120

542 47 24
                                    

Mimo pozornego spokoju, nie czułem go. Nie czułem się dobrze. Buzujące we mnie emocje były nie do zniesienia. Nie widziałem czemu. Nie miałem zielonego pojęcia dlaczego. Choć wewnętrznie miałem to dziwne przeczucie, tą pewność, że to tylko moja nieświadoma próba zatuszowania tego. I chyba właśnie od tego chciałem teraz nieudolnie uciekać. A wiedziałem, że było to bezcelowe. Od tego nie dawało się uciec. Uciec od tak skondensowanych uczuć jest bardzo trudne. Dla mnie czasem niemożliwe. A dawne sztuczki już nie pomagały.

Emocje z rana nie opadały. Wciąż byłe żywe. Tak samo żywe jak koszmar. Jak słowa, które zostały do mnie wypowiedziane. Wyraz ICH twarzy. Przerażenie, które gdzieś wciąż się we mnie czaiło. Strach, z którym już nie wiedziałem co mam zrobić. Było go na tyle dużo, krył się w tylu miejscach, że nie miałem jak sobie z nim radzić.

Nie wiedziałem kiedy w dłonie złapałem komórkę. Prawdopodobnie nawet tego nie poczułem. Uświadomił mi to dopiero dźwięk wykonywanego połączenia. Wywołało to we mnie dziwnego rodzaju lęk. Zrobiłem to tak nieświadomie, że nie wiedziałem nawet do kogo dzwoniłem. Nie byłem w stanie sobie przypomnieć czyj numer wybrałem. Czekając jednak na połączenie, nie mógł upuścić mnie cichy strach przed nawet nie wiem czym.

Próba nawiązania rozmowy zakończyła się fiaskiem. Nie chciałem spoglądać na wyświetlacz telefonu. Mocniej zacisnąłem palce na urządzeniu i z ciężkim do wzięcia wdechem opuściłem rękę. Zaczynało się irracjonalne łomotanie serca. Nawet nie wiedziałem dlaczego. Albo i w tym wypadku nie chciałem sobie tego uświadomić. Tak jakbym nie chciał tego do siebie dopuścić. Nie miałem nawet pewności czy spowodowane to było brakiem odzewu po drugiej stronie słuchawki. Trwał we mnie również strasznie silny opór, by sprawdzić do kogo próbowałem się dodzwonić. I nie widziałem w tym większego sensu. Jest przecież milion powodów, przez które mój możliwy rozmówca mógł nie odebrać.

Zaciśnięte na telefonie palce zaczynały boleć. Nie potrafiłem ich teraz rozluźnić. Mój pluszak również był do mnie mocno przyciskany. Ślepo spoglądałem przed siebie. Chyba próbowałem niczego nie dopuścić do moich myśli. Raczej nie chciałem niczego do siebie teraz dopuszczać.

Wzdrygnąłem się, gdy to mój telefon się odezwał. Jego dźwięk oraz wibracje mnie wystraszyły. Spojrzałem na wyświetlacz, który oznajmiał mi kto dzwoni. „Pomidorek". Serce zabiło mi mocniej w piersi. Jakby dając mi jakąś ulgę. Sztywnymi palcami odebrałem połączenie i z poczuciem dziwnej automatyzacji przyłożyłem telefon do ucha.

– Halo? – odezwałem się cicho.

– Dzwoniłeś, prawda, kotku?

– Dzwoniłem? – spytałem skołowany, po usłyszeniu jego głosu.

– A nie? – Brzmiał na lekko zmieszanego. – Naruto, wszystko w porządku?

Dosłownie zatkało mnie na to pytanie. Ciężko przełknąłem ślinę w ustach. Nie mając zielonego pojęcia co powiedzieć, ledwo wydobyłem z siebie tylko jedno pytanie.

– Mogę do ciebie przyjść?

– Oczywiście, że możesz. Tylko że teraz jestem w pracy. Kończę o dwudziestej.

– Poczekam na ciebie – wręcz wyplułem to z siebie.

– Naruto. – Zabrzmiał naprawdę poważnie. Na tyle, że aż spięły mi się wszystkie mięśnie w ciele. – Powiedz co się dzieje. Jestem pewien, że jesteś w stu procentach oderwany od rzeczywistości.

– Dlaczego?

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest dopiero pierwsza popołudniu?

– Och... – tylko tyle dałem radę z siebie wydobyć.

Ponad problemWhere stories live. Discover now