Rozdział 102

147 11 10
                                    

W Atenach była kilkukrotnie na paru dłuższych wycieczkach, również takich z nocowaniem w hotelach. Sama się na nie wybierała, kiedy osiągnęła odpowiedni wiek, ale także jako dziecko, jeszcze z rodzicami, je odwiedzała. Wiązało się to z zamysłem matki, by razem z resztą rodzeństwa poznała wszystko co najważniejsze w kraju jej pochodzenia. Jeśli jednak miałaby oceniać swoje wycieczki do kolebki kultury, to właśnie ten dzień miał zająć pierwsze miejsce. Nie chodziło o to, co widziała lub robiła, lecz o obecność kogoś, kto dawał jej szczęście i sprawiał, że czułaby się niesamowicie w każdym miejscu na świecie.

Po zameldowaniu się w hotelu - ku jej lekkiej rozpaczy mieli osobne pokoje, choć rozumiała dlaczego i wiedziała, że tak było z pewnych względów lepiej; oboje od razu wyruszyli na miasto. Ona czuła się rześka od rana, on zdrzemnął się w samolocie, a chyba żadne z nich nie chciało też stracić ostatnich godzin, jakie mogli sobie poświęcić.

Najpierw wybrali się w najbardziej oczywiste miejsce, czyli wzgórze Akropolu ateńskiego, gdzie odświeżyła sobie wspomnienia z dzieciństwa, bo jedyny raz gdy tam była przypadał na lato przed jej jedenastymi urodzinami. Miała wrażenie, że bardzo mało zapamiętała z tamtej wyprawy, bo miejsce wydało jej się ogromne w porównaniu ze wspomnieniami, nie mówiąc już o nazwach, których raczej nie zapamiętała. Zaczęli od imponujących rozmiarów teatru Dionizosa, w którym Namjoonowi aż świeciły się oczy, przez co pomyślała sobie, że on chyba reagował tak na wszystko związane z występami i tylko dlatego aż do opuszczenia jego terenu powstrzymała się od dowcipu związanego z piosenką z ostatniej płyty BTS. Później zwiedzili pozostałości świątyni Asklepiosa - na temat którego wiedziała, że był związany z medycyną i szkolił go centaur Chiron, czym podzieliła się z Namjoonem, chociaż nie była w stanie ustalić skąd te informacje posiadała dokładnie; a także zza ogrodzenia obejrzeli odeon Heroda, by wreszcie dotrzeć do pierwszej, niewielkiej, świątyni Nike. Po jej odwiedzeniu dotarli do propylejów, które było najtłoczniejszym miejscem w całym miejscu, może dlatego, że schody tam były dość śliskie i w tej chwili trudniej się tam przemieszczało. Stamtąd będzie miała zdecydowanie jedyne pochmurne wspomnienia związane z niezbyt przyjemnymi strażnikami, którzy w mało subtelny sposób popędzali wszystkich zgromadzonych, a także z tym, że przez chwilę jej się wydawało, że jakaś para w wieku jej i Namjoona zdawała się trochę za długo przyglądać jej towarzyszowi, co mogło wróżyć, że został rozpoznany. Ateny były jednak większym miastem, bardziej światowym i turystycznym, więc trochę ją to zmartwiło. Widzieli również dwie inne świątynie, z których Namjoonowi bardziej podobał się chyba monumentalny Partenon, w którym jak powiedział "czuło się starożytnego ducha", a dla niej głównie pył i kurz, a jej Erechtejon, przy którym miała szansę zabłysnąć również niewiadomego jej dokładnie pochodzenia historią o sporze Ateny i Posejdona o świątynię, a także zobaczyć, co prawda nieoryginalne, lecz i tak piękne, Kory zdobiące portyk. Po wyjściu z terenu Akropolu, odwiedzili jeszcze pobliskie muzeum, w którym mogła zobaczyć już te prawdziwe rzeźby, co naprawdę ją ukontentowało.

Po odwiedzeniu Akropolu zeszli niżej i przeszli się Plaką, podobno najbardziej urokliwą uliczką w Atenach. O tej porze roku było tam nieco ciasno, bo oczywiście była wąska, jak to w Grecji bywało, ale poza tym warta obejrzenia chociażby dla kwiatów, które ją zdobiły oraz aromatów z kawiarni. Zatrzymali się w jednej na kawę i coś słodkiego. Kiedy siedzieli, znów wróciła do niej odrobina niepokoju, bo w pewnej chwili spostrzegła, że Namjoon był dziwnie spięty, a po chwili obserwacji doszła do wniosku, że było to kwestią tej samej pary, którą wcześniej widziała podczas zwiedzania starożytnych zabytków. Po krótkim odpoczynku, weszli jeszcze do jednego ze sklepików, znajdującego się naprzeciwko kawiarni, żeby Namjoon kupił jakąś pamiątkę dla siebie oraz dla rodziców - przy okazji dowiedziała się, że jego mama zawsze wierciła mu dziury w brzuchu o to, żeby jej coś przywoził z podróży, ale Namjoonowi zdarzało się o tym zapomnieć. Doradziła mu kupienie kamboloi, lokalnej męskiej biżuterii, która podobno chroniła przed skutkami stresu i poprawiała samopoczucie, a także wisiorek z mati, okiem proroka chroniącym przed złem, dla mamy. Namjoon trochę żartował sobie z tego, że polecała mu amulety niczym czarownica, ale nie wypuścił żadnej z wybranych przez nią rzeczy z rąk, do czasu aż za nie nie zapłacił i nie wpakował ich obu w papierowej torebce do najmniejszej kieszeni plecaka. Ona także kupiła wisiorek z mati, dla swojej własnej matki. Pomyślała, że może nie była jeszcze do końca gotowa na zapomnienie wszystkich tych lat i nie za bardzo wiedziała, gdzie zmierzały, ale że z pewnością sprawi matce przyjemność prezentem związanym z jej rodzinnym krajem. Chyba był to pierwszy raz od dawna, kiedy cokolwiek podobnego czuła i sama z siebie kupiła cokolwiek matce tak bez okazji.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz