Rozdział 9

175 19 13
                                    

                Wzięła głęboki oddech, żeby nieco opanować swoje zdenerwowanie. W filmie w tym momencie główna bohaterka uderzyłaby się otwartą dłonią w policzek i powiedziała do siebie „Dasz radę! Nie wymiękaj!". Oszczędziła sobie tego i po prostu wyszła z salki, by ruszyć korytarzem do lobby, a potem w mgnieniu oka dotrzeć do pokoju socjalnego, stamtąd do szatni, ubrać się i wybiec ze szkoły na następną godzinę. Sobotnia przerwa była koszmarem, na który, póki co, wymyśliła jedynie taki sposób, że zwyczajnie uciekała z budynku w tym czasie, w którym mogłaby niechcący spotkać Adama. Lepiej było dmuchać na zimne i ograniczać możliwość natknięcia się na niego. A jak najlepiej to zrobić, jeśli nie poprzez ucieczkę z miejsca, w którym to zdarzenie było najbardziej prawdopodobne? Może trochę to trącało dramatyzmem, ale przynajmniej przez chwilę czuła się bezpieczniejsza i mogła zaczerpnąć tchu w tym dniu. Kiedy przebywała w szkole, za każdym razem, gdy wychodziła miała poczucie, że mogła na niego wpaść. Nawet w porze, kiedy teoretycznie było to niemożliwe, nie opuszczała jej ta myśl. Nie mówiąc o czujnym rozglądaniu się wokół, kiedy wychodziła z budynku już po pracy i dziwnym niepokoju, który towarzyszył jej, dopóki nie wsiadała w autobus do domu. Ani razu nie zauważyła, żeby Adam ją śledził, ale potrzeba obejrzenia się co jakiś czas przez ramię i przyglądania się uważnie otoczeniu była nieprzezwyciężona. Kiedyś też zdarzało jej się go nie dostrzec albo stracić czujność i dać się podejść w momencie, w którym się tego nie spodziewała.

Rzuciła krótkie pożegnanie Majce i czym prędzej wydostała się ze szkoły. Nie było już tak chłodno, ale i tak ukryła włosy pod czapką, a twarz za szalikiem. Obrzuciła ulicę podejrzliwym spojrzeniem, a potem szybkim krokiem ruszyła chodnikiem. Co jakiś czas spoglądała za siebie, przyglądała się też każdemu, kto przechodził obok i posturą pasował do Adama nawet odrobinę i tylko podczas zerkania na niego kątem oka. Serce biło jej mocno, a nogi dawały o sobie znać po kilku godzinach pracy i narzuconym tempie marszu, ale ignorowała to i szła przed siebie dalej. Fakt, że był dzień, wcale nie dodawał jej otuchy. Zatłoczona ulica również nie. Dobre było jednak to, że oprócz niepokoju, odczuwała również determinację. Chyba najbliżej było temu uczuciu, które ją przepełniało właśnie do niej, więc tak określała w głowie ten płomień. Choć gdyby Adam teraz nagle zastąpił jej drogę, nie byłaby pewnie zdolna do tego, żeby przejść koło niego i prędzej by się odwróciła i uciekła. Tak jak ostatnio. Jak bardzo by nie znosiła tej prawdy o sobie.

Tego dnia jednak również miała szczęście – tak przynajmniej myślała, bo dotarła bez przeszkód do niewielkiego baru pomiędzy blokami. Odetchnęła z ulgą. Pierwszy raz, odkąd opuściła salkę zrobiła to z mniejszym napięciem. Za zamkniętymi drzwiami tego miejsca poczuła się spokojniej. Było może niewielkich rozmiarów i nie mieściło się w nim więcej niż dziesięć stolików różnych rozmiarów, a wystrój również pozostawiał wiele do życzenia ze swoją prostotą, ale byli w nim ludzie, którzy jak jej się wydawało, nie mogli podejść zupełnie obojętnie do ewentualnej kłótni między nią i Adamem, jak w przypadku przechodniów na ulicy.

Zsunęła szalik, zamówiła przy ladzie zestaw obiadowy, a potem z paragonem i podkładką z numerem zamówienia usiadła w kącie, wybrawszy miejsce na kanapie zamiast na krześle. Z reguły tam siadała, jeśli było wolne. Miała dobry widok na okno i wbrew pozorom na drzwi wejściowe również. W pobliżu siedziały dwie głośno trajkoczące kobiety, ale nie przeszkadzały jej bardzo. Oprócz nich w odległości dwóch stolików starszy pan jadł zupę. Reszcie osób nie poświęcała uwagi, po wstępnej ocenie tego, że na pewno nie byli Adamem. Rozebrała się i ułożyła rzeczy obok siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy nie popadała w całkowitą paranoję. Ostatnio nie widziała Adama. Właściwie od czasu ich spotkania. Faktem było, że ukrywała się w pracy i starała się ograniczać szanse na to, żeby doszło do tego ponownie, ale wcześniej wszystko wyglądało inaczej. Chodził za nią jak cień i nie było dnia, żeby nie poczuła się zagrożona, bo w jakiś sposób przypominał jej o sobie nieustannie – czy to właśnie śledzeniem, telefonem, poprzez sms czy w jakiś inny sposób. Zawsze się coś znalazło. Takie milczenie do niego nie pasowało. Ale to że nie pytał o nią w recepcji, nie widziała, by za nią chodził i nie zaczepiał jej w żaden inny sposób, nie znaczyło jeszcze, że wcale tego nie robił. Dalej nie chciało jej się wierzyć w to, żeby pojawił się w jej życiu po raz drugi przez przypadek. Nie dawała wiary takim scenariuszom.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz