Rozdział 31

177 16 11
                                    

Mówiło się, że nigdzie nie było tak dobrze, jak we własnym domu, ale ona czuła większą ulgę, kiedy znalazła się w mieszkaniu, które dzieliła z Paulą. Przebywanie przez niemal tydzień z ojcem i babcią nie było złe ani męczące. Nawet jej mama zachowywała się względnie znośnie przez ten krótki czas, z pewnością dlatego, że ojciec ją upominał. Pewnych jednak swoich cech nie potrafiła trzymać w ryzach, a przynajmniej nie na stałe – co w sumie było zrozumiałe, bo były częścią jej natury. Ale nawet jeśli się hamowała i starała zachowywać mało natarczywie oraz nie wygłaszać swoich stałych opinii na temat jej życia, pozostawała przy niej napięta. Mama była tą osobą, która nie musiała mówić wprost, że była z niej niezadowolona, czy że się z nią nie zgadzała albo dlaczego tak było, żeby wiedziała. Z racji tego, że była jej rodzicielką i jednocześnie osobą, która poddawała ją najsurowszej ocenie w całym jej życiu, znała świadczące o tych faktach spojrzenia, miny, wszystkie drobne i delikatne gesty, które o tym świadczyły. To jak odwracała głowę lub wykonywała daną czynność, jaki był jej ton, kiedy zmieniała temat, w jakim tonie odzywała się do innych osób – to również dawało jej wiele do zrozumienia w takich sytuacjach. Mogła nawet powiedzieć, że była mistrzem przewidywania tego, kiedy jej mamie się coś nie podobało, nawet jeśli jakimś cudem postanowiła zachować to dla siebie. Wiedziała, co nie przypadnie jej do gustu i jak na to zareaguje, jeszcze zanim cokolwiek powiedziała. Z dosłownością potrafiła przewidzieć nawet słowa, które kierowała w jej stronę w konkretnych sytuacjach. W gruncie rzeczy zawsze miała gdzieś z tyłu głos matki, który mówił, że to czy tamto jej się nie spodoba, było zupełnie odwrotnie niż ona sobie wyobrażała. Pewnie stąd tak dobrze wiedziała, co się wydarzy, jeszcze zanim matka się o czymś dowiedziała.

Tak więc nawet jeśli nieco jej odpuszczała ze względu na naciski taty oraz może ze względu na to, że jej kondycja nie była najlepsza, nadal było to dość wyczerpujące doświadczenie, spędzić z nią tyle czasu i to w dodatku niemalże w zamknięciu, bo nie miała za wiele dróg ucieczki ze swoją nogą w gipsie i kłującym bólem w żebrach. Jeśli nie ze względu na świadomość tego, że mówiła lub robiła coś, co mamie się nie podobało i nie wpisywało się w jej gust, to przez świadomość tego, że pewnych rzeczy po prostu powiedzieć przy niej nie mogła lub nie powinna, by tych reakcji po prostu nie wywoływać. Cały czas była spięta w ten czy w tamten sposób i po prostu nie potrafiła się poczuć swobodnie, gdy mama była obok niej, patrzyła jej na ręce, oceniała ją. Nawet głupie lepienie pierogów w jej towarzystwie stawało się sytuacją stresową, bo nie tak układała palce, nieodpowiednio zlepiała brzegi i ładowała nieodpowiednie ilości farszu do środka.

Po powrocie do domu przypomniała sobie, jak bardzo wolna poczuła się w momencie, kiedy wyprowadziła się z niego przed tym, jak zaczęła swoją krótkotrwałą przygodę z dietetyką. Pierwszy poranek w pokoju innym niż ten, który miała w rodzinnym domu i w ogóle innym miejscu niż on. Czuła się wtedy tak, jakby zaczerpnęła świeżego powietrza pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Bez mamy na karku. Mamy, która patrzyła na nią czujnym okiem, zawsze musiała coś skomentować, nieustannie kręciła nosem na decyzje, które podejmowała. Mamy, w oczach której zawsze była tą mniej odpowiednią, mniej odpowiedzialną, mniej właściwą. Która nigdy nie powiedziała złego słowa Zoe, ale zawsze jej przyklaskiwała i która przez większość życia stała murem za Pawłem tylko dlatego, że był jej synem i pierwszym dzieckiem, ale w niej widziała więcej wad niż w kimkolwiek i nie krępowała się ich wytykać. I tak, oczywiście, mieszkanie się mamie nie podobało. Bo było za daleko od nich, bo było za małe, bo cena w stosunku do warunków była nieco zbyt wysoka, bo okropny widok za oknem, a w ogóle to jakie ona meble sobie do niego wybierała. Ale nawet jeśli wiecznie musiała tego wysłuchiwać, przynajmniej była w nim przez większość czasu z dala od niej i z dala od tego spojrzenia i jej wtykania nosa w nie swoje sprawy. Czuła się wtedy wolna jak ptak i miała wrażenie, że rozkwitała. Za to, gdy wracała do domu, czuła się jak ptak w klatce i jakby ktoś przycinał jej ledwo odrastające pędy. Potem narobiła sobie z tamtym mieszkaniem kupę gorszych wspomnień, po tym jak zamieszkał z nią Adam, ale to była już zupełnie inna historia.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz