Rozdział 87

135 18 4
                                    

Z zamkniętymi oczami odszukała pod poduszką telefon, który atakował jej bębenki budzikiem. Wyjątkowo drażniącym w tym momencie. Potem leżała chwilę z urządzeniem w zaciśniętej dłoni, aż wreszcie sapnęła i otworzyła oczy. Pierwszym co zobaczyła, było błękitne niebo muśnięte słonecznymi promieniami oraz dwie delikatne firanki po obu jego stronach, poruszające się delikatnie pod wpływem morskiej bryzy. Przekręciła się na bok, układając dłonie pod policzkiem i wypatrzyła się w ten widok. Czuła spokój tak wielki, jak rzadko kiedy jej się zdarzało. Nawet jeśli budziła się w dobrym humorze, to nieczęsto bywała w takim stopniu przepełniona równowagą wewnętrzną. Na Samos wszystko do siebie pasowało. Bardziej niż dobrze. A może to ona tak bardzo pasowała do Samos?

Zanim to rozgryzła, do jej nozdrzy dotarł, nagle ku jej zdziwieniu, zapach świeżych  loukomades*. Zaciągnęła się nim. W domu dziadków tylko one mogły tak pięknie pachnieć rano. Babka Thelma często robiła je na śniadanie, kiedy przyjeżdżała w odwiedziny. I jak twierdził dziadek, zawsze przy tym patrząc z wyrzutem na babkę, tylko wtedy. Czuła też coś mlecznego, zapewne rizogalo**, bo babka zawsze dbała o to, żeby jadła też coś pożywnego oprócz słodyczy.

Wywabiona przez zapachy, wyskoczyła spod ciepłej kołdry i porzuciła wygodne łóżko. Zapachy były znacznie bliżej, niż gdyby wydobywały się z kuchni, a że znała przyzwyczajenia babki, skierowała się od razu na balkon. Był tam niewielki stolik kawowy, który został skazany na banicję chyba dlatego, że nie pasował kompletnie do dość staromodnie urządzonych wnętrz w domu dziadków, tak samo jak dwa krzesła do niego. Zanim jednak skupiła swoją uwagę stoliku i jego zawartości, pozwoliła sobie by wyspa rozpieściła ją w jej niemalże ulubiony sposób - owiała morską bryzą, pieszcząc skórę oraz pocieszyła jej wzrok widokiem przyjemnie szumiącej wody. Kolejną chwilę poświęciła na wpatrywanie się w ten widok i chłonięcie go całą sobą. Dopiero po jakiejś minucie spojrzała w ogóle w kierunku stolika i aż zaburczało jej w brzuchu na widok przygotowanego śniadania. Przysiadła na krzesełku, odkładając na bok telefon, który w zasadzie nieświadomie i z przyzwyczajenia zabrała ze sobą z łóżka. Nie mogła się powstrzymać i najpierw sięgnęła po jeden z obsypanych sezamem pączuszków. Wcisnęła go sobie do ust łapczywie i kolejne sekundy delektowała się słodyczą. Sama piekła całkiem nieźle, może nawet nieco lepiej, ale nic nie równało się wypiekom babki Thelmy. W ogóle do kuchni. Zawsze zakładała, że to babcina magia sprawiała, że każda babcia niezależnie od pochodzenia potrafiła wyczarować coś niezwykłego w kuchni.

Pochłonęła porcję ryżu na mleku, zagryzając ją co rusz pączuszkami, popijając oba nieco mdłą kawą i wpatrując się w morze i okolicę. Wysłała wiadomość do Namjoona, że będzie czekała na lotnisku tak jak się umówili, choć on nie wysłał jej jeszcze żadnej wiadomości tego dnia. Pewnie zakładał, że spała. Napominała się ciągle, by jeść nieco szybciej. Wszystko dookoła wydawało jej się snem, w związku z czym zatraciło się gdzieś jej poczucie czasu, ale myśl, że to nie tak i że nie miała dla siebie całego ranka, ale powinna się zastosować do mniej więcej ustalonego grafiku, wciąż była obecna gdzieś w z tyłu jej głowy. Kiedy skończyła jeść i otrzepała dłonie, podniosła się wreszcie. Wróciła do pokoju, tuż za progiem ściągając z siebie koszulkę na ramiączkach. Zajrzała do szafy, w której poprzedniego dnia poukładała swoje rzeczy w ramach zajmowania sobie zajęcia, by nie siedzieć i nie myśleć głównie o przylocie Namjoona. Strój wybrała już poprzedniego dnia, więc nie poświęciła na jego poszukiwaniu długich minut, a jedynie tyle czasu, ile potrzebowała na wyciągnięcie złożonych na osobnej półce czarnego stanika oraz czarnej sukienki w białe groszki i włożenie ich na siebie. Sukienka miała spory dekolt, ale za to ją właśnie lubiła. Była obcisła na górze i rozszerzała się poniżej pasa, a jej materiał był dość cienki, żeby mimo przylegania do ciała nie czuła się jak spocona mysz. Po przebraniu się, poszła do łazienki. Przemyła twarz, wtarła w nią krem ochronny i podkreśliła rzęsy tuszem. Włosy rozpuściła i rozczesała. Namjoon zwykle widywał ją w spiętych w kok albo kucyka i może nie miało to specjalnego znaczenia, ale chciała nadać go odrobinę temu spotkaniu poprzez tę drobną zmianę. Bądź co bądź włosy uważała za swój atut. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Wróciła na balkon i zebrała naczynia po śniadaniu, zamierzając znieść je wreszcie na dół. Przy okazji zerknęła na telefon i pospiesznie odebrała wiadomość od Namjoona, która pojawiła się w międzyczasie.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz