Rozdział 92

150 16 2
                                    

- Możemy przejść się pod ratusz i dopiero wtedy skręcić w stronę placu - powiedziała. Usłyszała ciche przytaknięcie Namjoona. Obróciła się w jego stronę i uśmiechnęła szeroko. Poprawiła okulary na nosie. - To przedłuży nasz marsz dosłownie o jakieś dwie minuty.

- Wow. Co za szalona różnica - powiedział i posłał jej uśmiech. Zerknęła na niego przelotnie, wciąż z uśmiechem błądzącym na ustach.

- Prawda? Ja to potrafię urozmaicić trasę - stwierdziła i machnęła dłonią, obierając odpowiedni kierunek marszu, by go poprowadzić. Nie kłamała z ilością czasu, wystarczyło skręcić i przejść uliczką, by ujrzeć ratusz. - No ale widzisz przynajmniej, że wcale nie kłamałam, kiedy mówiłam, że Karlowasi ma jeszcze mniej atrakcji niż Pitagorio.

- Taak... - odrzekł już do jej pleców. Chociaż kochała tę wyspę, miała świadomość, że większość atrakcji dało się szybko odwiedzić i potem Samos mogło nużyć, jeśli lubiło się aktywne życie. Z jakiegoś powodu jednak, ją bardziej to przyciągało. Na co dzień żyła szybko i w ciągu ostatnich lat szczególnie w dość sporym stresie, więc to sielankowe życie przyjmowała jak błogosławieństwo. Na Samos życie zwalniało, toczyło się swoim wyjątkowym, leniwym tempem według określonej rutyny, było pozbawione większych wstrząsów i przeżyć. Dawało odetchnąć. To było dla niej ważniejsze niż atrakcje i pozwalało jej naprawdę wypocząć. Dobrze bawiła się podczas zwiedzania świata, kiedy jeszcze miała na to więcej czasu, ale jednak takie beztroskie życie kilka dni w roku miało swoje uroki, które kusiły ją znacznie bardziej niż samo zwiedzanie świata.

Ciekawa była, czy on czuł podobnie.

- Ale wiesz, nie przeszkadza mi to - powiedział. Drgnęła. Czytał jej w myślach, czy po prostu ich umysły krążyły podobnymi ścieżkami? Obróciła się i spojrzała na niego. Cieszyła się, że miała okulary, bo w ten sposób mogła przyglądać mu się bezkarnie z zainteresowaniem. Nie patrzył na nią, tylko przyglądał się mijanym budynkom z malowanymi na biało ścianami, niebieskimi okiennicami i drzwiami oraz czerwonymi dachami. Sekundę później wiedziała czemu, bo uniósł do twarzy zawieszony na szyi i trzymany w dłoni aparat, by zrobić zdjęcie uliczce. - Prawdę mówiąc, jestem tu dosłownie jeden dzień, nawet już pełny, i całkowicie rozumiem, czemu tak uwielbiasz to miejsce.

Spojrzał wreszcie na nią, opuszczając ponownie dłoń. Uniosła lekko brwi.

- Z jakiegoś powodu się tego... - urwała i zastanowiła się nad tym, co chciała powiedzieć. Zacisnęła lekko usta i obróciła się plecami do niego, by ukryć to, co mogło być widoczne na jej twarzy. Lekki, nieśmiały uśmiech i zaróżowione policzki. - Nie. Trochę po prostu na to liczyłam.

Gdyby chodziło o kogoś innego, może martwiłaby się, że nie nadążał za jej myślami i nie odgadnie o co jej chodziło, ale ponieważ rozmawiała właśnie z nim, wiedziała, że nie musiała się martwić podobnymi rzeczami. Namjoon rozumiał ją lepiej, niż ona sama siebie rozumiała. Przynajmniej takie właśnie odnosiła od czasu do czasu wrażenie.

Przyspieszył kroku i zrównał się z nią w linii marszu. Ich ramiona zetknęły się na ułamek sekundy i odczuła to tak, jakby przeszła ją delikatna fala prądu. Skóra Namjoona była ciepła od słońca.

- Że odnajdę w tym miejscu to samo, ze względu na co ty je kochasz? - zapytał. Patrzył na nią, widziała to kątem oka i czuła się w tamtej chwili dziwnie obnażona. To pewnie przez ten dotyk. Dawał jej wrażenie intymności. Której w tamtej chwili nie było i powinna o tym pamiętać. Zachowywać się normalnie, tak jak zakładała, kiedy szykowała się do wyjścia w swojej sypialni w domu dziadków. 

"Normalnie", czyli bez specjalnych emocji związanych z tym, co wydarzyło się w nocy, a w zasadzie tak, jakby nic się nie wydarzyło. "Normalnie", czyli tak jakby byli tylko przyjaciółmi.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz