Rozdział 45

200 13 14
                                    

Namjoon nie był takim złym tancerzem za jakiego się miał. Była to pierwsza myśl, jaka naszła ją po znalezieniu się na parkiecie i została z nią już na resztę wieczoru. Twierdził, że to kwestia jej umiejętności jako instruktorki albo jej przyzwyczajenia do tego, że miała do czynienia z ludźmi, którym daleko było do prawdziwych tancerzy. Trochę przyznawała mu w tym rację, w końcu już parę lat pracowała w zawodzie, a ludzie, którzy pojawiali się na zajęciach byli różni – niesamowicie pojętni i zdolni, przeciętni albo wyjątkowo oporni w posługiwaniu się swoim ciałem. Nie mogła jednak nie uwzględniać faktu, że sam posiadał przecież jakieś doświadczenie, raczej większe niż mniejsze, bo od pięciu lat był przecież idolem, a wcześniej miał za sobą też okres przygotowań do debiutu, o czym on zdawał się zapominać. Zaskoczyło ją jedynie to, że początkowo wydawał się niesamowicie spięty, co w późniejszym czasie w jej głowie dało się wytłumaczyć tym, że był dziwnie zawstydzony, do czego doszła z kolei po wyrazie jego twarzy, tym, jak lekko pociemniały mu policzki i okolice uszu po tym, jak narzuciła mu, żeby patrzył na nią zamiast na ich buty albo gdzieś w bok. Musiała przyznać, że sama początkowo nieco dziwnie czuła się, kiedy wzajemnie się dotykali w podobny sposób i byli tak blisko. Serce waliło jej tak mocno, że trochę się nawet bała, że wyczuje to podczas trzymania ją za rękę. Od razu przeszła do narzucenia sobie myśli, że nie różniło się to od lekcji, które wciąż prowadziła. Początkowo miała z tym trudności, ale przecież pracowała także z mężczyznami, z którymi musiała coś od czasu poprawić albo zaprezentować. Nie chciała, żeby jej problemy w jakikolwiek sposób utrudniały jej pracę, nauczyła się więc odseparowywać swoje lęki od pracy zawodowej, choć trochę ją to kosztowało. Szczerze mówiąc, przez jakiś czas była z tego bardzo dumna. Trochę jakby wygrała z pewnymi swoimi ułomnościami i przeszła ponad nimi. Namjoona nie potrafiła traktować w pełni jako klienta, jednak szybko odkryła w sobie inny rodzaj spokoju, płynący z jednej krótkiej myśli – Namjoon był bezpieczny. Tak o nim myślała nieustannie. W tym przypadku nie oznaczało to wcale niczego innego od poprzednich razów, kiedy się nad tym zastanawiała. Nie miała w tym na myśli, że nie chciał jej podrywać, ale to, że relacja z nim była jak bezpieczna przystań, w której mogła być całkowicie swobodna.

Tańcząc z nim, czuła się właśnie w ten sposób. Swobodnie. Oprócz bycia nauczycielką, gdzie musiałaby ustanowić między nimi jakąś niewidzialną granicę instruktor-uczeń, była również w relacji z w jakiś sposób bliską jej osobą i po prostu dobrze się bawiła. Wspólne śmianie się z pomyłek, niezręcznych i niezsynchronizowanych do końca ruchów lub źle postawionych kroków, uśmiechy wymieniane w międzyczasie, chłopięcy i nieco zaskoczony wyraz twarzy Namjoona, kiedy zaskoczył sam siebie – a ją niekoniecznie, bo spodziewała się po nim pewnych umiejętności. Wszystko to sprawiało, że czuła się absolutnie swobodnie, poruszając się wraz z nim po parkiecie i cieszyła się chwilą w niemalże każdym aspekcie, choć było to połączone z tym, że była blisko z jakimś mężczyzną. Dotyk Namjoona nie był dla niej krępujący. Wręcz przeciwnie, czuła się przy nim po prostu bezpiecznie i zupełnie naturalnie przy tym. W głowie pozostała jej myśl, że nawet nie wiedział, że był pierwszym mężczyzną oprócz jej ojca i brata, przy którym czuła się w pełni sobą i przy którym mogła się rzeczywiście pobawić podczas tańca, ale nie wiedziała jeszcze, czy była gotowa na powiedzenie mu czegoś podobnego.

Wypili jeszcze po piwie, które zajedli porcją frytek, a potem wreszcie zebrali się z baru, bo i na to musiała przyjść pora. Nie miała ochoty tak szybko kończyć spotkania z Namjoonem. Można by pomyśleć, że spędzając ze sobą cały dzień, mogli się sobą wzajemnie znudzić – ile można było rozmawiać i zwiedzać z jedną osobą. Jednak w ogóle nie czuła znużenia nim. Prawdę mówiąc, choć brzmiało to dla niej nieco patetycznie, miała poczucie, że żyje pierwszy raz od długiego czasu podczas tego dnia. Dlatego kiedy zaproponował, żeby jeszcze przeszli się po parku, który znajdował się obok, nie wiedząc jeszcze, że park ten otaczał wielki stadion LA Memorial Coliseum, co okazało się trochę później, zgodziła się bez wahania. Ucieszyło ją nawet, że najwyraźniej czuł się podobnie do niej w związku z ich spotkaniem. Przezornie przykryła to początkowo tym, że chciała dać Pauli i Jiminowi trochę przestrzeni i nie wracać zbyt szybko. Później jednak, kiedy minęli już stadion, a tabliczka przy parkowej alejce wskazała, że do wyjścia z drugiej strony nie zostało już wiele, pomyślała, że może nie powinna tego tak do końca przed nim ukrywać, lecz nie była do końca pewna, czy powinna wyjawiać mu podobne odczucia.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz