim, beżowym materiałem.

      Kiwnęła kilka razy rytmicznie głową, potwierdzając jego słowa. Pamiętał.

      – Pięćdziesiąte.

      Przyjrzał się jej twarzy, na której widniał delikatny, rozmarzony uśmiech. Zdawała się tonąć w swoich wspomnieniach, podczas gdy on badał wzrokiem każdą ze zmarszczek dookoła oczu i blednące piegi na nosie.

      – Szybko zleciało, Granger – zaśmiał się cicho, żartując z jej wieku i chwycił w dłonie kubek z zimną już kawą. Zawsze wypominał jej, że była od niego starsza. Mówił, że czuje się przy niej jak przy starej babci. Nawet wtedy, gdy sam został już dziadkiem.

      Może mu się tylko zdawało, ale przez moment widział, jak smutek odbił się na jej obliczu.

      – Obiecałam sobie. Tobie. Nam. – Nie wiedział czy miała na myśli swoją rodzinę, czy może ich jak ich. – Że nie popełnię więcej tego samego błędu – stwierdziła w końcu bez przekonania. Pochyliła się nad stołem, znajdując się tym samym znacznie bliżej niż wcześniej. Znacznie bliżej niż powinna. Arystokrata niemal poczuł jak atmosfera zgęstniała i zrobiła się cięższa. Mimo to też się nachylił. Nie wiedział, co go do tego popchnęło. Może zaczął sobie powoli przypominać stare czasy? – Wiesz dobrze, Draco. Nigdy nie chciałam, żeby ktoś inny wymawiał moje imię w taki sposób. – Zaglądała w jego chłodne, szklące się oczy o metalicznym połysku. – Jeśli chciałbyś sprawić mi prezent...

      – Granger... – przerwał jej, lecz niemalże w tym samym momencie złapała jego ciepłe ręce i kontynuowała.

      – Przysuń się choć trochę. Marznę od trzydziestu lat. – Zacisnęła swoje zimne palce na nadgarstkach mężczyzny. – Powiedz – poprosiła – że zabierzesz mnie do domu. Ostatni raz...

      Cisza, która między nimi zapadła po tych słowach, była tylko pozorem. Dookoła wciąż tłoczyli się ludzie i prowadzili ożywione rozmowy. Chyba tylko dzięki temu oboje nie słyszeli przyspieszonego bicia swoich serc i nierównych oddechów. Mimo to nie odsunęli się od siebie. Nie ruszyli się w ogóle.

      – Dobrze – odparł w końcu po długiej walce stoczonej z samym sobą. Splótł swoje palce z jej lodowatymi, czując jak wzdłuż kręgosłupa przechodzi go dreszcz. To zimno. Na pewno zimno. – Hermiono.

***
znowu długo mnie nie było, ale ogrom nauki po prostu mnie przytłacza. aż do połowy kwietnia rozdziały będą pojawiały się raczej sporadycznie. jednak wciąż możecie składać zamówienia. :)
btw, jak Wam się podoba?
buziaki, kochani xx

Jessie Ware, "Alone" (inspiracja)

Sztuka konwersacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz