Rozdział 10

175 18 7
                                    

Do szkoły dotarła roztrzęsiona i w emocjach, chyba również trochę w szoku. Dopiero rozbierając się z okryć wierzchnich rozpatrzyła sytuację jasno, z czystym umysłem. Uświadomiła sobie, co dokładnie się stało. Adam stanowił dla niej zagrożenie, pojawił się w miejscu, w którym mógł znaleźć się jedynie w wyniku śledzenia jej. A ona zachowała się dość trzeźwo jak na siebie – najszybciej jak mogła po prostu stamtąd odeszła i wróciła do innego, bezpieczniejszego miejsca, w którym mniej jej zagrażał, bo już był spalony i wokół było dość sporo osób, mogących zostać świadkami ewentualnych wydarzeń i kroków przez niego podejmowanych. Postąpiła logicznie. Ochroniła się. Nawet jeśli było to tylko chwilowe, a ucieczka nie stanowiła stuprocentowego ratunku, to jednak zrobiła coś, co ustrzegło ją przed kolejnymi, nieprzyjemnymi wydarzeniami, które mogła przewidzieć. To było zadziwiające i jednocześnie wzbudzało w niej podziw dla samej siebie, że potrafiła zareagować w ten sposób. Może nie do końca z zimną krwią, ale mimo wszystko zapanowawszy nad sobą na tyle, by postąpić właściwie i nie wahać się przy tym. Tak naprawdę miała poczucie, że to ktoś inny nią wtedy kierował, a ona tylko się trzęsła i drżała. Nie pamiętała drogi powrotnej tak dobrze, jak powinna. Skupiona na sobie i na tym, jakie emocje wywołało u niej to spotkanie, na bieganinie swoich myśli, nie zwracała uwagi na otoczenie poza rozglądaniem się, czy nie szedł za nią. Nie wyglądało jednak na to, żeby podążał jej śladem. Lecz przedtem także go nie zauważyła. To było martwiące. Ale czuła, że powinna być zadowolona z siebie, że jednak jej instynkt przetrwania, był w stanie ją wyswobodzić z sytuacji, w którą on ją wrzucił.

O dziwo, nie myślała o tym dużo, podczas prowadzenia dalszych zajęć tego dnia. Trochę jak w transie, skupiała się na tym, co było na bieżąco. Prezentowanie pozycji, kroków, odtwarzanie po kilkanaście razy układów, przekazywanie podstawowej wiedzy i umiejętności, przyglądanie się ludziom, poprawianie ich, instruowanie, upominanie. Tylko czasem w przerwach zastanawiała się, czy tego dnia Adam będzie na nią czekał pod szkołą i wtedy rzeczywiście się denerwowała i obgryzała paznokcie. Powinna może zadzwonić do Pauli, żeby ją odebrała i nawet poważnie to rozważała, a jednak miała w sobie dziwną blokadę, przez którą nie potrafiła napisać do kuzynki i ją o to prosić. W końcu to nie była jej sprawa, choć już zdążyła ją zakłopotać i w nią wciągnąć. Nie chciała jednak obciążać jej za bardzo. Paula miała też własne problemy, o czym przypomniały sobie chyba obie w ostatni weekend, kiedy pokłóciła się z Jiminem.

Na szczęście pojawiło się wybawienie, którego co prawda nie przewidziała i o którym nawet nie pomyślała, ale uratowało ją zarówno przed kłopotaniem Pauli, jak i przed zmierzeniem się z samotnym powrotem do domu. Jej rycerzem na biały koniu okazał się Kuba. Prawdę mówiąc, o jego istnieniu przypomniała sobie dopiero, gdy tego dnia do niej napisał. Ostatnio jej zmartwienia były tak ogromne, że nie poświęcała dużo uwagi zastanawianiu się, czy powinna z nim być, czy jednak lepiej było nie próbować. To wydawało się trochę zaskakujące, bo przecież w głównej mierze problem z ich relacją leżał właśnie w Adamie. Bardziej jednak zaskoczyło ją, że rzeczywiście nie widzieli się dość długo, bo około dwóch tygodni, jeśli dobrze liczyła. Nie przeszkadzało jej to bardzo. Chyba naprawdę był jej wyjątkowo obojętny, o czym pomyślała z dziwnym smutkiem. Był dobrym chłopakiem. Poczciwym. Wymienili kilka wiadomości w trakcie tego czasu, kiedy się nie widzieli, ale nie przywiązywała do tego wielkiej wagi i miała w tamtej chwili lekkie wyrzuty sumienia. Lecz nie takie, żeby nie wykorzystać go w tamtej chwili jako koła ratunkowego, mimo braku uczuć i myśli, że w ten sposób dawała mu złudną nadzieję na coś więcej między nimi. Odpokutuje za to w następnym wcieleniu.

Kończyła późno, ale Kubie to nie przeszkadzało. Tak przynajmniej twierdził w wiadomości. Upewniało ją to w myśli, że był wyjątkowo poczciwą duszą. Po ostatnich zajęciach spokojniej niż ostatnimi czasy w soboty przebrała się w swój strój poza pracowniczy. Mogła nawet powiedzieć, że humor miała dzięki temu, że ktoś miał ją odebrać dużo lepszy. Jednak jak zawsze, kiedy wszystko układało się podobno dobrze, musiał nadejść tego kres. W przypadku tego wieczoru była to myśl, która nagle sprowadziła ją na ziemię i sprawiła, że znów poczuła lęk.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz