Rozdział 90

111 17 14
                                    

Wzięła głębszy oddech i przestąpiła z nogi na nogę. Objęła się i zacisnęła dłonie na swoich ramionach, chociaż nie było jej zimno. Kolejne sekundy stała niepewnie, zastanawiając się, jak powinna postąpić. Zapukać? Iść do siebie? Nie rozważała tego w kategoriach "wypada - nie wypada". Oboje byli dorosłymi ludźmi, a ona raczej należała do tych osób, które niespecjalnie zastanawiały się nad tym, czy czegokolwiek jej w relacjach z mężczyznami nie wypadało - pod warunkiem, że mieściło się to w tym, że nikogo nie krzywdziła swoim działaniem. Za bardzo nie krzywdziła. Rozważała jednak możliwe opcje bardziej pod kątem tego, czy nie zepsuje relacji między sobą i Namjoonem, bo mógł jej zachowanie odebrać jako zbytnie przyspieszanie tempa, a jemu raczej się jednak nie spieszyło z niczym. Przynajmniej dotychczas.

Nie miał nic przeciwko temu, żeby go pocałowała w porcie. Tego była pewna nadal, mimo upływu godzin. Nie miał jednak nic przeciwko wtedy, w tamtym momencie. A był osobą ze skłonnościami do filozofowania, więc może to się zmieniło po czasie, kiedy przemyślał sobie pewne rzeczy i dotarł do czegoś, co na to wpłynęło. Niepocieszające też dla niej było, że o ile podczas obiadu z Amosem rzucił jej jedno długie, głębokie spojrzenie, od którego dostała rumieńców, o tyle po przyjeździe do dziadków, nie okazywał sobą zainteresowania nią. Jasne, pewnie przyczyną mogła być kwestia tego, że byli z jej dziadkami, że może w jakiś sposób się krępował, choć oni nie rozumieli za wiele po angielsku, a może, i najprawdopodobniej, po prostu był na tyle grzeczny, żeby nie flirtować z nią nawet spojrzeniem przy dwójce starszych krewnych, nie mówiąc już o otwartym flircie słownym. Nawet jeśli to rozumiała, to nie potrafiła się jednak pogodzić z tym, że traktował ją z większym dystansem. Jej serce nie godziło się z logiką, którą podpowiadał rozum. Być może dlatego, że zdążyła już wybiec w swoich marzeniach daleko do przodu i aktualny układ między nimi był dla niej niewystarczający. Potrzebowała odpowiedzi, ale tak naprawdę pragnęła już tylko jednego zakończenia dla ich historii i nie wiedziała, jak postąpi, jeśli okaże się, że Namjoon pragnął odmiennego końca.

W tej chwili tak naprawdę wahała się głównie między własną zachłannością i egoizmem oraz wyrozumiałością dla niego. Jaką decyzję powinna podjąć? Myśleć o sobie, ukojeniu własnego serca i tym, by dostać odpowiedzi, czy może jednak o nim i pozwolić mu na to, by to on wykonał jakieś kroki w jej stronę jako pierwszy?

Wpatrzona w drzwi, pomyślała, że nie doszłaby nigdy do niczego, wahając się przed większością decyzji tyle, ile wahała się w teraz. Ruszyła w ich stronę i nawet już uniosła rękę, żeby zapukać w ciemne drewno i poczekać, aż będzie mogła wejść. Zastygła jednak, bo naszły ją kolejne wątpliwości. Do niczego by nie doszła, ale też czasem nie było łatwo. Czy jeśli to było dla niej ważne, nie powinna zaczekać? Może lepszym będzie jednak zaczekać. Tu nie chodziło jedynie o nią. Namjoon też w tym był. I miał prawo czynić kroki w takim tempie, jakiego potrzebował. Oczywiście, pragnęła to wszystko nieco przyspieszyć. Ale czy powinna aż tak się spieszyć?

Nie... To zły pomysł.

Wpatrzyła się tęsknie w drzwi, bo w Namjoona zapatrzyć się nie mogła. To może nie było najtrudniejsze odwrócenie się i odejście w jej życiu, lecz nadal było jej ciężko zmusić się do ruszenia, a potem umknęła do swojego pokoju wręcz zawstydzona. Jeśli miałby wyjść i ją zobaczyć, zapadłaby się pod ziemię. Wolała schować się na tyle szybko, by nie miał szans się dowiedzieć. Nawet drzwi zamknęła za sobą cicho, żeby nie mógł usłyszeć, że była na korytarzu sekundy wcześniej. 

Z westchnieniem opadła na łóżko i melodramatycznie, nawet jak na siebie, wpatrzyła się w ciemniejące wciąż niebo za oknem. Zdając sobie sprawę z szumu morza, doszła do wniosku, że nie słyszała niczego z pokoju zajmowanego przez Namjoona. Może położył się już spać. Miał za sobą długą podróż, a potem kolejną rano i jeszcze zwiedzanie z nią Pitagorio. Kiedy o tym myślała i wspominała, ile tego dnia zrobili, poczuła nawet, że chyba nie wykazała się za bardzo współczuciem i wyrozumiałością wobec niego. Pewnie ledwo się trzymał na nogach. A ona jeszcze martwiła się, że nie poświęcał jej takiej uwagi, jakiej by od niego chciała. Była jednak zapatrzona w swoje własne potrzeby. Zrobiło jej się wstyd za siebie. Dobrze, że nie zapukała jednak do jego drzwi, bo jeszcze by go obudziła. O ile to było możliwe, bo podobno nie było niczego silniejszego niż sen zmęczonego mężczyzny, a przynajmniej tak czasem słyszała od babki i matki, a nawet chyba od ciotki Zeny i raz się zdarzyło. Sama raczej by powiedziała, że każdy niesamowicie zmęczony człowiek spał jak kamień. Czasem jednak dobrze było, że jednak się wahała przed kolejnymi krokami. Dawna Helena, ta sprzed związku z Adamem, chyba by się tyle nie zastanawiała, lecz poszłaby za tą pierwszą myślą, własnym pragnieniem. Kto wie, może nawet doprowadziłaby skutecznie do tego, by doszło do czegoś więcej niż jedynie pocałunków? Nie nazwałaby samej siebie famme fatale, ale jeśli jakiś chłopak lub mężczyzna jej się podobał, nie miała nigdy oporów przed tym, żeby dać temu upust. Na szczęście teraz była tą nieco mądrzejszą i częściej myślącą nad dalszym posunięciem Heleną. 

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz