38

1.7K 76 220
                                    

Podreptałem do kuchni na śniadanie, które, dzięki białowłosemu, na mnie czekało. Po posiłku od razu pojechaliśmy do lekarza. Dość szybko nam zeszło. Okazało się, że jest dość mocno obita, ale na szczęście ani złamana, ani skręcona. Dostałem na nią jakąś maść i informację, że przez pewien czas będę kuśtykał. Wróciliśmy do domu. Jiraya powiedział, żebym sobie odpoczął i bez potrzeby nie łaził po domu. Jeszcze poinformował mnie, że o jedenastej jedzie do roboty.

Położyłem się u siebie, ale zanim to zrobiłem złapałem wczorajszy szkic i mu się przyjrzałem. Miejsce zdarzenia? – kąt. Otoczenie? – pustka. Nastrój? – ciemność i szarość. Oznaki żywej duszy? – jest. – Ile? – Jedna, a przed nią trzy postaci, które nie wiadomo czy zaliczają się do kogoś żywego. Co to za postaci? – Każdy rodzaj koszmaru. Co robią? – stoją przed żywym, zanikające w przestrzeni.

Opis pierwszej postaci? – czarna i niezbyt widoczna, jednakże widać część białej twarzy, krwawi. Miejsce jej położenia? – Z lewej. Opis drugiej? – czarna i najmniej widoczna. Widać jedynie lekkie, ukryte zarysy czarno-czerwonej czaszki z białymi, nikłymi plamami. Miejsce położenia? – Z prawej. Trzecia? – czarna, nie widoczna, stoi tyłem. Położenie? – pomiędzy tamtymi dwoma.

Żywa dusza, płeć? – Chłopak. Kto to jest? – JA. Co robię? – siedzę z podciągniętymi nogami, skulony. Gdzie? – W samym kącie. Stan? – roztrzęsiony, boi się, trzęsie. Tłumaczenie? - ... To pełne zobrazowanie moich lęków.

Każda maszkara. Szkice pokazują, że odkąd się pojawiły zostałem zagnany w ślepy zaułek. Nie dam rady się temu wyrwać. Jest za późno na odwrót, dlatego siedzę w tym kącie bez wyjścia. Pokochałem życie, ale pragnienie śmierci jest czasem równie mocne, jak nie silniejsze. To właśnie ten ślepy zaułek bez wyjścia.

Wybiorę życie, muszę się liczyć z przeszkodami. Jakimi przeszkodami? Tymi najgorszymi. ONE też wtedy ze mną będą. Będę cierpiał i się bał. Pamięć i przeszłość, którą wykorzystują przeciwko mnie. Sporo czasu na pewno spędzę w szpitalach. Ha... Już spędziłem... W tym psychiatrycznym również... Jeśli jednak wybiorę śmierć będą inne przeciwności. Sam ból odchodzenia. Zostawienie tego, co pokochałem.

Czy to nie jest okropne? Nie ma wyjścia. A ja chcę i żyć, i umrzeć. Żyję w ciągłym strachu i lęku. Boję się tam wrócić. Do tych białych, zwieńczonych krwią, moją krwią, i obdrapanych ścian z przeszłością. Boję się tego, co tam ze mną będą robić. Że znów nie będę nic czuć prócz tego bólu Tego ile mogę tam siedzieć. Że będę tak przerażony, że będę stanowił zagrożenie. Nie chcę czuć w swoich żyłach tej obcej mi cieczy. Być napychany tym gównem. Przywiązywany do łóżka, unieruchomiony. Zamknięty sam w białym pomieszczeniu. Spędzać tam godziny. Boję się tego.

Westchnąłem ciężko i odłożyłem blok. Posiedzieć? Poleżeć? Porysować? Co mam robić? Nic mi się nie chcę. Nawet spać. Złapałem swoją kostkę i się jej przyjrzałem. Opuchnięta i lekko sinawa. Świetnie. A więc leżałem teraz na łóżku, nie mając pojęcia co robić. Nawet nie zauważyłem, a zasnąłem. 

Obudziłem się spokojnie i zerknąłem na swój szkicownik. No właśnie. Muszę powrzucać zdjęcia szkiców do laptopa. I nie tylko to. Muszę je zabezpieczyć, by się nie zniszczyły. Jiraya pokazał mi na to świetny pomysł. Taki, że nawet moje prace, które mam od dziesięciu lat, wyglądają praktycznie, jak nie naruszone. Sięgnął pod łóżko i wyciągnąłem stamtąd sprej do włosów. Najlepszy sposób, jaki znam. Więc po kolei lakierowałem te szkice, które trzeba, fotografowałem je i wrzucałem na komputer. Trochę z tym roboty jest.

Ostatnio to zaniedbałem, ale przecież tyle się dzieje w moim życiu. Przynajmniej w końcu się za to zabiorę. Po kolejnych paru godzinach skończyłem. Była już dziewiętnasta. Nic mi się już nie chciało. Poszedłem pod prysznic i położyłem się spać. Jakoś tak dzisiaj szybko zasnąłem. Znów ciemność. I szepty. Nic więcej. To wszystko, co widziałem i słyszałem. To wszystko, co pamiętam. Obudzony z krzykiem wywołanym bólem nieznanego mi pochodzenia. Co to?

Ponad problemWhere stories live. Discover now