14

2.1K 135 143
                                    

Po chwili podszedł do mnie Nara i przyjrzał się zakochanej parze.

- Twoja działka? – zapytał wprost.

- Mniej więcej.

- Nieźle. – skomentował.

- Lepiej pójdź zająć się Temari. – odparłem z wrednym uśmiechem.

- Że co? – spytał zaskoczony.

- To, co słyszałeś, albo ja się w to wmieszam, a jak się wmieszam to sam jej powiem co od ciebie o niej słyszałem.

- Nie wtrącaj się lepiej.

- Nie odważysz się dziś, to ja się odważę. – poinformowałem go zadowolony.

- Ty jesteś niemożliwy. – jęknął.

- Kiba to samo mi powiedział.

- Nie dziwię się mu. – oznajmił.

- OK. Shika, liczę do pięciu. Jeśli w ciągu tego czasu nie ruszysz dupy do Temari, ja to zrobię. Rozumiesz?

- Żartujesz. – prychnął.

- Na pewno? – zapytałem i wyciągnął przed siebie dłoń. – Pięć.

- Nie rozśmieszaj mnie.

- Cztery. – odliczałem zaciętym głosem.

- Nie wygłupiaj się.

- Trzy.

- Daj spokój.

- Dwa. Ostatnia szansa, Nara.

- Bo uwierzę.

- Jak chcesz. Jeden. TEMARI! – zawołałem na cały głos.

Nagle szatyn mnie pociągnął i zatkał mi usta ręką, po czym wyrzucił mi spanikowany.

- Co ty do cholery robisz?

- Ostrzegałem. – oznajmiłem zadowolony.

- Wołałeś mnie, Naru? – zapytała dziewczyna z naszego tematu.

Shika mnie puścił i się do niej uśmiechnął. Ona odwzajemniła uśmiech i się zarumieniła.

- Tak. Chodzi o to, że Shika chce z tobą zatańczyć, tylko trochę się wstydził ciebie poprosić, ale ty przecież z chęcią z nim zatańczysz, co nie? – podjąłem się zadania.

- Oczywiście. – oznajmiła i poprawiła włosy.

- Widzisz, mówiłem, że się zgodzi. Bo wiesz, Tema. On cię lubi, ale tak lubi, lubi. – poinformowałem ją.

- Na serio? – spytała zdziwiona szatyna.

- Tak. – odparł.

- Ja też cię bardzo lubię. To jak, idziemy tańczyć? – zapytała.

- Idziemy. – poparł ją zadowolony.

Zniknęli mi z oczu, a ja ruszyłem do kuchni po wodę. Oparłem się o zlew z uśmiechem. Moi przyjaciele są zadowoleni, a ja mogłem im pomóc. Z tego, co dla nich zrobiłem jestem zadowolony. Udało mi się. Napiłem się chłodnej wody i mnie otrzeźwiło. Po zabawie w butelkę gdzieś zapodziała się moja koszulka i teraz chodziłem bez niej. Tak, mogłem poprosić Kibę o jakąś koszulkę, ale u niego w domu jest ciepło, nie ma po co zakładać.

Przymknąłem na dłużej oczy i westchnąłem. Gdy je otworzyłem, lekko odskoczyłem do tyłu przerażony. Przede mną stał mój koszmar i zaczął krzyczeć w moją stronę. JEGO krzyk mógł zamrozić krew w żyłach. Szybko wyciągnąłem ze spodni buteleczkę z lekami i połknąłem dwie pigułki. Niepostrzeżenie dla nikogo (przynajmniej tak się starałem) złapałem za kurtę i wyszedłem na ganek, za domem.

Ponad problemWhere stories live. Discover now