Rozdział 39

157 14 9
                                    

- Zupełnie nie wiem, w co powinnam się ubrać, a przecież czasu już coraz mniej - trajkotała obok niej matka. Wpuszczała część tego co mówiła jednym uchem, a wypuszczała drugim przez większość czasu, jedynie cicho potakując. Pomagało jej się to trochę skupić na pracy, którą na tamtą chwilę stanowiło lanie polewy czekoladowej na ciasto, a wcześniej rozrabianie czekolady na nią. Zerknęła na matkę, powracając odrobinę na ziemię myślami, które dotychczas zajęte były rozplanowywaniem tego, w jaki sposób i kiedy powinna rozmieścić pozostałe dodatki.

- Do ślubu Dorcas jeszcze przecież kilka miesięcy - odpowiedziała. Zbliżał się kwiecień, a ślub jej kuzynki miał się odbywać pod koniec czerwca. Matka cicho sapnęła, co usłyszała nawet przez skwierczenie loukoumodos* w garnku, w którym je smażyła.

- Oczywiście! Ale sama wiesz, jak czas leci! Zanim się obejrzysz, a już będzie czerwiec i wylot coraz bliżej! - oświadczyła, zgodnie z jej oczekiwaniami. Zawsze mówiła w ten sposób i przygotowywała się do wszystkiego ze sporym wyprzedzeniem w takim pośpiechu, jakby coś miało się wydarzyć w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Ona miała w sobie więcej spontaniczności, więc zupełnie tego nie podzielała i nie rozumiała, choć obserwowała matkę od urodzenia.

- Możesz założyć tę czerwoną sukienkę, którą miałaś, kiedy poznaliśmy Liv - powiedziała. W myślach dodała, że mogła włożyć jakąkolwiek ze swoich czerwonych sukienek, bo tylko takie miała w szafie, nie licząc jednej w kolorze czarnym, którą trzymała na wypadek jakiegoś pogrzebu w rodzinie. - Ładnie w niej wyglądasz.

- Nie jest zbyt elegancka. Niewystarczająco jak na taką okazję jak ślub - stwierdziła matka sceptycznie z wymowną miną. Jak na kogoś wychowanego na wyspie przez ojca farmera przywiązywała duża uwagę do tego, żeby wyglądać zawsze jak najlepiej.

- Masz na myśli za mało odpustowa - skwitowała. Matka spojrzała na nią cierpko. Wiedziała, że przesadziła, jeszcze zanim słowa opuściły jej usta. Nie potrafiła się jednak powstrzymać. Czasem musiała odwdzięczyć się matce i już, nawet jeśli z reguły stosowała metodę unikania konfrontacji za wszelką cenę. Już dawno stwierdziła, że matce nie da się niczego przetłumaczyć, jeśli była przekonana o swojej racji, jak mocno się człowiek nie starał. A dla świętego spokoju wolała czasem zacisnąć usta i wytrzymać parę kąśliwych uwag oraz gadanie, zamiast się z matką wykłócać i wdawać w dyskusje, których nie mogła wygrać ani nawet wyjść z nich jako równa matce. Z reguły wiązało się to z uniesieniem i emocjami, dużą ilością zszarganych nerwów i poczuciem sfrustrowania. Matka nawet nie starała się przyjąć do wiadomości jej racji ani tego, że ich zdania mogły być równoważne, co tylko potęgowało to wszystko. Dla własnego zdrowia psychicznego i tego, żeby chciało jej się nieco bardziej przyjeżdżać do domu rodzinnego, wolała więc od czasu do czasu schować dumę w kieszeń i wysłuchać swojego w milczeniu, a potem i tak zrobić coś po swojemu oraz nie zmieniać zdania tak samo jak matka. Nie różniły się pod tym względem tak bardzo, ale jej nie zależało na tym, by koniecznie przekonać kogokolwiek do swojej opinii. Wystarczyło, że ktoś dawał jej wolną rękę w prowadzeniu własnego życia i akceptował jej decyzję i autonomię. Jak ojciec albo Paula.

Ostatnio miała z tym trochę problemów. Była mniej pewna siebie, więc też mniej pewna swoich opinii, postrzegania i podejmowanych decyzji. Zdarzało jej się myśleć nawet, że powinna bardziej słuchać matki, a to odkąd wyprowadziła się spod jej dachu w ogóle się nie zdarzało. Gdyby jednak wcześniej doprowadziła sprawę Adama do końca, tak jak nalegała matka, twierdząc, że to najlepsze co mogła zrobić, nie musiałaby się nim martwić w ostatnim czasie. A w ogóle nie musiałaby się martwić, gdyby posłuchała jej na samym początku, kiedy twierdziła, że on kompletnie nie był dla niej i że powinna poszukać sobie kogoś innego. O tym głównie myślała w ostatnich dniach, przez niemalże miesiąc po wypadku. Mama myliła się może w różnych rzeczach i miała inną wizję jej życia, z którą ona się nie zgadzała w znacznej większości, ale w przypadku Adama miała zdecydowaną rację od chwili, w której stwierdziła, że jej się nie podobał. Wtedy oczywiście myślała, że przecież to jej życie i jej chłopak, więc najważniejsze, żeby właśnie jej się podobał. Że wybierze sobie takiego chłopaka, jakiego sama chciała, a nie takiego, którego chciała matka. Biorąc pod uwagę to, że tacy, z którymi widziała ją matka, nie byli za bardzo w jej guście, według siebie dobrze postępowała. Ale pomyliła się co do Adama, w sumie nawet dwa razy i nie potrafiła się tera pozbyć myśli, że może nie nadawała się do podejmowania za siebie decyzji, tak samo jak jej matka. Jeśli jednak nie siebie i nie jej... Kogo powinna słuchać? Wróżek?

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz