Rozdział 61

147 14 7
                                    

Podróż na Samos nie minęła jej tak koszmarnie, jak się spodziewała. Zakładała, że tych niemalże sześć godzin podróży będzie znacznie bardziej wyczerpujące. Miały przed sobą oczekiwanie na wejście na pokład samolotu, mającego przetransportować je obie i Pawła do Aten, sam lot, trwający około dwie i pół godziny, kolejną godzinę czekania na przesiadkę do samolotu na Samos i jeszcze jedną godzinę lotu ze stolicy Grecji na wyspę. Później jeszcze czekała ich ponad godzinna jazda samochodem do Karlovasi - pierwszy raz zamiast ciotki Zeny mieli ich odebrać Dorcas i jej narzeczony, Mateo. Pod koniec drugiego lotu myślała, że mimo wszystko podróż naprawdę im się udała dzięki zaparciu matki w tym, żeby się do niej nie odzywać oraz temu, że Paweł usiadł między nimi.

Milczenie matki było niemalże błogosławieństwem, a nerwowość, którą odczuwała przed spotkaniem z nią i na samym początku, ulatywała z niej w coraz większym stopniu z sekundy na sekundę po tym, jak znalazły się na pokładzie samolotu do Aten. Wciąż czuła się nieco wyprowadzona z równowagi, bo jednak pierwszy raz od dłuższego czasu przebywały w swoim towarzystwie, a z matką wiązała naprawdę wiele różnych uczuć, choć w większości tych negatywnych. Już lecąc z Aten na lotnisko w Ireon na Samos, przypomniała sobie rozmowę z babcią odbytą kilka tygodni wcześniej, kiedy dowiedziała się nieco więcej o własnej matce oraz o jej relacjach z rodziną. Wróciła w ten sposób do swoich przemyśleń o tym, że dziadkowie nie wychowywali jej i ciotki Zeny w taki sposób, by dało się w tym wyczuć miłość i zrozumienie, że matka sama szła pod prąd z wymaganiami i oczekiwaniami swoich rodziców oraz że przez kilka lat nawet nie miała kontaktu z nimi po tym, jak postawiła na swoim. Trudno było jej nie pomyśleć przy tym, że w jakiś sposób życie zataczało krąg i w zasadzie ich historie były dość podobne, choć tak odmienne. Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego tak właśnie wychodziło, ale wiedziała, że nieco ją to przerażało. Jeśli było coś, czego nie chciała usłyszeć lub w sobie widzieć, to podobieństwa do własnej matki.

Zerkając na matkę, myślała o tym, czy ona również miała podobne przemyślenia o swoich własnych rodzicach. Z pewnością również nie zgadzała się z ich wizją swojego życia, skoro w zasadzie uciekła z ojcem z Samos. Trudno było o lepszy tego dowód przecież. Jak odbierała tę sytuację, która teraz była między nimi dwiema, skoro kiedyś już było podobnie między nią, a dziadkiem? Wcześniej nie odzywał się do niej przez kilka lat własny ojciec ze względu na jej postępowanie wbrew jego regułom, a teraz ona przez kilka tygodni milczała, buntując się przeciwko temu, jak ją traktowała. Mimo wszystko odczuła nawet odrobinę smutku, że dwa razy w życiu spotkało ją coś podobnego i że ona sama była osobą, która się do tego przyczyniała. Zaraz jednak pomyślała, że przecież ona tak samo miała prawo walczyć o swoje dobro, tak samo, jak matka tych kilkadziesiąt lat wcześniej. Nienawidziła tej myśli, że były w tym wszystkim takie podobne oraz że matka wcale jej w tym nie rozumiała mimo tego podobieństwa. Czy dla matki tak samo nieznośną była myśl o tym, że była w postępowaniu do niej podobna do swoich rodziców, szczególnie dziadka?

Dlaczego taka dla mnie jesteś?

Było to jedno z pytań, które zadawała sobie od lat, a jednak teraz zadała je w całkowicie nowym kontekście. Czy matka zadawała sobie to samo pytanie, zastanawiała się, dlaczego traktowała ją w podobny sposób? Pawła i Zoe potrafiła traktować inaczej. Pomyślała, że może matka również zadawała sobie kiedyś podobne pytanie, patrząc na swoich rodziców i porównując siebie i ciotkę Zenę. Z tego co wiedziała i zauważyła, relacje matki i ciotki nie były ciepłe i często wzajemnie wyrażały się o sobie w niezbyt przyjemny sposób.

Miała wrażenie, że podczas tej podróży, spędzonej spokojnie pod względem tego, że między nią i matką nie doszło do żadnych absolutnie spięć, a także wypełnionej jednak nieustannymi przemyśleniami, znów odnalazła jakiś nowy sposób patrzenia na swoją matkę - co wydawało się komiczne, patrząc na to, jak w tamtej chwili wyglądały ich relacje. Nie zmieniło to jednak podjętej przez nią decyzji. Była pewna, że matka nie zasługiwała na to, by się z nią godzić, dopóki jej nie przeprosiła i nie wyjaśniły sobie pewnych spraw. Jej ciężka, rodzinna przeszłość nie sprawiały, że była wybielona. To nie usprawiedliwiało nikogo w pełni. Ona na przykład nigdy nie wyobrażała sobie, by podchodzić do własnej córki w taki sposób i całe życie udowadniać jej, że niczego nie wiedziała i nie była w niczym dość dobra. Poza tym, nie tylko ona uważała, że to jak traktowała ją matka, było niewłaściwe. Była jeszcze Paula, był ojciec, nawet Namjoon w jakiś sposób ją poparł. Więc to zdecydowanie nie był problem, który dostrzegała jedynie ona. W dodatku zdążyła już sobie zapamiętać, że jej uczucia nie brały się znikąd i były reakcją na to, co ją spotykało. Jeśli więc czuła się źle potraktowana lub zraniona, miała do tego prawo.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz