Rozdział 24

181 12 13
                                    

- Tata po ciebie przyjedzie. Już do niego dzwoniłam – powiedziała matka, a ona westchnęła. Ta kobieta w ogóle jej nie słuchała, czegokolwiek by nie mówiła. A przecież rozmawiały od pięciu do dziesięciu minut temu.

- Przecież mówiłam, że wezmę taksówkę. To żaden problem – odpowiedziała z westchnięciem. Czy ona naprawdę musiała robić wszystko po swojemu? Nigdy nie mogło być tak, że jej faktycznie posłuchała? Że zwróciła uwagę na to, czego ona chciała i uznałaby to za wartościowe?

- Przestań. Tata powiedział, że nie ma takiej możliwości. Wsiadł już do auta i pojechał – upierała się. Przewróciła oczami. Gdyby jej posłuchała, zamiast działać po swojemu, to wcale by po nią nie jechał. Zaciekawiło ją jednak to, co powiedziała jej w tamtej chwili matka.

- Był w domu? O tej porze? – było przed dwunastą. Przed ojcem jeszcze dość długi dzień pracy. Oczywiście, matka mogła mieć na myśli, że przed chwilą z nim rozmawiała przez telefon i powiedział, że zaraz wychodzi i pojedzie po nią, ale jakoś jej się to nie kleiło.

- Nie pojechał dzisiaj do firmy. Powiedział, że chce po ciebie koniecznie jechać, kiedy będzie potrzeba – odpowiedziała matka. Pewnie ich rozmowa wyglądała tak, że matka stwierdziła coś w stylu „Oczywiście, odbierzesz ją ze szpitala, kiedy dostanie wypis", a ojciec się zgodził. No, może faktycznie sam i tak chciał po nią pojechać, ale zakładała, że jednak pomysł z dniem wolnym na to, wyszedł od strony matki. – Helena. Nie upieraj się jak osioł. Chyba nie myślisz, że pozwolilibyśmy, żebyś jechała jakąś taksówką po tym, co się wydarzyło.

Jeszcze nie zdążyła nic na ten temat powiedzieć, ale matka na pewno nie miała zamiaru się na to zgadzać, to było niewątpliwe. A skoro już zmobilizowała ojca, to nie miała wyboru, musiała zaczekać aż po nią przyjedzie i później z nim odebrać wypis ze szpitala. Jak bardzo jej się nie podobało to, że matka jak zwykle robiła wszystko po swojemu i za jej plecami. Choć tym razem było to nawet dobre. Zastanawiała się, jak miała wszystko załatwić z gipsem i bez kuli. Po szpitalu wożono ją dotychczas na wózku, który pchały pielęgniarki. Sama nigdzie się nie ruszała. Kiedy przyjechałby ojciec, z pewnością on zastąpiłby pielęgniarkę, co ułatwiłoby sprawę.

Chodziło jednak o sam fakt tego, że matka nie traktowała jej wcale jak dorosłej, myślącej istoty, która miała prawo o sobie decydować. Tak jakby wszystko co robiła, było uświęcone jakimś prawem matki i miała pozwolenie na decydowanie o różnych aspektach jej życia, nawet takich. Jakby nie mogła zaczekać na jej telefon, który zaczynałby się od „Mamo, czy tata mógłby po mnie przyjechać?". Choć z pewnością zadzwoniłaby w tej sprawie raczej do ojca – albo nawet i do Pawła, gdyby ten nie mógł się wyrwać z firmy. Wolała unikać załatwiania podobnych rzeczy przez matkę, dla samej zasady unikania dzwonienia do niej, jeśli nie miała niczego do załatwienia z nią samą. Było to spowodowane właśnie głównie tą stroną matki, która dawała jej do zrozumienia, że w jej oczach była nieodpowiednia nawet do tego, by podejmować decyzje dotyczące samej siebie.

- Jakby nie mam już wyboru. Skoro kazałaś mu wziąć ten dzień wolny i tu przyjechać – wymruczała z rezygnacją.

- Ochi, nic nie kazałam. Tata sam się upierał, że cię odbierze ze szpitala – odpowiedziała matka urażonym tonem. To było możliwe, bo nie bez powodu matka czasem nazywała ją córeczką tatusia i to raczej w formie przytyku niż czegokolwiek innego. – Wiesz jaki on jest, jeśli chodzi o ciebie.

Ot co. Cała matka. Nie obyłaby się bez wytknięcia jej tego, że ojciec miał dla niej nieco więcej serca, a przede wszystkim nie wytykał jej każdego błędu i pozwalał jej na bycie sobą i robienia tego, co jej się podobało. W kwestii życiowych wyborów, zawsze pozwalał jej decydować i niczego nie komentował, nawet jeśli widziała po nim, że cokolwiek mu się nie podobało. Tak bardzo jej się to nie podobało?

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz