Rozdział 8

181 18 12
                                    

                Kiedy się obudziła, dzień już wstał, co oceniła po szarawej bieli za oknem. Zamrugała. Czuła się kompletnie wyspana. Nie pamiętała, o której dokładnie poszła spać, ale sądziła, że było to w okolicy pierwszej. Oglądała coś na telefonie, serial na Netflixie, i w pewnym momencie telefon wypadł jej z ręki, kiedy przysnęła. Wtedy stwierdziła, że czas odłożyć telefon i oddać się w objęcia Morfeusza. Nie wiedziała jeszcze, która była godzina. W zimę słońce wstawało dla niej tak późno, że mogła być którakolwiek. Zerknęła na telefon. Piątek, pierwszy lutego, pięć minut po ósmej. A ona miała jeszcze trochę czasu aż pójdzie do pracy. Bardzo jej się nie chciało iść, szczególnie po tych kilku dniach, które mogła spędzić tak beztrosko. O dziwo, głównie jej się nie chciało, a mniej się bała. Dziś był w końcu piątek, a Adam pojawiał się w szkole w soboty. Dzisiaj była bezpieczna, o ile ten popapraniec nie pojawi się nigdzie, by ją śledzić i obserwować z ukrycia. Ale dotychczas go nie widziała, czyż nie? Był niezauważalny, co mogło być albo pociechą, gdy jeszcze myślało się o tym, że może rzeczywiście to był przypadek, albo powodem do zmartwienia, bo to że się go nie widziało, nie oznaczało, że go nigdzie nie było.

Czy nie miała jakiegoś snu? Wytężała umysł, ale nic nie zostało w jej głowie. Pamiętała tylko, że jakiś miała i że nie był to miły sen, ale nie przypominała sobie żadnych szczegółów. Przepadł w odmętach jej umysłu, jak znaczna większość ludzkich snów. Wzięła głęboki oddech, poddając się w poszukiwaniu fragmentów tego, co jeszcze przed chwilą wydawało jej się realne, nawet jeśli nie miało najmniejszego sensu.

Obróciła się, żeby schować telefon pod poduszkę. Wpatrzyła się w zasłonę. Czy Paula dzisiaj szła do pracy na rano? Nie przypominała sobie, żeby wcześniej wybudziło ją jej kręcenie się po mieszkaniu, ale czasem się to nie zdarzało. Po chwili przypomniała sobie, że kuzynka szła do pracy na drugą zmianę. Cieszyła się z tego kiedy wracały, bo nie musiała się zrywać wcześnie rano i szybko wracać do rzeczywistości. Tej mniej ciekawej niż spotykanie się z koreańskim gwiazdorem muzyki pop, a nawet niż spędzanie czasu w zaśnieżonych górach.

Pomyślała o tym, że chciałaby się obudzić jeszcze dzisiejszego poranka w tamtym domku, mimo że łóżko było mniej wygodne i nie była znowu tak wielką fanką gór. Obie z Paulą wolały wodę, morze, a przed wszystkim ciepło. Ale dobrze było odpocząć, gdzieś poza mieszkaniem. W domu niby było najlepiej, jednak ona czuła się ostatnio wyjątkowo mało bezpiecznie, a przede wszystkim przeciążona problemami wiążącymi się z Adamem. Potrzebowała przewietrzyć umysł w większym stopniu niż poprzez siedzenie na balkonie. Czuła, że jej się udało. To nie było nic znaczącego, taka wycieczka, która jednocześnie była ucieczką od przerastającej ją rzeczywistości. Ale mogąc pomyśleć z dala od tego wszystkiego, co miała tutaj i z dala od Adama, z poczuciem tego, że nic jej nie groziło za zakrętem, mogła prawdziwie odpocząć. Pomyśleć. Nawet podczas marszu przez śnieg, w trakcie którego zdarzało się jej i Pauli więcej chwil kiedy myślały, niż można się było spodziewać po dwóch dziewczynach. Czasami bywało tak zimno, że nie miały ochoty nawet otwierać ust. Jednak czerpała z tego dziwną przyjemność podczas tego wyjazdu. Z zimna, śniegu, z ciszy. Naprawdę miała wrażenie, jakby jej płuca nabrały powietrza zupełnie inaczej. Jakby oczyścił się jej umysł. Może to była kwestia braku zanieczyszczeń i tego, że samo powietrze było świeższe i przyjemniejsze, a dzięki temu w jakiś sposób rzeczywiście oddychało się inaczej. Może od tego i procesy myślowe zachodziły jakoś inaczej. Wiedziała, że odżywianie na to wpływało, więc istniało jakieś prawdopodobieństwo, że również rodzaj powietrza.

To były tylko cztery dni, a jednak odczuła je inaczej. Bardziej. Żadnych obowiązków, żadnych Adamów, tylko spokój gór, wycieczki, ciepły pokój. Przez cztery dni nie musiała prowadzić swojego zwykłego życia i to było tak bardzo miłe i takie relaksujące, że zatraciła się w tym poczuciu. A jednak myślała. Tylko trochę, ale myślała o Adamie, który czekał gdzieś tam w Warszawie i czaił się jak wilk w lesie. Musiała myśleć, bo jeszcze nie straciła wszystkich zmysłów. Sprawę z Adamem trzeba było jakoś rozwiązać. Sama przecież nie zniknie. Przerażało ją to może, ale taka była prawda. Tylko ona mogła coś na to poradzić. O ile Adam nie uległby jakiemuś wypadkowi, co oczywiście mogło się zdarzyć, ale biorąc pod uwagę powiedzenie, że zło złego nie tykało... Nie powinna tak myśleć o kimkolwiek, ale był człowiekiem, który wyrządził jej zbyt wiele krzywd, żeby miała pełne wyrzuty sumienia w związku z tym. I istniało zbyt małe prawdopodobieństwo tego, że porwą go jacyś uprzejmie nastawieni kosmici albo że uderzy się w głowę i zapomni o niej zupełnie.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz