Rozdział 110

92 11 2
                                    

Popołudnie z matką nie było szczytem jej marzeń ani teraz po pewnym czasie i pewnych zmianach ani kiedykolwiek wcześniej. Wiedziała jednak, że nie mogła unikać matki w nieskończoność, a przynajmniej tego nie chciała. Doszła przecież do wniosku, że to nie tak, że nie chciała jej w ogóle widzieć. Po prostu pragnęła, by układało im się lepiej. A żeby tak było, potrzebowała się z nią spotykać i pracować nad swoją relacją. Chociaż budziło to w niej pewne obawy, związane z tym, jak wszystko między nimi dotychczas wyglądało. To było w zasadzie naturalne, że się trochę bała i przychodziło jej to mimowolnie. W głowie miała ciągłe sprzeczki, kłótnie, przytyki matki, które słyszała całe życie. Wciąż potrafiła przywołać przed oczy wyraz jej twarzy, mówiący jasno, że była "nie taka". Przez kilkanaście przynajmniej lat czuła się jak czarna owca w wizji matki i wysłuchiwała, że każda jej decyzja była nieodpowiednia i bezsensowna według rodzicielki. Oraz czuła, że w jej oczach była po prostu gorsza od pozostałej dwójki rodzeństwa, co nadal ją kłuło i bolało. Szczególnie teraz, kiedy Paweł układał sobie życie z narzeczoną i miał dziecko, a Zoe prowadziła bardzo szczęśliwe życie z Olivią. Odłożywszy jednak na bok te kwestie, miała mnóstwo innych obaw, a także  oporów w spotykaniu się z matką czy nawet w rozmowach telefonicznych. Nigdy nie łączyła ich ciepła relacja, a ona nauczyła się, że nie może powiedzieć jej wszystkiego - a jeśli już to zrobi, zostanie poddana bezlitosnej ocenie, która zdecydowanie będzie negatywna i wyniknie z tego nic więcej jak awantura.

Nie mogła więc powiedzieć, że wizja wizyty matki u niej w mieszkaniu była dla niej wizją przyjemną. Nawet jeśli sama zaproponowała, że spotkają się na obiedzie, kiedy matka spytała, czy miała czas się z nią zobaczyć po tym, jak załatwi już badania, na które tego dnia przyjeżdżała do Warszawy. Wtedy bezpieczna przestrzeń mieszkania wydawała się odpowiedniejsza niż niezręczne siedzenie gdzieś w kawiarni czy restauracji, ale wkrótce odkryła, że wcale tak nie było. Paranoicznie wręcz podeszła do kwestii wysprzątania całego mieszkania, zupełnie tak, jakby szykowała się na jakieś święto, wszędzie doszukując się możliwości krytyki. Matka nie potrzebowała słów, wiele razy dawała jej do zrozumienia samym swoim spojrzeniem, że coś było nie tak, a ona szybko była w stanie pojąć co. Bardziej jednak niż porządkiem martwiła się samym jedzeniem. Kiedy jeszcze mieszkała w domu, nieustannie wysłuchiwała, że coś robiła w kuchni nie tak jak trzeba. Teraz ograniczało się to do świąt, chyba że w ogóle przyjeżdżała na gotowe - wtedy słuchała tylko, że zjawiała się w ostatniej chwili by nie pomagać, co było prawdą; albo kiedy zajmowała się sprzątaniem - by potem wysłuchać, że w tym też robiła coś źle. Sprzątanie było czymś, na czym się bardzo skupiła, lecz czuła, że było tak tylko dlatego, że nad tym miała kontrolę, względną oczywiście. W gotowaniu nie czuła się za dobrze, a już na pewno nie w gotowaniu czegoś, co miała zjeść jej matka. No i jeśli raz doda za dużo soli, to w tym już odwrotu nie było, wszystko będzie zbyt słone - a tak było z niemalże każdym kuchennym błędem.

Tak więc drugi tydzień sierpnia zaczynał się dla niej ogromnym stresem. Z bardzo różnych względów. A pocieszenia nie przynosiło jej to, że później miała przyjechać Paula i nieco ją odciążyć.

Nie mając zamiaru porywać się z motyką na słońce, postanowiła przygotować po prostu pomidorową zupę krem, żeby ograniczyć możliwość porażki. Nie zmieniło to jednak wcale tego, że ogromnie się denerwowała, kiedy usłyszała domofon i czekała na to, aż matka wjedzie windą na górę. Nasłuchiwała w korytarzu momentu, w którym usłyszała rozsuwające się drzwi i wtedy otworzyła wejściowe do mieszkania. Matka, najwyraźniej spodziewająca się, że będzie musiała zapukać, obrzuciła ją zaskoczonym spojrzeniem, a ona zdobyła się na uśmiech. Nie chciała pogarszać sytuacji, okazując swoje obawy. 

- Cześć - powiedziała. Matka zatrzymała się przed wycieraczką i kilka sekund przypatrywała jej się po prostu.

- Cześć - odpowiedziała wreszcie. Cóż, początek był trochę nieręczny. Przesunęła się, żeby wpuścić matkę do środka.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz