Rozdział 106

98 13 1
                                    

- Paidi, masz ochotę na coś słodkiego? - babka zajrzała do pokoju. Być może pukała wcześniej, ale po rwz kolejny odpłynęła myślami tak daleko, że mogła tego zwyczajnie nie usłyszeć. Ostatnie dwa dni często jej się to zdarzało i w zasadzie czuła się tak, jakby jej głowa nieustannie spowita była mgłą. Żyła w świecie myśli, ten rzeczywisty zaszczycając jedynie swoją cielesną egzystencją.

Czy jednak wiele traciła? Jedzenie nie miało smaku. Rozmowy i telewizja były nieciekawe. Dźwięki niemal do niej nie docierały. Zapachy były ledwie odczuwalne. Słońce nie grzało tak jak dawniej. Samos straciło swój urok. Życie przestało ją cieszyć i mieć sens w obliczu smutku i pustki, którą w niej wydrążył i która jedynie zdawała się pogłębiać. Wszystko było małe, marne. Nie miała powodu się cieszyć. Nie kiedy w jej życiu miało nie być jego.

Nigdy nie sądziła, że doświadczy podobnego uczucia. Nie pojmowała, jak kobiety w filmach i książkach potrafiły kompletnie zatracić się w smutku tylko dlatego, że rozstały się z partnerem. Ale teraz rozumiała, że po prostu nigdy nie doświadczyła takiej miłości, po której nosiłaby w sercu prawdziwą żałobę. Kiedy rozstawała się z chłopakami albo oni z nią, odczuwała smutek bądź złość, ale nigdy jeszcze nie czuła się tak, jakby jakaś jej część umarła. Adama nie liczyła, bo z nim sytuacja była inna, a poczucie tego, że uśmiercił w niej jakaś jej część, wynikało nie z rozpaczy, ale z lęku i skrzywdzenia. Namjoon również był wyjątkowy. Pod wieloma względami. Również pod tym, że po krótkim związku z nim doświadczała takiej żałoby, jakiej nigdy w życiu nie było dane jej poznać. To jak ją potraktował oraz sam fakt rozstania było dla niej po prostu zbyt ciężkie do udźwignięcia i przytłoczyło jakąś jej część na tyle mocno, że była stracona i ziała po jej obecności dziura niebycia. Coś było niepełne, czegoś brakowało. W bolesny sposób.

Bardzo chciała babce odmówić. Pragnęła zostać zostawiona w spokoju. Pławić się w swoim smutku tak długo, aż utonie. Ale odmowa ugrzęzła jej w gardle i nijak nie mogła jej z siebie wyrzucić. Nie miała sił odmówić.

- Jeśli ty masz ochotę - odpowiedziała wymijająco. Nie było to zgodą, ale nie było też odmową. Zdanie wytrych na opór jej krtani. Starała się nawet uśmiechnąć. Wbrew sobie. Wiedziała, że pewnie i tak nie ukryje tego, że coś było nie w porządku. Wróciła cichsza, ponura, niewiele wychodziła z pokoju. Babka na pewno dostrzegła zmianę w niej.

- Ja nie muszę walczyć ze smutkiem. Ale mogę pomóc ci z twoim - odpowiedziała staruszka, prychnąwszy, a potem weszła do pokoju z trzymaną w jednej dłoni miską wypełnioną loukomades oraz ze szklaną butelką i dwoma niewielkimi szklaneczkami w drugiej. W butelce był ciemnoczerwony trunek, z pewnością procentowy i domowej roboty, jak znała dziadków. - Nic nie pomaga dziewczynom na serce i chłopców tak dobrze, jak łakocie i odrobina alkoholu.

Zadowoliłaby się chłopcem, który nie łamał serca.

- Zaufam z racji twojego wieku - powiedziała. Alkohol nie brzmiał tak źle. Choć obawiała się trochę, że równie dobrze mógł ją zmusić do wygarnięcia Namjoonowi. Jeśli jednak wypije z głową i będzie potrafiła utrzymać się w ryzach, nie będzie musiała się martwić swoją impulsywnością. Do której teraz było jej w dodatku daleko.

Babka Thelma zachichotała i podeszła do łóżka. Usiadła na nim, zdziwiona, że nie zrobiła tego wcześniej, a babka zajęła brzeg łóżka i ustawiła miskę z pączkami na kołdrze, dokładnie pomiędzy nimi. Wręczyła jej też jedną ze szklaneczek.

- Musisz go naprawdę kochać, paidi. Żeby tak cierpieć po czyimś wyjeździe, trzeba naprawdę mocno kochać - powiedziała, odkręcając korek butelki. Zacisnęła usta i po prostu wyciągnęła dłoń ze szklanką w jej kierunku, czekając, aż ta jej poleje.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz