Rozdział 114

90 13 0
                                    

- Appuntamento? - usłyszała z tyłu. Obróciła się prędko, głównie z powodu zaskoczenia. Na zewnątrz nikogo nie było, a omiotła spojrzeniem tyle podwórza, ile widziała. W oknach na parterze także nikogo nie było. Dopiero kiedy podniosła wzrok, spostrzegła panią Amante, właścicielkę pensjonatu. Wychylała się przez okno, a obok niej na parapecie siedział ciemnoszary maine coon. Z jakiegoś powodu pasowali do siebie niesamowicie na tym obrazku, choć nie wiedziała wcześniej, że kobieta miała kota. Włosy pani Amante, spięte w niechlujny kok na środku głowy, z którego uciekało mnóstwo pasm, odpowiadały puchatości futra jej towarzysza i oboje mieli w swoim wyglądzie coś dzikiego - może tutaj trochę już wymyślała, by jakoś uzasadnić sobie, czemu tak do siebie pasowali.

Wysiliła swój umysł, by przypomnieć sobie znaczenie słowa, którego użyła kobieta. O włoskim miała jakieś tam pojęcie, bo była w tym kraju kilka razy i za każdym razem studiowała sobie jakiś słowniczek. Rozumiała może nie tak wiele, potrafiła powiedzieć jeszcze mniej, ale to słowo z pewnością znała. Wreszcie jego znaczenie pojawiło się w jej myślach. "Randka".

Podkręciła głową, zadzierając głowę, bo w zamyśleniu lekko ją opuściła.

- No, no... Ami.. Amico //Nie, nie... Przyja...Przyjaciel// - powiedziała. Pożałowała, że nie nauczyła się porządnie włoskiego. Myślała o tym kilkukrotnie, ale jeszcze nigdy nie wcieliła tych myśli w życie. Zawsze miała wrażenie, że źle stawiała akcent i że to co mówiła brzmiało nie tak, jak powinno. Może to był dobry czas, żeby wreszcie się tym zająć.

Pani Amante przyłożyła do ust papierosa i zaciągnęła się nim, kiwając głową. Jednocześnie patrzyła na nią w taki sposób, który świadczył o tym, że jej nie do końca wierzyła. Nawet jej kot patrzył na nią w taki sposób. Czyżby jednak jej się wydawało?

- Sei bellisima - powiedziała po paru sekundach przyglądania się jej, a potem uśmiechnęła się przyjemnie, co zmieniło jej oblicze i sprawiło, że utwierdziła się w sumie w tym, że tylko jej się zdawało, że ją jakoś oceniała. - E giovane.

Podstawy języka, które posiadła z rozmówek studiowanych przed każdym lotem do Włoch, pozwoliły jej zrozumieć, że właśnie została nazwana piękną, a potem młodą. Odruchowo uśmiechnęła się i gotowa była od razu podziękować kobiecie za komplementy, nawet jeśli nie do końca wiedziała, czemu nagle padły. Czy chciała w ten sposób jednak dać jej znać, że jej nie wierzyła? A może powiedziała jakąś głupotę? Nie, przyjaciel to zdecydowanie "amico". A czy w sumie była jakaś różnica? Namjoon nie był ani chłopakiem ani przyjacielem. W sumie nie szła na randkę, ale też nie miała pojęcia czy ich najbliższe spotkania w Mediolanie nie zakończą się tym, że jednak dojdą do porozumienia i oboje zdecydują się na związek. I  w zasadzie to mogła po prostu powiedzieć, że planowała wycieczkę, nie musiała się przyznawać, że z kimś zamierzała się spotykać.

- Friend for night okay //Przyjaciel na noc, w porządku// - powiedziała z mocnym akcentem pani Amante, uniósłszy dłoń do znaku "ok" i puściła do niej oczko. Zastygła z ustami rozchylonymi do podziękowania, aż wreszcie je zamknęła. Pokiwała jedynie głową na znak, że zrozumiała. Powinna chyba powiedzieć, że nie trzeba było albo coś takiego, ale w sumie nigdy nie wiadomo. Może jednak jakimś splotem wydarzeń wylądują z Namjoonem w Arese.

- Gatto nome? //Imię kota?//- nie miała pojęcia, czy za pomocą jedynie tych dwóch uzyska odpowiedź na pytanie, które nie umiała w całości wypowiedzieć. Pani Amante znów się uśmiechnęła. Opuściła rękę z papierosem, a drugą sięgnęła do kota. Pogłaskała go po łebku.

- Lucia - odpowiedziała z dumą. Skinęła głową z szerokim uśmiechem i poklepała się po dekolcie.

- Io gatto. //Ja kot// Jolie - powiedziała. Nie dbała o to, czy zdanie było składne, ale miała nadzieję, że było na tyle zrozumiałe, że kobieta pojęła, o co chodziło. Delikatny uśmiech i skinięcie głowy napawało ją poczuciem, że tak. Zaraz pomyślała jednak, że nie czas był na to, żeby rozmawiać. Musiała iść. Zerknęła na zegarek na cienkim złotym pasku na swoim nadgarstku. Był to prezent, który dostała w ramach zwolnienia z zamkniętej szkoły tańca od swojego, byłego już, szefa. Zdecydowanie musiała iść. Postukała w tarczę palcem, spoglądając znów w górę, a potem pomachała do właścicielki. - Ciao!

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz