Rozdział 105

135 13 5
                                    

Jak obiecywał, tak spełnił. Wycałował ją całą od stóp do głów. Nie było miejsca na jej ciele, którego nie dotknąłby tej nocy ustami i językiem. I którego by nie wymasowały jego dłonie. Nikt nigdy nie poświęcił tak wiele czasu na pieszczenie ją w ten sposób, lecz jej ciało to pokochało. Może tylko dlatego, że były to jego usta i jego palce, ale nigdy nie była tak zrelaksowana po żadnej innej łóżkowej sesji z żadnym z poprzednich chłopaków i mężczyzn. Namjoon był dla niej czuły. Dla niej i dla jej ciała. Traktował je z szacunkiem, poświęcał mu czas i dbał o przyjemność. Przy nim potrafiła zwolnić bez poczucia zniecierpliwienia i poddać się spokojnym prądom strumienia, którym był on. Potrafiła oddać mu stery bez lęku i dać się prowadzić tym powolnym tempem, jakie oferował. Dlatego wierzyła, że Namjoon był spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Był dobry, cierpliwy i wrażliwy na nią i jej potrzeby. Był osobą, która budziła jej bezgraniczne zaufanie i sprawiała, że czuła się bezpieczna. Był jej bezpieczną przystanią.

Był też mężczyzną, do którego lgnęła umysłem, duszą i ciałem. Teraz, kiedy miała go jeszcze przy sobie, zaspokajała potrzeby ciała. Więc kiedy już skończył ją pieścić, znów się kochali. Namiętnie. Dając sobie czas, ale nie marnując go też - o to drugie bardzo się starała. Oboje jednocześnie byli jak ćmy i jak swoje źródła światła, do których zmierzali instynktownie i naturalnie. Różniło ich jednak to, że oboje ich czekała znacznie lepsza przyszłość niż drobne owady. Przyszłość pełna szczęścia i spełnienia, które mogli sobie wzajemnie ofiarować. Tak przynajmniej myślała w tamtym momencie, kiedy się z nim kochała.

Było późno i czuła, że może powinni już pójść spać, jeśli chcieli choć trochę wypocząć. Mimo to nie mogła pozwolić sobie na to, by faktycznie zasnąć. Nie chciała. Każda sekunda z Namjoonem była w tamtym momencie na wagę złota i była znacznie ważniejsza niż odrobina snu. Mogła wyspać się po tym, jak znajdzie się na Samos. Po prawdzie, to nawet czuła, że po rozstaniu z nim będzie miała ochotę jedynie na sen.

Namjoon był milczący. Ona też nie była skora do rozmów z powodu zmęczenia, ale zauważyła, że jego milczenie odznaczało się czymś innym niż wyczerpanie. Był zadumany, ale wyczuwała w nim coś ponurego. Sposób w jaki wpatrywał się w sufit, coś sztywnego w wyrazie jego twarzy, ciężar z jakim opadały mu kąciki ust... Pomyślała, że jego również dopadł smutek związany z tym, że rano lecieli w dwie różne strony świata i mieli być z dala od siebie. To wydawało się nierzeczywiste, że nagle mieli być znów rozdzieleni kilometrami i żyć w dwóch różnych krajach położonych na dwóch różnych kontynentach. Nierzeczywiste i jednocześnie bardzo bolesne. Nie mogła sobie tego wyobrazić, a z drugiej strony myśl o tym rozdzierała ją na dwoje i tworzyła ranę. Czy on czuł się tak samo? Czy miał poczucie, że świat się skończy, gdy się rozstaną na lotnisku? Czy czuł, że to było niemożliwe, by znów być tak daleko od siebie? Czy jego ponurość właśnie z tego wynikała?

- Jak leżysz taki przybity, to mnie też jest dwa razy smutniej, wiesz? - zapytała. Jej słowa były zniekształcone, bo opierała się policzkiem o jego klatkę piersiową. Uniosła głowę i oparła się brodą na ręce, którą sobie podłożyła. Palcami pogładziła jego pierś. Spojrzał na nią tak, jakby wcześniej zapomniał o jej obecności, chociaż przecież przytulali się do siebie. Jego wzrok przez chwilę był zamglony, jakby z trudem wracał do siebie.

- Przybity... - mruknął cicho. Odebrała to jako pytanie, bo jego zachrypnięty od milczenia głos był niepewny.

- Taki się wydajesz - odpowiedziała, choć przecież była pewna, że właśnie tak było. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy nie odpowiadał. - Myślisz o tym, że zostało nam niewiele czasu?

Spodziewała się, że może wywoła u niego smutek albo zmieszanie, ale nie to było najwyraźniejszym, co ukazało się w jego spojrzeniu i nie to sprawiło, że jego twarz nagle się wykrzywiła. Starał się ukryć to drugie, widziała po nim, że silił się na to, by jego twarz pozostała spokojna. Nawet jeśli jednak potrafił zmyć to z wyrazu twarzy, jego oczy wszystko zdradzały i jak na dłoni widziała w nich ból, którego się nie spodziewała. Wyglądał jak zraniony czymś człowiek. Nie wiedziała, czy to ona go zraniła swoim pytaniem, czy może sama myśl o rozstaniu wypowiedziana na głos, ale zdecydowanie zabolało go to, co powiedziała.

Be my safe place // Kim Namjoon [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz