10

2.4K 143 61
                                    

Szybkim krokiem ruszyłem do domu. Gdy doszedłem do mieszkania, byłem spokojniejszy i głodny. W kuchni zastałem Jirayę. Przywitałem go i zabrałem się za śniadanie. Jak tylko usiadłem przy stole białowłosy spytał.

- Jak tam noc?

- Gorzej. Ten koszmar był gorszy. Zanim się uspokoiłem minęło ponad półgodziny. - streściłem.

- Źle, nawet bardzo. Ale te leki pomogły?

- Ta, tylko długo usiałem czekać na odpowiedni efekt.

- Najważniejsze, że przeszło.

- Wiem, ale tym razem ten koszmar był potworny. TO zdzierało sobie twarz.

- Matko. - jedynie tyle dał radę powiedzieć.

- No wiem.

- A no właśnie. Wczoraj był tu Kiba z Shikamaru. - oznajmił.

- Po co?

- Nie wiem, mówili, że chcą coś pożyczyć.

- A co wzięli?

- Nie wiem, nie widziałem. A no właśnie, u kogo nocowałeś? U któregoś z nich czy jak tam mu było, Sasuke?

- Ta, u niego. - burknąłem.

- A co ty taki niezadowolony?

- Bo sobie wyobraź, że to ten sam drań, z którym biłem się pierwszego dnia. - odparłem.

- Żartujesz? I on się niby na to zgodził, a może jego rodzice na to przystali? - zdziwił się.

- On się zgodził. - bąknąłem.

- Nie przepadasz za nim, zgadza się?

- Ta, nie przepadam. Wkurza mnie tylko. - ziewnąłem.

- Ty się nie wyspałeś?

- Nie. Przez burzę nie mogłem zasnąć prawie do północy i jeszcze przez ten horror źle spałem.

- To zjedz i idź się połóż. - postanowił.

- Wiem, wiem. Dzięki, Jiraya. Jest mi lepiej.

- Ok. Ja wychodzę. Z kumplami z pracy się umówiłem na spotkanie.

- Spoko, tylko jeśli zejdzie wam do wieczora, to się nie schlej. Masz jutro pracę.

- Czasem się zastanawiam kto tu o kogo dba. - zaśmiał się.

- Ty o mnie, a ja o ciebie. Muszę ci jakoś przecież podziękować za to, co dla mnie robisz. A ty masz ze mną o wiele gorzej.

- Oj, Naruto. - westchnął.

- No co? - spytałem.

- Nic. Skończ śniadanie i się połóż.

- Dobra. Miłej zabawy.

- Dzięki. Do zobaczenia. - pożegnał się i wyszedł.

Westchnąłem i wolno skończyłem śniadanie. Po posiłku przebrałem się, położyłem i zdrzemnąłem. Po niejakich dwóch godzinach wstałem bardziej wypoczęty. Trochę się pouczyłem i wróciłem do szkicownika. Nim zdążyłem pomyśleć, co narysować, moja ręka już zaznaczała pierwsze szkice. Opróżniłem głowę ze wszystkich myśli i pozwoliłem działać mojej dłoni z ołówkiem. Po godzinie miałem już dokładny zarys dzisiejszego koszmaru. I tak cały dzień. Szkicownik, muzyka, jedzenie i lekcje.

Jiraya wrócił przed szóstą. Trochę ze mną pogadał i się położył. Zjadłem kolację, wziąłem prysznic i poszedłem spać. Jak się cieszę, że mogę spać we własnym łóżku i nie bać się, że ktoś na mnie zaraz napadnie. Zadowolony wtuliłem się w poduszkę i odpłynąłem.

Ponad problemWhere stories live. Discover now